Olympique Lyon w zeszłym roku wypożyczył Ernesta Nuamaha z RWD Molenbeek, belgijskiego drugoligowca, a tego lata wykupił go za 28,5 mln euro. Ghańczyk wybiegł w podstawowym składzie na spotkania ze Stade Rennais (0:3) i Monaco (0:2), choć w tym drugim miał sporo pecha i już w 17. minucie zszedł z boiska z powodu kontuzji. A w kolejnych dniach zrobiło się wokół niego gigantyczne zamieszanie.
Francuski klub jeszcze latem musiał kogoś sprzedać, aby utrzymać płynność finansową. Okazja nadarzyła się, gdy z ofertą za Nuamaha zgłosiło się Fulham. Kluby ustaliły kwotę transferu na 19 mln euro, Anglicy porozumieli się także z zawodnikiem. Ponadto Lyon miał już nawet wytypowanego następcę Ghańczyka w osobie Carlosa Forbsa. Jednak nastąpił zupełnie nieoczekiwany zwrot.
Początkowo media informowały, że Nuamah wycofał się z transferu. Prawda okazała się nieco bardziej złożona, a ujawniło ją francuskie "L'Equipe". Okazało się, że piłkarz dobrze czuł się Lyonie i chciał nawet kupić tam dom. W ogóle nie planował odchodzić, lecz czuł się wypychany przez właściciela Johna Textora oraz szefa działu skautów Mathieu Louisa-Jeana.
Mimo to sprawy szły w jednym kierunku i 30 sierpnia, czyli w ostatnim dniu okna transferowego, we Francji pojawili się przedstawiciele angielskiego klubu, aby przeprowadzić testy medyczne. Wtedy Ghańczyk miał zalać się łzami, ale potem przeszedł samego siebie. Tuż przed końcem badań... zniknął, nie informując o tym agenta i Olympique'u. W tej sytuacji transfer został anulowany. Później Textor wysłał do piłkarza list z przeprosinami, a obie strony się pogodziły.
Nuamah pozostał zatem piłkarzem Lyonu, choć oczywiście zabrakło go w ostatnim ligowym meczu ze Strasbourgiem (4:3). Przerwę reprezentacyjną spędzi w klubie, gdyż nie powołano go na zgrupowanie reprezentacji Ghany. Do gry będzie mógł wrócić 15 września, gdy jego klub zamierzy się z Lens.