Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Przy Łazienkowskiej wszyscy czekają na efekty transferów:
Sierpień i wrzesień w ostatnich latach były trudnymi miesiącami dla trenerów Legii. Lista szkoleniowców, którzy rozstawiali się wtedy z klubem jest długa: Hasi, Magiera, Klafurić, w praktyce też Berg. Aleksandar Vuković widnieje w tym zestawieniu połowicznie. W sierpniu i wrześniu przestawał być pierwszym trenerem Legii, ale tylko dlatego, że prowadził wtedy drużynę tymczasowo, gdy ta czekała na nowych zbawicieli, a on wspierał ich potem z drugiego rzędu.
Po porażce Legii z Glasgow Rangers i odpadnięciu z el. Ligi Europy w IV rundzie, na Łazienkowskiej będzie musiało dojść do zmian. Szczególnie tych dotyczących funkcjonowania klubu. Czy będą one widoczne także w sztabie trenerskim? Wszystko zależy od tego jaki plan ma prezes Dariusz Mioduski.
W rozmowie ze Sport.pl były trener “Wojskowych”, a obecnie selekcjoner kadry U-20 broni kompetencji obecnego szkoleniowca wicemistrza Polski.
-Znamy się dobrze. Długo razem pracowaliśmy. Sporo wygraliśmy, przytrafiały się też porażki. Wiem, że to charakterny człowiek, zdolny trener. On wie czego chce. Najlepiej, by się nie zmieniał. Niech obraną drogą zmierza do swych celów i marzeń. Myślę, że właśnie przechodzi proces korzystny dla jego rozwoju. Uważam, że da sobie radę, dlatego jemu i wszystkim w Legii życzę spokoju - mówi nam Magiera, pytany o swoje przesłanie dla kolegi z klubowych gabinetów na Łazienkowskiej. Były pomocnik zdaje sobie jednak sprawę, że odpadnięcie z gry w Europie, może być sporym problemem dla Legii.
-Każdy kto grał w piłkę wie, że europejskie puchary to rozwój. Są koniecznością, by utrzymać drużynę, nie sprzedawać graczy z przymusu, utrzymać stabilność finansową - wylicza Magiera.
Analizując mecz z Glasgow Magiera zwraca uwagę, że trudno było Legii o korzystny wynik w starciu z Rangersami, bo drużyna odbierała sobie możliwość do kreowania większej liczby groźnych sytuacji.
-W takich meczach ważne jest to, aby liczba zawodników grających w ofensywie była duża. Jeśli gracz posiadający piłkę ma tylko jeden wybór to trudno będzie się zespołowi na połowie rywala utrzymać. Zawodnicy z Glasgow bardzo dobrze wracali do linii obrony. Nie pozwalali nam na to, by futbolówkę rozgrywać. Legia miała jednak piłkę meczową w 90. minucie tego meczu. Jarkowi Niezgodzie zabrakło mocniejszego i precyzyjniejszego uderzenia. Zresztą Jarek przeprowadził dwie, trzy akcje, które mogły zakończyć się strzałem i zdobyciem bramki. Trzeba jednak przyznać, że to rywale stworzyli sobie więcej dobrych okazji. Szkoda, że gol padł w 90. minucie, bo w takich meczach gra się przede wszystkim na wynik. Legii zabrakło doskoku w bocznej strefie boiska, zabrakło agresji. Jordanowi Jonesowi pozwolono na dośrodkowanie w pole karne i Alfredo Morelos strzelił tak jak powinien. Nie do obrony – opisuje trener.
Jego zdaniem wcześniejsze wpuszczenie błyskotliwego Niezgody za Sandro Kulenovica niekoniecznie mogło dać zamierzone efekty.
- Niezgoda to jest inny typ zawodnika niż Kulenović. Trener na mecz dobiera odpowiednią strategię. Wiadomo, że analitycy i sztab muszę ustalić w jaki sposób drużyna ma być skonstruowana i co chcą uzyskać z danym rywalem. Polak wszedł w 60. minucie, gdy między zawodnikami był już większe przestrzenie, gdy mógł wykorzystać swoją szybkość. Chorwat jest natomiast graczem, który absorbował uwagę stoperów. Kilka razy w tym meczu był zresztą faulowany, co też było bardzo ważne. Właśnie tego zabrakło Legii w 90. minucie, gdy strata piłki w środku boiska spowodowała kontrę gospodarzy. Zabrakło cwaniactwa, przytrzymania piłki, ważnych detali, które może na poziomie naszej Ekstraklasy nie mają zawsze tak wielkiego znaczenia, ale w Europie robią różnicę. Nie można sobie pozwolić na to, że ktoś ma pół metra czy metr swobody by dośrodkować. W Europie potrafią to zrobić precyzyjnie. Tak się stało - wyjaśnia selekcjoner. Ze spotkania stara się też wyciągnąć jakieś pozytywy, szczególnie w biało-czerwonym aspekcie.
- Kapitalnie zaprezentował się Radosław Majecki. Był cały czas pewny swych interwencji i skoncentrowany. Tym bardziej smutne, że w takich okolicznościach piłka wpadła do jego siatki. W dogrywce, a może i w karnych mógł być dalej pewnym punktem drużyny - ocenia trener, który niedawno powoływał go jeszcze do swej kadry U-20. Obecnie z Majeckiego korzysta reprezentacja U-21.
- Szkoda, że koło nosa przeszła mu teraz Liga Europy – słyszymy.