Neymar wyszedł na boisko pierwszy raz od trzech miesięcy – najpierw miał kontuzję, późnej oficjalnie wciąż nie był w pełni zdrowy, ale tak naprawdę mogła to być część transferowych gierek mających wymusić odejście z PSG. Gdy okno transferowe zostało zamknięte, a Brazylijczyk pozostał w Paryżu, wyzdrowiał i wrócił do gry.
Od razu wyszedł w pierwszym składzie w sparingu Brazylii z Kolumbią. Popisywał się efektowanymi przyjęciami piłki, świetnie dryblował, jakby każdym kontaktem z piłką chciał udowodnić, że długi rozbrat z nią, nie wpłynął na niego tak źle, jak zakładali kibice. Przyniosło to wymierną korzyść już w 19. minucie, gdy dokładnie dośrodkował do Casemiro, a ten wyprowadził Brazylię na prowadzenie. W drugiej połowie Neymar sam trafił do bramki – z kilku metrów do pustej, po świetnym dograniu Daniego Alvesa.
- Myślałem, żeby go zdjąć i zapobiec urazom, ale widziałem jaki jest silny, intensywny i skoordynowany. Rósł minuta po minucie i dawał coraz więcej. Utrzymywał swoją technikę i tworzył przestrzeń. Przerósł moje oczekiwania - komentował po meczu Tite, selekcjoner Brazylijczyków.
Groźnie zrobiło się pod koniec spotkania. Neymar biegł lewym skrzydłem, ścinał do środka pola karnego i wtedy z pełnym impetem wpadł w niego chodzący w zupełnie innej wadze Davinson Sanchez. Kolumbijczyk tak ostro potraktował zawodnika PSG, że ten przeleciał dobrych kilka metrów i zatrzymał się dopiero na bandzie reklamowej. Brazylijczycy domagali się odgwizdania faulu i podyktowania rzutu karnego, ale sędzia zdecydował, że przewinienia nie było. Po kilkudziesięciu sekundach Neymar się pozbierał i dograł mecz do końca.