Wielkie Derby Śląska dla Górnika po szczurze Banasia!

Zabrzanie nie mogli wyczekać lepszej chwili na pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w sezonie. Gol Adam Banasia wstrząsnął 40 tysiącami kibiców na Stadionie Śląskim. - Ta bramka jest jak spełnienie marzeń - śmiał się Banaś, który jest pierwszym piłkarzem z Zabrza, który w tym sezonie zdobył bramkę na obcym stadionie.

Polecamy: Burdy na Wielkich Derbach. Pseudokibice rzucali w policję bryłami śniegu

- Nie zawsze może być tak cudownie jak chociażby rok temu - rozłożył ręce Mariusz Klimek, właściciel niebieskich, na wspomnienie ubiegłorocznego triumfu w Wielkich Derbach Śląska. Chorzowianie do końca walczyli o wyrównującego gola. Po drugiej żółtej kartce dla Grzegorza Bonina przez ostatni kwadrans Ruch grał nawet z przewagą jednego zawodnika. Obrońcy Górnika gonili już wtedy resztką sił, rezerwowi pokazywali im na palcach minuty jakie pozostały do zakończenia spotkania, ale Ruchowi nie odpuścili. - Postawili mur na linii pola karnego, a myśmy się o niego rozbili - smucił się Ariel Jakubowski, obrońca Ruchu.

92. derby były jak długo wyczekiwana premiera. Piłkarze ćwiczyli swoje role w ukryciu. Ponad dwumiesięczna przerwa w rozgrywkach sprawiła, że forma obu drużyn jak i taktyka były wielką niewiadomą. Łatwiej były wytypować skład niebieskich, którzy zimą oszczędzali na czym się tylko dało i raczej tracili niż pozyskiwali wartościowych piłkarzy.

Gdy piłkarze z Chorzowa wybiegli na rozgrzewkę przez sektory zajmowane przez fanów Ruchu i tak przetoczył się jęk zaskoczonych fanów. Mało kto bowiem przypuszczał, że na środku obrony zagra Krzysztof Nykiel. Zazwyczaj boczny obrońca, nawet w zimowych sparingach, nie grał obok Macieja Sadloka. Mariusz Klimek też miał obawy czy to dobry wybór. - Nie może stracić koncentracji nawet na pięć minut! Wtedy powinno być dobrze - dzielił się troskami ze swoimi współpracownikami.

Kibice Górnika też czekali z utęsknieniem na decyzje kadrowe Henryka Kasperczaka. Doświadczony trener poszedł na całość i posłał w bój aż pięciu piłkarzy na których postawił w przerwie zimowej.

Derby miały być na śląską nutę i takie były. Kibice jeszcze przed pierwszym gwizdkiem bujali się w rytm pieśni o "Karolince", którą wykonał Zespół Pieśni i Tańca "Śląsk", a potem przeskakiwali z nogi na nogę gdy w trąby dmuchnęli muzycy orkiestry dętej z Halemby.

To jednak była tylko rozgrzewka do prawdziwych emocji. Zielona, perfekcyjnie przygotowana, równa jak laboratoryjny stół murawa aż zachęcała do walki. Trener Pietrzak liczył, że stabilny skład będzie atutem jego drużyny, ale to zreformowany Górnik zaatakował groźnie jako pierwszy. Nykiel i Sadlok uwijali się niczym mróweczki by powstrzymywać groźnych i szybkich Roberta Szczota i Przemysława Pitrego.

To nie był dzień Wojciecha Grzyba. Kapitan Ruchu nie raz powtarzał, że gra na prawej obronie to nie jest jego przeznaczenie. Błędy i presja rywala sprawiły, że przeznaczenie mogło zamienić się w koszmar. Na szczęście dla Grzyba po jego błędzie Pitry strzelił obok bramki. - Mogłem poczekać. Spokojnie podciągnąć piłkę metr, albo dwa. Adam Banaś pokazał napastnikom jak się strzela gole. Musimy brać z niego przykład - chwalił kolegę Pitry.

