Sztuczna inteligencja rządzi w klubie. Drużyna "za darmo" bije wiele razy bogatsze zespoły

Kacper Sosnowski
Julien Demeaux w komputerze ma szczegółowe dane piłkarzy z 70 lig na świecie. Ważniejsze niż te dane są jednak autorskie algorytmy, które rozstrzygają, na kogo trzeba postawić. Niemal wszystko, co dzieje się w Tuluzie, w tym transfery i koncepcja gry, jest determinowane obliczeniami z laptopa dyrektora klubu. Tuluza nieźle na tym wychodzi. Nie tylko ona.

W Tuluzie sporo braw za ostatnie sukcesy powinien zebrać komputer. Trenera klubu Philippe’a Montaniera na stanowisko wskazał specjalny program. Kolejny algorytm stał też za zatrudnieniem piłkarza, który został najlepszym strzelcem Ligue 2. Jak zapewniają władze klubu, wytyczne przekazane przez system sprawiły, że Tuluza zyskała przewagę w niejednym meczu. I chociaż we współczesnym futbolu większość zespołów korzysta z danych i analiz, to kilka robi to dużym rozmachem. "Moneyball" istnieje i to tuż obok nas. 

Zobacz wideo "Plan Kloppa nie wypalił. Liverpool wyszedł na miękkich nogach"

"Moneyball" w wydaniu francuskim

Skojarzenie z "Moneyball" - książką i filmem opartym na faktach - jest jak najbardziej na miejscu. W tamtej historii Billy Beane, nowy menedżer ekipy baseballu Oakland Athletics, zrezygnował z tradycyjnych metod prowadzenia drużyny i zawierzył analizom komputerowym. Sporo na tym ugrał. Jego klub notował historyczne sukcesy, bił mocniejszych, a amerykański sen Beane’a wzbudził medialne zainteresowanie i uznanie na tyle duże, że chcieli go zatrudniać inni. Jeden z twórców sukcesu Tuluzy, dyrektor Julien Demeaux, analizą i podejściem do danych zachwycił się właśnie w Ameryce. Pracował wtedy w szkole średniej jako trener piłki nożnej i... baseballu.   

- Zacząłem zagłębiać się w to, w jaki sposób baseballowe kluby wykorzystują dane do podejmowania kluczowych decyzji i kombinowałem, jak można przełożyć to na futbol - mówił "The Athletic". Po kilku latach Demeaux wrócił do Francji i pracował w jednej z firm dostarczających dane klubom piłkarskim, koszykarskim i rugby. Sport lubił od zawsze, a do nauk ścisłych miał talent. Kiedyś zajmował się aeronautyką, pracował dla Airbusa oraz opracował symulator lotu dla ośrodka szkolenia pilotów w Wielkiej Brytanii.  

Podczas pandemii amerykański klub Seattle Sounders zorganizował konkurs dla analityków danych. Tematyka prezentacji była dowolna. Demeaux, który nudził się w domu w Tuluzie, zrobił przedmeczową analizę Barcelony. Po kilku dniach okazało się, że wygrał. Przyciągnął uwagę RedBird Capital Partners. To firma inwestująca prywatny kapitał w różne inicjatywy, w tym sportowe. Inwestując w Fenway Sports Group, ma pośrednio udziały w Liverpoolu, Pittsburgh Penguins (NHL) i Boston Red Sox (MLB). Niedawno kupiła też udziały w Milanie, a podczas wspomnianego konkursu dla analityków przejmowała akurat FC Toulouse. Jej przedstawiciele uznali, żeby z błyskotliwości człowieka, który jest na miejscu, skorzystać. Po rozmowach zatrudnili Francuza jako menedżera danych piłkarskich.  

"Kluby wykorzystują dane, aby poprzeć to, w co wierzą skauci. To błąd"

Ponieważ RedBird wśród kilkuset firm, w które zainwestowała, ma też taką zajmującą się analizą danych sportowych, droga do współpracy Zelus Analytics z FC Toulouse była naturalna. Klub ma teraz do dyspozycji siedem osób, które współpracują z Demeaux, aby tworzyć algorytmy potrzebne przy różnych zadaniach, przegotowywać konkretne raporty lub tylko przekazywać dane. - Jako klub jesteśmy bardzo nastawieni na dane - przyznał Demeaux. To one zadecydowały, by trenerem zespołu latem 2020 r. został Philippe Montanier. Przy skautingu graczy to od nich wszystko się zaczyna.  

 - Skauci są po to, aby sprawdzić, co mówią szczegółowe dane. Składają raporty już uzbrojeni w liczbową wiedzę. Wiele innych klubów wykorzystuje dane, aby poprzeć to, w co wierzą skauci, a to szybka droga do pomyłki - mówi Brendan Macfarlane, szef zespołu zajmującego się pozyskiwaniem graczy w Tuluzie.

