Bordeaux przed ostatnią kolejką Ligue 1 marzyło o wygranej z Brestem pięcioma golami, i o tym, by swój mecz przegrało Saint-Etienne, a Paryż wygrał z Metz 8:0. Cud nie przyszedł. Nie został spełniony żaden z trzech koniecznych równocześnie warunków, by zespół pozostał w lidze. Bordeaux, które w Ligue 1 grało nieprzerwanie od 1992 roku (tylko PSG i Olympique Lyon są pod tym względem lepsze) zupełnie zasłużenie spadło z francuskiej ekstraklasy. Po raz pierwszy od 1960 roku spadło z powodów sportowych, bo trzy dekady temu zostało wyrzucone z ligi z powodów problemów administracyjnych. Teraz było najsłabsze sportowo i mentalnie.
Chaos od Sousy
Forma drużyny katastrofalna była właściwie przez cały sezon. W tym czasie klub nie przekroczył w lidze 15. miejsca. To było pokłosie tego, co działo się tu od kilku sezonów: fatalnego zarządzania i osłabiania kadry. Bałagan i chaos w Bordeaux był szczególnie odczuwalny w obronie. Z 91 golami straconymi w 38 meczach i tylko jednym czystym kontem, Girondins zostali w defensywie najgorszą drużyną z pięciu największych lig Europy.
Ten chaos rysował się w klubie od lat. Od 2016 roku przez drużynę przeszło 10 trenerów. Jednym z nich był zresztą dobrze znany w Polsce Paulo Sousa, były selekcjoner naszej kadry. Już po jego kadencji w Bordeaux "L’Equipe" pisało, że w klubie "pozostał wielki bałagan". Obniżyło się też saldo na kontach, bo za czasów Portugalczyka pensje klubowych pracowników wzrosły o 11 mln euro. Wtedy jeszcze przeprowadzano głośne transfery i chciano piłkarzy z nazwiskami (z Arsenalu przyszedł choćby Laurent Koscielny). Ale tak się złożyło, że od czasów Sousy Bordeaux, które do tej pory było co roku kandydatem do gry w europejskich pucharach, zaczynało cyklicznie szybować tuż nad strefą spadkową.
Do trenerów ściąganych do drużyny działacze też nie mieli nosa. W tym sezonie postawiono na Vladimira Petkovica, który z piłką klubową ostatnio miał do czynienia prawie dekadę temu. W dodatku nie znał francuskiego, więc dotarcie do drużyny było kolejnym problemem. Szkoleniowca, który miał średnią 0,87 punktu na mecz zamieniono w lutym tego roku na Francuza Davida Guiona, co pogorszyło jeszcze średnią do 0,78 punktu. Nie tylko w trenerze był tu problem.
Bramkarz kradł kolegom ubrania
Drużyna złożona była z wielu piłkarzy ściągniętych do Bordeaux na chwilę i nie sprawiała wrażenia drużyny. Jeśli już ktoś, tak jak Alberth Elis, błysnął, to w kwietniu, w najważniejszym momencie sezonu doznał kontuzji i osłabił linię napadu. Skłonność do wypożyczania na potęgę graczy, którzy dobrze radzili sobie w poprzednich klubach, niewiele dawała, bo ci – tacy jak pomocnik Fransergio czy M'Baye Niang - w Bordeaux przewodzili raczej w kategorii "rozczarowanie sezonu". Swoją drogą Niang został niedawno usunięty z pierwszej drużyny Girondins, bo ostro pokłócił się z dyrektorem technicznym Admarem Lopesem. Zresztą po waśniach z władzami, z klubem rozstał się też wspomniany już Koscielny czy bramkarz Benoita Costil. Broniący za niego Gaetan Poussin bił raczej rekordy w puszczaniu goli (5:0 ze Stade Reims, 6:1 z Lyonem). W składzie bramkarzy Bordeaux był też młody Davy Rouyard, ale on też nie pomagał, a raczej przeszkadzał. Klub ukarał go, gdy wyszło na jaw, że chłopak... kradł kolegom z szatni ubrania i sprzedawał je w internecie na portalu z ciuchami! O sprawie poinformował w kwietniu dziennikarz RMC, dodając, że ta afera była nie tylko śmieszna i żałosna, ale dość poważna.
Takie historie prezentujące waśnie i absurdy drużyny dobrze obrazują, co działo się w ostatnim czasie w szatni Bordeaux. O piłkarzach drużyny widzianych po porażkach w klubach francuska prasa też informowała. Nastroje w klubowych gabinetach oddaje z kolei raport, który opublikował niedawno francuski organ nadzoru finansowego. Oszacował on, że deficyt Bordeaux wynosi obecnie 67 mln euro i jest czwartym co do wielkości w lidze. Tu rodzi się pytanie, czy Bordeaux nie będzie musiało drżeć o swą licencję.
"Hańba 140-letniej historii"
W takich okolicznościach nie ma się co dziwić kibicom, że ich cierpliwość i stopień wyrozumiałości dla działaczy i piłkarzy skończyły się już dawno. "Jesteście hańbą naszej 140-letniej historii" - podsumowali najpierw to, co działo się w klubie. Potem już nie szukali eufemizmów i pisali "o gównianym wyniku" w kontekście choćby straconych goli. Tego, co działo się w klubie, nie rozumieli też młodzi piłkarze Bordeaux, którym w pewnym momencie zabroniono przychodzić na jakiekolwiek treningi pierwszej drużyny.
Obraz nędzy i rozpaczy dobrze rozumiał Jaroslav Plasil, który w klubie jest od 2009 roku. Najpierw był tu piłkarską gwiazdą, teraz jest asystentem trenera. Czech po przedostatnim meczu z Angers (1:4) płakał na ławce, wiedząc co w praktyce oznacza ten wynik. Do innych piłkarzy dochodziło to jakby mniej. Dużej części z nich w lipcu już Bordeaux nie będzie. Wrócą do swych klubów, a zapewne zacznie się też wyprzedaż i renegocjacje kontraktów. Budżet klubu spadnie niemal o połowę, a przyszłość nie maluje się w jasnych barwach. Ligue 1 i Ligue 2 za rok zmniejszają się do 18 drużyn, więc awansować na najwyższy poziom rozgrywkowy będzie niezwykle trudno. Nawet tak ważnej i doświadczonej na tym szczeblu drużynie.
Bordeaux zdobyło we Francji 13 trofeów, w tym sześć tytułów mistrzowskich – ostatni w 2009 roku.