Przez ostatni tydzień działacze Ruchu każdego ranka budzili się ze strachem czy aby nagły atak zimy nie zniweczy ich wysiłków, których celem było odśnieżenie ponad 40 tysięcy krzesełek. Śniegu została garstka, ale na tyle by obrzucić śnieżynkami Damiana Gorawskiego. Były piłkarz Ruchu, po okresie gry w lidze rosyjskiej, zdecydował się na podpisanie kontraktu z Górnikem i kosztowało go to uniki przy wykonywaniu rzuty różnego pod śnieżną kanonadą chorzowskich fanów.

Ruch zagroził bramce Sebastiana Nowaka po raz pierwszy za sprawą Słowaków. Duet Pavol Balaz - Martin Fabusz nastraszył już nie jedną linię obrony w polskiej lidze. Defensorzy Górnika też się pogubili, ale Nowak, który grał z Fabuszem na Cichej wyczuł jego intencje i wybił mocno bitą piłkę na rzut rożny.

Poprawka była jeszcze groźniejsza - tym razem niepocieszony wracał na własną połowę Grzyb. To był piękny strzał głową, ale Nowak, który ma dłoń jak bochen chleba zatrzymał piłkę jeszcze raz. - Szkoda zmarnowanych okazji, bo tak wiele ich nie było. Niestety ale częściej kopaliśmy niż graliśmy w piłkę - przyznał Marcin Nowacki, pomocnik niebieskich.

Rok temu, podczas 91. WDŚ, dwa gole wpadły już przed przerwą (było 1:1). Teraz brakowało nie tylko bramek, ale i niecodziennych - zarezerwowanych dla derbów - emocji.

Na dodatek dyrektor Śląskiego Marek Szczerbowski uzbrojony w krótkoterminowe prognozy pogody wieszczył, że po przerwie nad stadion nadciągnie wrogi front atmosferyczny, który jeszcze schłodzi atmosferę (miało być nawet minus 5 stopni Celsjusza). I rzeczywiście zrobiło się chłodno, ale tylko na sektorach niebieskich, już po stronie fanów Górnika było gorąco jak w środku lata.

Temperaturę rozregulował Adam Banaś, który po dobrze rozegranym rzucie wolnym trafił sprzed pola karnego. Chociaż trudno w to uwierzyć Górnik zdobył tym samym pierwszego wyjazdowego gola w tym sezonie!

- Nawet nie marzyłem o tej bramce. To coś niesamowitego! Pewnie, że ćwiczymy takie zagrania na treningach. Zdradzę jednak, że pierwszy do tej piłki wystartował Gorawski. Na szczęście udało mi się go przepchnąć - śmiał się Banaś.

Radość piłkarza z Zabrza była równie wielka jak smutek zawodnika Ruchu. Remigiusz Jezierski jeszcze długo po meczu nie dowierzał, że piłka po strzale Banasia prześlizgnęła mu się między nogami....

Przed spotkaniem trener Pietrzak przypomniał, że sposobem na Górnika mogą być stałe fragmenty gry, więc, gdy Tomasz Brzyski przymierzył ze stojącej piłki, a Nowak z największym trudem jeszcze raz zapobiegł utracie gola, szkoleniowiec Ruchu musiał aż syknąć z bólu. Chorzowianie ruszyli do ataku - groźnie strzelił Balaz, a bezcenny dla zabrzan Banaś zablokował piłkę po uderzeniu Jezierskiego.

Mimo szaleńczych ataków niebieskich wynik już się nie zmienił. Po ostatnim gwizdku uradowani piłkarze Górnika podbiegli do sektora zajmowanego przez fanów z Zabrza. Ci byli już bez koszulek, więc z radością stoczyli bój o stroje, które rzucili w trybuny piłkarze.

Chorzowianie schodzili do szatni smutni, bądź smutniejsi. Wśród nich zmęczony po ciężkiej harówce Tomasz Brzyski, który raptem dwa tygodnie temu pochował matkę. - Myślę, że mama patrzyła na mnie z góry i cieszyła się z mojej gry - westchnął pomocnik Ruchu.

