Reprezentant Polski anonimowy we Francji. To mu pomogło. "Nikt mnie nie znał"

Przemysław Frankowski od blisko dwóch lat gra z powodzeniem we Francji, ale jego początki w Lens nie były łatwe. Swoim doświadczeniem podzielił się w wywiadzie dla "L'Equpie". - Nikt mnie nie znał. Ludzie pytali, kim jestem, co to za zawodnik - powiedział

Kariera Przemysława Frankowskiego jest dość nietypowa. 32-krotny reprezentant Polski, w przeciwieństwie do innych krajowych zawodników, którzy wyjeżdżają za granicę, przez wiele lat grał w ekstraklasie. Pierwotnie w Lechii Gdańsk, ale ze swojego macierzystego klubu został skreślony i oddany do Jagiellonii Białystok. Tam ponownie trafił pod skrzydła Michała Probierza. Zarówno dla ekipy z Podlasia, jak i dla Frankowskiego, był to świetny okres zwieńczony dwoma wicemistrzostwami Polski.

Zobacz wideo "Sędzia wróg" - miniserial o patologiach w niższych ligach. Premiera 8 maja na Sport.pl

Frankowski zdradza kulisy gry we Francji. Pomogła mu anonimowość

W styczniu 2019 roku wyjechał do MLS, gdzie grał w Chicago Fire. Najbardziej udany był jego pierwszy sezon, w którym strzelił pięć goli i zanotował siedem asyst. Potem grał mniej, ale nie przeszkodziło mu to w transferze do Europy. W sierpniu 2021 roku trafił do Lens, jako - jak sam twierdzi - piłkarz całkowicie anonimowy. - Nikt mnie nie znał. Ludzie pytali, kim jestem, co to za jakiś Polak, który przyszedł z Ameryki. Ale to mi na swój sposób pomogło. Przyjechałem bez żadnej opinii, miałem wiele do osiągnięcia. Czułem się też gotowy, by grać we Francji - opowiada Frankowski w rozmowie z "L'Equipe", który z Lens jest związany kontraktem do 2026 roku.

28-latek obronił się swoją grą. Już w pierwszym sezon był pełnoprawnym podstawowym zawodnikiem, notując bilans sześciu bramek oraz pięciu asyst. W tegorocznych rozgrywkach ma ich trochę mniej - cztery gole i dwie asysty - ale Lens świetnie radzi sobie jako cały zespół. Zajmują trzecie miejsce w tabeli z punktem straty do drugiej Marsylii. To z tą ekipą zmierzą się w bezpośrednim starciu w sobotni wieczór.

- W przeszłości zdarzało się, że rozgrywałem dwa dobre mecze i następny mi nie wychodził. To nawet chyba nie była presja. Dziś czasami czuję coś dziwnego w żołądku, ale wyciągam z takiej sytuacji coś pozytywnego. Mówię do siebie: "Jesteś w tym klubie, ponieważ na to zasługujesz". Takie emocje mnie nakręcają. W przeszłości bywało różnie, ale teraz rozwinąłem swój umysł. Pracowałem nad tym z psychologiem - zdradza reprezentant Polski.

Konfrontacja z Olympique Marsylia będzie okazją do zmierzenia się z Jonathanem Claussem, byłym graczem Lens, de facto, przez którego Frankowski musiał zmienić pozycję. - On jest znakomity. Gdy trafiłem do Lens, myślałem, że będę występował na prawej stronie boiska, ale tam występował on i był gościem, z którym bardzo ciężko było wygrać rywalizację. Dlatego trafiłem na lewą stronę i graliśmy w pierwszym składzie razem. Obserwowałem go, oglądałem jego grę, patrzyłem, jak sobie radzi w treningu, jak ustawia się na boisku. To wiele mi dało - wspomina 28-latek.

Lens długo walczyło z Paris Saint Germain o prym w ligowej tabeli, ale w ostatnim czasie zespół ze stolicy Francji odjechał stawce. Ma na koncie 75 punktów. Za plecami czai się Marsylia z 70 oczkami, a jedno mniej ma ekipa Przemysława Frankowskiego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.