Macfarlane to Brytyjczyk studiujący język francuski w Szkocji, który kiedyś został wysłany na praktyki do Niort. W wolnych chwilach oglądał tam mecze miejscowej drużyny. Robił notatki o piłkarzach. Nie tylko o tych z lokalnej drużyny, ale opisywał też innych graczy z Ligue 2. Po jakimś czasie przekazał sporą bazę danych ukochanemu Celtikowi. Bez reakcji. Za to po publikacji części obserwacji na internetowym blogu zainteresowały się nim kluby z Holandii i Anglii. Ściągnięto go do Brentford. Potem pojawił się na radarach Tuluzy. Pracuje w niej od połowy 2021 r. To on wraz ze współpracownikami jest odpowiedzialny, by w razie poważnego zainteresowania jakimś piłkarzem nadać danym wymiar ludzki lub dołożyć to, czego liczby nie pokażą. Przy "odbiorach" opisać jak one wyglądają, przy "faulach" opatrzyć raport komentarzem dotyczącym ich charakteru. Sprawdzić, co dzieje się u gracza poza boiskiem. Porozmawiać z jego rodzicami.   

- Niedawno znaleźliśmy zawodnika, który wyglądał niesamowicie w liczbach, ale kiedy przeprowadziłem wywiad środowiskowy, odkryłem jazdę pod wpływem alkoholu i narkotyki. Odpuściliśmy - mówi MacFarlane.  

Symulacja wyników po zmianie ligi. "Koledzy dzwonili i nie mogli zrozumieć, jak przegapili takiego gracza"

Jak funkcjonuje Tuluza? Jej programy monitorują 70 lig piłkarskich. Oczywiście zawierają dane dotyczące graczy z najmocniejszych lig, ale dla algorytmów wyłapujących talenty ważniejsze są informacje, które spływają np. z czwartej ligi angielskiej czy trzeciej niemieckiej. Autorskie algorytmy premiują graczy do 25. roku życia (do tej pory były tylko dwa wyjątki), a nawet mając dane dotyczące stylu, szybkości gry i innych parametrów prognozują ich występy po zmianie ligi. Brzmi dziwnie, ale w praktyce działa.  

Najlepszy strzelec Tuluzy w sezonie 2020/21 (14 goli) i 2021/22 (20) Rhys Healy trafił do klubu po występach w III i IV lidze w Anglii. Sprowadzono go za 500 tys. euro. Przy środkowym pomocniku Branco van den Boomenie (350 tys. euro) algorytm podał, iż po przejściu z drugiej ligi holenderskiej do francuskiej Ligue 2 jego statystyki powinny zostać na podobnym poziomie. W Holandii jego najlepszy wynik to 11 goli i 15 asyst. W Tuluzie w swym najlepszym sezonie miał 12 goli i 21 asyst. Wyszło lepiej, niż wyliczyły procesory. 21 asyst to był nowy rekord na drugim poziomie francuskich rozgrywek. - Koledzy z Holandii dzwonili potem i nie mogli zrozumieć, jak przegapili takiego gracza - opowiadał potem MacFarlane. 

Algorytm monitoruje zawodników po meczu i przedstawia też ich długoterminową analizę. Po tym, jak wyszło, że dotychczasowy główny bramkarz Maxime Dupe będzie spisywał się dużo gorzej w Ligue 1 niż w Ligue 2, sprowadzono dla niego rywala z norweskiej Valerengi. Dupe o 16 czystych kontach, które miał w Ligue 2 teraz rzeczywiście może pomarzyć, ale dalej jest numerem jeden. Dzięki systemowi wie, nad czym musi pracować. 

Algorytm analizuje też grę Tuluzy i zwraca uwagę na elementy, które można jeszcze poprawić. Dodatkowo przed każdym meczem punktuje słabości rywali. W korytarzach Tuluzy do tej pory krąży historia jak przed meczem z Paris FC Demeaux przekazał graczom, że bramkarz rywali ma największe problemy z reakcją na strzały po ziemi z jego prawej strony. Mecz był wyrównany, aż Stijn Spierings pokonał golkipera paryżan właśnie w taki sposób. Ponoć nie był to jedyny raz, gdy porady z komputera się przydały.   

"Widzę o wiele więcej niż ktokolwiek inny". Sześciuset piłkarzy na okienko

Autorski algorytm używany jest także, by zabłysnąć w rozmowach z potencjalnymi nowymi zawodnikami. Podczas tych rozmów piłkarze dostają na swój temat sporo danych. W krótkiej prezentacji na wykresach i na boiskowych mapkach widzą zaawansowane statystyki z opisem, w jakich sytuacjach są najbardziej skuteczni.   

