"Hekatomby w PSG" - piszą media. Wojna trenera z dyrektorem sportowym, a szef klubu czeka na wyrok sądu!

Wojenki na linii trener - dyrektor sportowy, prezes klubu, który za dwa tygodnie ma usłyszeć wyrok w sprawie korupcji i drużyna, w której na najbliższy ligowy mecz zabraknie jedenastu ważnych zawodników. Spora ich część nie będzie też zresztą gotowa na inaugurację Ligi Mistrzów. Dla PSG wejście w post-reprezentacyjną rzeczywistość jest koszmarne.

- Złożenie składu na ten mecz to spore wyzwanie - relacjonował Thomas Tuchel na konferencji prasowej przed ligowym starciem z Nimes. - Muszę znaleźć jakieś rozwiązanie, by na piątkowy wieczór zestawić ambitną jedenastkę taką, która pozwoli nam atakować i zapewni jakieś gole - dodawał zakłopotany. Czemu trener mistrza Francji boi się podróży na stadion ligowego przeciętniaka? Bo nie bardzo jest tam komu walczyć o trzy punkty. Tuchel w Nimes nie będzie mógł skorzystać z 10 lub nawet 11 ważnych graczy. "Le Figaro" określił to mianem "Hekatomby w PSG", "L’Equipe" napisał o "zdziesiątkowanym na polu walki PSG" i trudno uznać, że francuskie dzienniki przesadziły. Z meczu wykluczeni są Kurzawa, Marquinhios i Di Maria. Bernat, Draxler, Verratti, Icardi mają urazy lub kontuzje, więc też nie zagrają. Kehrer dopiero wraca do zdrowia. Dagba ma pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa, a Pereira miał kontakt z Ronaldo, który jest zainfekowany, więc sztab medyczny PSG podjął decyzję, by jeszcze przez chwilę od paryskiej drużyny trzymał się z daleka. Inni, którzy zostali na polu bitwy, są z kolei po meczach reprezentacji. Mbappe po trzech w ciągu tygodnia, więc Tuchel prawdopodobnie nie będzie chciał, by 22-latek zaczynał boju z Nimes od początku.

Zobacz wideo Prezes Lecha: To transferowy rekord ekstraklasy, ale mieliśmy wyższe oferty [SEKCJA PIŁKARSKA #67]

"Z taką kadrą, to..."

Tym bardziej że w następnym tygodniu PSG gra w Lidze Mistrzów. Już we wtorek 20 października zmierzy się z Manchesterem United i dla mistrza Francji będzie to o wiele ważniejsze spotkanie niż piątkowa potyczka w Ligue 1. W kontekście tego, co dzieje się ostatnio wokół drużyny proroczo brzmiały słowa Tuchela wygłoszone publicznie na początku października przed wygranym meczem z Angers (6:1). Niemiec wydawał się wtedy zakłopotany i wbijał szpilki władzom swojej drużyny.

- Z taką kadrą nie możemy oczekiwać, że powtórzymy nasz ostatnie wyniki - mówił Tuchel, nawiązując do awansu do finału Ligi Mistrzów. Liverpool zrobił ważne transfery, zakontraktował Thiago. Manchester City, który odpadł w ćwierćfinale Champions League, bardzo wzmocnił obronę, Atletico Madryt ma Luisa Suareza, Inter Mediolan praktycznie dwie wyrównane jedenastki. Jeśli u nas nic się nie zmieni, to tegoroczne rozgrywki będą wyzwaniem - punktował chcąc niejako wpłynąć na dyrektora sportowego PSG, który wobec tych wypowiedzi wydawał się ostatnio pogrążony w transferowym letargu.

- Słyszałem te słowa. W piłce nożnej nigdy nie biorę niczego do siebie. Wyjaśniałem naszą transferową sytuację już wcześniej - odpowiedział mu publicznie Leonardo.

Być może przemowa Tuchela, odniesienie się do odjeżdżającej europejskiej konkurencji nieco zmobilizowały Leonardo do finalizacji kilku rozmów. Przypomnijmy, że pod sam koniec okienka transferowego PSG zatrudniło Moise Kean’a, Danilo Pereirę czy Rafinhę. Tyle że publiczne wojenki na linii Tuchel-Leonardo mogą nie przynieść nic dobrego. Trener przyznał, że obaj panowie nie mieli ze sobą kontaktu od początku października, a na konferencji prasowej przed meczem z Nimes, niby całą sprawę starł się załagodzić czy wytłumaczyć, ale w sumie powtórzył to, co punktował na początku października, obstając przy swoim.

- Czasami jest ważne, aby wyrazić swoją opinię. Ja jestem trenerem i zawsze muszę chronić swoich graczy. Mamy wyjątkową sytuację z koronawirusem. Każda przerwa międzynarodowa, każda podróż z reprezentacją, to ryzyko dla zawodników. Już mamy sporo kontuzji, a jak patrzę na kalendarz gier, to on jest niezwykle wymagający, ciężki. To dlatego potrzebujemy długiej ławki. Pozostaje mi mieć nadzieję, że zdrowie będzie nam sprzyjało - skwitował nieco ironicznie Tuchel. Potem jeszcze raz dodał, że na mecz z Nimes pozostanie mu od 11 do 13 graczy. 

Wyrok 30 października

Sytuacji w drużynie z perspektywy swoich gabinetów przygląda się prezes klubu Nasser Al-Khelaifi, tyle że i on ma swoje kłopoty. Nie zdrowotne, a prawne. W ostatnim miesiącu odsunął się nieco w cień, a poza krótkim komentarzem do losowania grup Ligi Mistrzów wiele go w mediach nie ma. Przynajmniej jeśli chodzi o sprawy związane ze sportem. Informację o tym, że szwajcarska prokuratura chce nałożyć na Katarczyka karę 28 miesięcy pozbawienia wolności, podali wszyscy.

Przypomnijmy, że Khelaifi, a także Jerome Valcke (były sekretarz generalny FIFA) oskarżeni są o łapówkarstwo, przestępstwo niegospodarności i fałszowanie dokumentów. Al-Khelaifi stanął przed sądem za przekazanie Valcke'owi swojej wilii, w której ten za darmo mieszkał przez półtora roku. Była to korzyść w zamian za sprzedaż jego firmie (BeIn Media) praw do transmisji piłkarskich, w tym mistrzostw świata w latach 2018-30 i Pucharu Konfederacji. Katarczyk twierdzi, że jest niewinny.

Sprawa badana jest od trzech lat, ale proces sądowy wchodzi właśnie w decydującą fazę. Trzej sędziowie Federalnego Sądu Najwyższego w Szwajcarii swój wyrok ogłosić mają 30 października. Niezależnie od ich decyzji to oznacza, że o prezesie PSG i samym klubie dalej będzie głośno. Nie tylko za sprawą kadrowych problemów Tuchela i publicznych dyskusji z Leonardo.

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.