Wielkie piłkarskie derby ma właściwie każde duże miasto Europy. Każdy kibic słyszał o gorącej rywalizacji Celticu z Glasgow Rangers, Realu z Atletico, Milanu z Interem, Lazio z Romą, Panathinaikosu z Olympiakosem, Partizanu z Crveną Zvezdą, Fenerbahce z Galatasaray, Manchesteru City z United. A jeśli chodzi o Londyn, to wielkie derby ma on niemal co kolejkę, bo w Premier League gra aż siedem drużyn ze stolicy Anglii.
Paryż na tym tle jest pustynią. To jest tym bardziej dziwne, że przecież to nie tylko jedna z największych aglomeracji miejskich w Europie, licząca sobie aż 12,2 mln ludzi, ale też największa na świecie kuźnia piłkarskich talentów. Jak wyliczyła agencja AFP, na ostatnich mistrzostwach świata w Katarze zagrało aż 29 zawodników urodzonych w paryskiej aglomeracji. Tylko jedenastu z nich reprezentowało Francję. Pozostali zasilili m.in. Senegal, Kamerun, Algierię, Maroko i Portugalię. Co więcej, to w Paryżu narodziła się francuska piłka nożna. Wśród pierwszych mistrzów kraju można znaleźć wiele klubów ze stolicy. Jednak Racing Club, Club Francais, Standard AC, CA Paris-Charenton, Gallia Club albo już nie istnieją, albo tułają się na amatorskim poziomie rozgrywek. Brylujący dziś we Francji Paris St. Germain został założony dopiero w 1970 roku. Pierwszy mistrzowski tytuł zdobył w 1986 r. Piłkarska korona wróciła wtedy do stolicy Francji równo po pół wieku przerwy.
Teraz zanosi się na to, że Paryż będzie miał nie tylko etatowego mistrza kraju w postaci PSG, ale też drużynę, która hegemonowi rzuci wyzwanie. Chodzi o Paris FC. To zespół, który oficjalnie powstał w 1969 roku z inicjatywy Francuskiej Federacji Piłkarskiej, która chciał odbudowy zawodowej piłki nożnej w stolicy kraju. Potem przechodził przedziwne koleje losu. Łączył się z innymi paryskimi i nie tylko paryskimi klubami, by się potem od nich oddzielać. W końcu jednak wylądował na amatorskim poziomie rozgrywek.
Lepsze czasy zaczęły się, gdy rządu w klubie objął francuski biznesmen Pierre Ferracci. Pod jego rządami klub wrócił na zawodowy poziom. Znalazł też potężnego sponsora: Królestwo Bahrajnu. To nie spodobało się organizacjom pozarządowym. Bliskowschodni reżim łamie prawa człowieka i stosuje tortury wobec obywateli. Protesty nie mogły jednak zaszkodzić Ferracciemu, którego syn Marc jest bliskim przyjacielem prezydenta Emmanuela Macrona. Od siedmiu miesięcy Marc Ferracci jest też ministrem przemysłu i energetyki we francuskim rządzie. FC Paris gra więc dalej z napisem "Zwycięski Bahrajn" na koszulkach.
Kto wie, czy to się wkrótce nie zmieni. W klubie nastały bowiem nowe czasy. W listopadzie większościowy pakiet udziałów w klubie przejął najbogatszy człowiek Europy: Bernard Arnault. Jeszcze niedawno był on uważany za najbogatszego człowieka świata, ale ostatnie zawirowania zaszkodziły mu bardziej niż Elonowi Muskowi. Majątek Francuza, do którego należą marki dóbr luksusowych takie jak Dior, Luis Vuitton, TAG Heuer, Bulgari czy szampan Moet & Chandon oblicza się obecnie na 190 miliardów dolarów.
Zadania przekształcenia Paris FC w wielki klub piłkarski podjął się syn Bernarda – Antoine Arnault. Ten do pomocy będzie miał Juergena Kloppa - słynnego trenera, który odnosił sukcesy z Borussią Dortmund i Liverpoolem. Niemiec, który pracuje obecnie dla Red Bulla i klubów zrzeszonych pod tą marką, podjął się współpracy z FC Paris, bo jego macierzysta firma objęła pakiet 11 procent akcji Paris FC.
Obecnie drużyna jest na najlepszej drodze, by wrócić do Ligue 1. W tabeli drugiej ligi zajmuje drugie miejsce i na finiszu rozgrywek może mieć pewność, że przynajmniej zagra w barażach o ekstraklasę.
Największym problemem zespołu jest jednak stadion. Stade Charléty ma zaledwie 20 tys. miejsc i lekkoatletyczną bieżnię wokół boiska. "To stadion, na którym nie można stworzyć atmosfery" – stwierdził Klopp, który jest obecnie szefem Red Bulla ds. globalnej piłki nożnej, cytowany przez agencję AFP. "Dawno nie oglądałem meczu z tak daleka" – dodał Niemiec.
W nowym sezonie klub ma przenieść się na należący do miast Stade Jean-Bouin. Obiekt, który znajduje się po drugiej stronie ulicy naprzeciw Parc de Princes (arena PSG), nie jest większy od Stade Charléty, ale dużo bardziej nadaje się do organizacji meczów piłkarskich.
Zmiana stadionu to swoisty komunikat Paris FC, który chce rzucić wyzwanie gigantowi. Jednak Anaultowie nie mają zamiaru tak szastać pieniędzmi na transfery jak katarscy właściciele PSG. "Nie mamy w zwyczaju wyrzucać pieniędzy przez okno. Chcemy zbudować drużynę, w której będziemy mieli pięciu, sześciu, siedmiu, a nawet ośmiu zawodników, którzy przeszli przez naszą akademię młodzieżową" – powiedział Antoine Arnault, którego bracia i starsza siostra Delphine również są zaangażowani w nowy projekt.
Nowi właściciele klubu uważają, że powinni przede wszystkim wykorzystać piłkarski potencjał Paryża, w którego aglomeracji trenuje 330 tys. piłkarzy. "Region paryski stanowi idealne połączenie ogromnej liczby talentów piłkarskich z dostępem do doskonałych obiektów i trenerów" – powiedział agencji AFP Tom Williams, autor książki "Va Va Voom: The Modern History of French Football".
"Mamy marzenie, aby pewnego dnia stać się najlepszą młodzieżową akademią we Francji, zostać mistrzem kraju i grać w Europie. Chcemy upodobnić się do La Masii" – dodał prezydent klubu Pierre Ferracci, który ma pozostać na stanowisku do 2027 roku w ramach umowy z Arnaultami i Red Bullem.
"Paryskie przedmieścia są pełne dzieciaków, które mają bzika na punkcie piłki nożnej. Z odpowiednim wsparciem i przemyślanym marketingiem, szczególnie w odniesieniu do tego, jak odróżnić się od PSG, drugi duży paryski klub może odnieść ogromny sukces" - twierdzi Williams.