Dani Ramirez pocieszał kolegę z Lecha, który spowodował kolizję po alkoholu. Szybko zrozumiał swój błąd

Zawodnik Lecha Poznań Nika Kwekweskiri spowodował kolizję, jadąc pod wpływem alkoholu. W obronie piłkarza stanął kolega z zespołu Dani Ramirez. Hiszpan usunął wpił i zamieścił wyjaśnienia. "Wiem, że jazda pod wpływem alkoholu nie może się zdarzyć i mam nadzieję, że to się nie powtórzy. Przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony moim poparciem dla niego" - napisał na Instagramie.

Jak poinformował "Głos Wielkopolski", zawodnik Lecha Poznań Nika Kwekweskiri prowadził Mercedesa C200 i wjechał w dwa inne auta. Na szczęście w wyniku zdarzenia nikomu nic się nie stało Po przyjeździe policji okazało się, że piłkarz w wydychanym powietrzu miał we krwi 0,8 promila alkoholu. Podczas interwencji zawodnik zachowywał się spokojnie. Zabrano mu prawo jazdy. Obecnie prowadzone jest postępowanie karne za prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu oraz doprowadzenie do kolizji drogowej.

Zobacz wideo "Lech robi bardzo dobre wrażenie, ale poczekajmy na jego pierwszy kryzys"

Dani Ramirez stanął w obronie kolegi z zespołu. Usunął wpis i wyjaśnił. "Przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony" 

Poznański klub poinformował, że wyciągnie konsekwencje wobec zawodnika, a sam Gruzin, który aktualnie przebywa na zgrupowanie reprezentacji, zadeklarował, że podda się karze.

W jego obronie stanął inny zawodnik Lecha Poznań Dani Ramirez, który napisał na Instagramie: "Każdy popełnia błędy, kocham Cię Kwekweskiri" Hiszpan usunął jednak wpis i zamieścił obszerniejsze wyjaśnienie. "Chcę przeprosić, nie bronię zachowania Nikki, wspieram go tylko w tym trudnym momencie. Wiem, że jazda pod wpływem alkoholu nie może się zdarzyć i mam nadzieję, że to się nie powtórzy. Przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony moim poparciem dla niego. Zawsze chcę tego, co najlepsze dla klubu i tej rodziny" - dodał Hiszpan. 

Nika Kwekweskiri w tym sezonie zagrał w 10 spotkaniach, zdobył jedną bramkę. Kontrakt Gruzina z Lechem jest ważny do końca czerwca 2023 roku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.