- Piłka nożna jest nieprzewidywalna. Dzięki naszej metodzie chcemy chronić się przed irracjonalnością. Wpadki będą się oczywiście zdarzać, ale racjonalne podejście i usystematyzowanie wiedzy tworzy wygodną poduszkę bezpieczeństwa - opisuje to prezes klubu Damien Comolli (niegdyś prezes Liverpoolu). Wiedzą to też piłkarscy menedżerowie, którzy do Tuluzy ze swymi ofertami dzwonią rzadko. Ich opowieści o wspaniałej lewej nodze i kompilacje najlepszych zagrań zawodników zderzone są tu z z powieściami programów analizujących. Demaux przyznał, że podczas letniego okienka transferowego w 2021 roku dość sprawnie przeanalizował sześciuset zawodników. - Dzięki tym programom widzę o wiele więcej niż ktokolwiek inny i nie potrzebuję na to dużo czasu - skomentował. Demaux w swym gabinecie jest  współczesną wersją rozsianej po świecie siatki skautów.  

Do działu rekrutacji Demaux dostarcza już ograniczoną listę graczy i w praktyce tylko z tymi nazwiskami działa się w terenie. Patrząc na ostatnie trzy lata widać, że Tuluza najchętniej sięga po graczy z Holandii, Belgii, Skandynawii, ale na liście pozyskanych ma też graczy z Japonii, Australii i Słowacji. W algorytmie działa też limit cenowy. Comolli w jednym z wywiadów wspomniał, że zawodnik ze Skandynawii kosztuje średnio pięć razy mniej niż gracz z Francji o podobnej jakości i umiejętnościach. Polityka metodycznego zarządzania wydaje się przynosić klubowi korzyści. W poprzednim sezonie Tuluza awansowała do Ligue 1, strzelając w historii 20-zespołowej ligi najwięcej goli (82). Na transferach w ciągu trzech lat zarobiła ok. 28 mln euro. Obecnie w najwyższej klasie rozgrywkowej zajmuje miejsce w środku tabeli.  

Drużyna z komputera także w Belgii. Pobiła dużo bogatszych rywali

Tuluza nie jest jedyną drużyną funkcjonującą dzięki algorytmom. Termin "drużyna z komputera" można też zarezerwować dla belgijskiego Royale Union Saint-Gilloise. Od 2019 r. właścicielem klubu jest Tony Bloom, równocześnie prezes Brighton & Hove Albion, także profesjonalny gracz pokera. To jego firma opracowała niegdyś program komputerowy, który analizował dane dotyczące dowolnego wydarzenia sportowego i wskazywał punkty, które mogą dać przewagę nad bukmacherem. Po inwestycjach w futbol stworzył algorytmy, które zasilone w dane przepowiedziały mu najlepszy i niemal darmowy skład drużyny.

Komputerową wizję wprowadzono w życie. Większość zawodników trafiła do klubu za darmo i co ważne, szybko i w wielkim stylu wywalczyła awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Potem dość nieoczekiwanie do końca biła się o mistrzostwo Belgii, dominując nad rywalami w pierwszej części sezonu. Po awansie skład Union znów zasilił niemal bez kosztów. W sumie, jak wynika z danych publikowanych na Transfermarkt, przez cztery sezony Union wydał na transfery nieco ponad dwa mln euro. Media chwaliły umiejętność znalezienia odpowiedniej taktyki, doboru oraz szybkiego wpasowania nowych graczy. Rywale mogli mieć kwaśne miny. Genk, którego ekipa kosztowała 134 mln euro czy wart 90 mln Anderlecht znaleźli się za plecami Unionu, klubu za 20 mln euro.

Jakie jeszcze drużyny w Europie najmocniej podpierają się algorytmami i obliczeniami procesorów i w części zawierzają im futbol? Demeaux w rozmowie z Europe-cities.com przyznał, że tak mocno na danych na razie opiera się niewielka liczba klubów. Wymienił angielskie Liverpool i Brentford FC, a także duński Football Club Midtjylland, który ma tego samego właściciela, co Brentford. Żadna z tych drużyn w ostatnich latach na wyniki nie mogła narzekać. Liverpool triumfował w Anglii i w Lidze Mistrzów, ostatnio był finalistą Champions League. Brentford dwa lata temu awansował do Premier League, a Duńczycy od czasów nowego właściciela seryjnie zdobywają co najmniej wicemistrzostwo kraju, ciesząc się też z mistrzowskich tytułów.

Półtora roku temu również w Polsce było głośno, że w ponownym wyborze Ireneusza Mamrota na trenera Jagiellonii pomagała firma zewnętrzna, która zleciła analizę danych komputerowi. Mamrot w Białystoku nie wytrwał długo. Ale czy niebawem o tym, co będzie działo się w futbolu, zadecyduje głównie komputer?

Więcej o:
Copyright © Agora SA