Ruch Chorzów 0

Górnik Zabrze 1 (0)

Bramka: Banaś (47. - z rzutu wolnego)

Ruch: Pilarz - Grzyb, Nykiel, Sadlok Ż , Jakubowski (82. Adamski) - Nowacki (58. Sobiech), Baran, Brzyski, Balaz Ż - Jezierski (82. Janoszka), Fabusz.

Górnik: Nowak - Bonin Ż , CZ , Banaś Ż , Pazdan, Magiera - Gorawski, Strąk, Przybylski, Kołodziej (77. Danch), Pitry (82. Gancarczyk) - Szczot (90. Kizys).

Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok).

Widzów: 40 000

Zdaniem trenerów

Henryk Kasperczak (Górnik): - Derby jak to derby. Myślę, że nie było to fantastyczne widowisko, ale zacięty, twardy mecz. Gdyby to Ruch zdobył gola to byłoby nam ciężko wywieźć trzy punkty.

Mieliśmy więcej szczęścia... Chcę pochwalić moich piłkarzy - pokazali charakter, determinację. Nawet w tym trudnym momencie, gdy graliśmy w dziesiątkę i nie było łatwo. Te trzy punkty na pewno ułatwią nam pracę, dodadzą wiary we własne siły.

Bogusław Pietrzak (Ruch): - Górnik wygrał po ciężkim meczu. Po wypowiedzi trenera Kasperczaka chciałoby się powiedzieć - nic dodać nić ująć. Mam wrażenie, że mecz przebiegał tak jak się spodziewaliśmy. Dziękuję zawodnikom za ogromne serce do gry i walkę od pierwszej do ostatniej sekundy.

Rozmowy pod szatnią

Robert Szczot (Górnik): - Po takim meczu wiem, że dobrze zrobiłem zamieniając Jagiellonie na Górnika. Jestem pewny, że szybko zapewnimy sobie utrzymanie w lidze, a w przyszłym sezonie powalczymy o wyższe lokaty. Super pracować z takim fachowcem jak trener Kasperczak.

Sebastian Nowak (Górnik): - Nasz skład bardzo się zmienił w porównaniu z poprzednimi derbami na Śląskim. Ilu nas zostało? Dwóch? Gra o taką stawkę, przed taka publiką była dla większości z nas nowym doświadczeniem. Może dlatego zaczęliśmy trochę bojaźliwie? W końcówce było już bardzo ciężko, ale z pomocą kibiców udało się dowieźć zwycięstwo do końca.

Ariel Jakubowski (Ruch): - Straciliśmy gola, którego nie powinniśmy stracić. Sami na pewno zasługiwaliśmy na co najmniej jedno trafienie. Poszlibyśmy wtedy za ciosem i pewnie Górnik zostałby z niczym. Szkoda pierwszej połowy, zaczęliśmy zbyt spięci.

Marcin Nowacki (Ruch): - Zagraliśmy słabo i nawet nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Górnik niczym nas nie zaskoczył. Zmienili znacznie skład, ale to wciąż ten sam zespół - byli do ogrania. Od następnej kolejki musimy zacząć zdobywać punkty, bo zacznie się robić nerwowo.

Przemysław Pitry (Górnik): - Nie chcę mi się wierzyć, że to był nasz pierwszy wyjazdowy gol w tym sezonie! Teraz może być tylko lepiej. Atmosfera, nasi kibice, to było niepowtarzalne. Chciałbym grać takie spotkania co tydzień!

Adam Banaś (Górnik): - Nie tylko defensywa, ale cały zespół grał świetnie w obronie. Nie kalkulowaliśmy nawet w końcówce. Gdybyśmy mieli trochę więcej szczęścia to strzelilibyśmy drugiego gola.

Krzysztof Nykiel (Ruch): - Grałem już na środku obrony, więc mogłem się spodziewać, że zastąpię Rafała Grodzickiego [nie wystąpił z powodu kartek - przyp.red.]. Teraz czuję olbrzymi żal, nie zasłużyliśmy na porażkę. Ten strzał po którym wpadł gol, był jak "szczur". Nie wiem jak ta piłka się prześlizgnęła?!

Polecamy: Po meczu powiedzieli

Copyright © Agora SA