Ruch Chorzów ma w składzie piłkarza na mistrzostwa świata

Gabor Straka to mózg niebieskiej maszynki do zwycięstw. 28-letni Słowak, który czuje się Węgrem wierzy, że dobra gra w barwach Ruchu zawiedzie go na mundial w RPA.

Wojciech Todur: Koledzy, trenerzy, dziennikarze - wszyscy Pana chwalą. Powtarzają, że pracowity, nieustępliwy.

Gabor Straka: Spokojnie (śmiech). Za nami dopiero dziesiąta kolejka. Ale fakt - gramy tak dobrze i skutecznie, że zaskakujemy samych siebie. Naszą siłą jest zespół. Gdy się pomylę to wiem, że za plecami mam już dwóch kolegów, którzy tylko czekają, żeby naprawić mój błąd. Z tymi pochwałami pod moim adresem też bym nie przesadzał. W meczu z Lechią Gdańsk miałem na przykład trzy proste straty. Jest nad czym pracować.

Duszan Radolsky - trener, który Pana sprowadził do Chorzowa od początku podkreślał, że ma Pan potencjał, żeby być liderem drużyny, ale też martwił się, że tak łatwo łapie Pan kontuzje.

- Teraz jestem spokojny, bo jestem i zdrowy. Nie da się zbudować formy w gabinecie lekarza. A tak to ostatnio niestety ze mną było. Dwa mecze na boisku, dwa dni w szpitalu. Tak dobrze grać w piłkę się nie da.

Przed Ruchem mecz z Polonią Bytom, która zaskakuje tak samo jak wy.

- Już się cieszę na to spotkanie. Ruch i Polonia uchodzą za tzw. słowackie drużyny, a to dla nas, Słowaków dodatkowe emocje. Nie ma tygodnia, żebyśmy się nie spotkali na wspólnej kolacji czy chociaż na kawie. Pewnie, że licytujemy się kto ma lepszy zespół (śmiech). Polonia na pewno zyskała na zakontraktowaniu Słowaków. Taki Marek Bażik ma wyborny sezon. Strzela gole, asystuje. Nie będzie łatwo ich zatrzymać.

Prawie dwa lata temu rozmawiałem na Pana temat z Borisem Kitką - dziś asystentem selekcjonera słowackiej kadry. Mówił, że to tylko kwestia czasu, gdy trafi Pan do reprezentacji. Liczy Pan na wyjazd do RPA?

- Myślę o tym, ale wiem, że będzie ciężko. W karierze miałem już lepszy okres niż teraz w Ruchu. To było w czasach, gdy zakładałem koszulkę Artmedii Bratysława i awansowaliśmy do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Wtedy to wręcz czekałem na powołanie, no ale się nie doczekałem. Teraz jestem starszy to i podchodzę do takich spraw spokojniej. Droga do kadry wiedzie przez polskie boiska. Jeżeli Ruch będzie nadal grał równie dobrze i skutecznie, a na dodatek ze mną w składzie, to nie ma możliwości, żeby trener Vladimir Weiss mnie nie zauważył.

Grał Pan w młodzieżowych reprezentacjach Słowacji?

- Tylko do lat 14. Ruch wciąż niepokonany na Cichej chce walczyć z Wisłą o tytuł!

Pytam, bo pamiętam jak Pan mówił, że bardziej czuje się Węgrem niż Słowakiem.

- Pochodzę z Dunajskiej Stredy, a to region gdzie mieszka bardzo dużo mniejszości węgierskiej. Mam podwójne obywatelstwo i równie mocno jak za Słowację ściskam też kciuki za Węgrów. W dorosłej piłce wybitnie im nie idzie i to już od wielu lat. Trafiają na trudnych rywali - bój o RPA przegrali przecież z Danią, Portugalią czy Szwecją. Ale to już wkrótce może się zmienić. Przecież młodzi Węgrzy dopiero co wywalczyli trzecie miejsce na mistrzostwach świata do lat 20-tu.

Z Ruchem wiąże Pana jeszcze ponad rok kontraktu. Czy przeprowadzka do Polski była dobrą decyzją? Może myśli Pan o przedłużeniu umowy?

- Mam jeszcze czas by się nad tym zastanawiać. A czy to była dobra decyzja? A Pan wolałby grać co tydzień dla tysiąca czy dziesięciu tysięcy fanów? Dobrze trafiłem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.