Ta liga w XXI wieku nigdy nie cieszyła się specjalnymi względami. Ani u kibiców, ani u piłkarzy. Zresztą pomijając tych, których można policzyć na palcach jednej ręki: Jacka Bąka, Ireneusza Jelenia, Dariusza Dudkę czy Kamila Glika, to nasi gracze w ostatnich dwóch dekadach, Francji raczej nie podbili.
Nad Sekwaną nie ma zresztą mody na Polaków. W tym sezonie w klubach Ligue 1 na papierze jest ich dwóch (Radosław Majecki z Monaco, Marcin Bułka z PSG), a na grę szanse ma tylko ten pierwszy. Polskich kibiców niespecjalnie przyciągają też grające nad Sekwaną gwiazdy – te obecne i przyszłe. Oprócz Neymara, Mbappe czy Di Marii, Francuzi mają całe rzesze zdolnych zawodników, którzy za kilka lat mogą pobić transferowe rekordy i pójść drogą Lemara, Martiala, Mendy’ego, Lacazette'a czy Nicolasa Pepe (sprzedanego z Lille do Arsenalu za 80 mln euro).
Warto dodać, że w ostatnim rankingu UEFA pięćdziesięciu najbardziej utalentowanych zawodników w Europie, znalazło się aż dziewięciu Francuzów lub graczy występujących w Ligue 1. To francuskie kluby błyszczały w tej edycji Ligi Mistrzów. PSG ciągle może ją wygrać, a Olympique Lyon z zachwycającym Maxencem Caqueretem wyrzucił z rozgrywek Juventus czy Manchester City. Wszystko dobrze brzmi, tyle że nie przekłada się na zainteresowanie Francją. Polscy nadawcy o tym wiedzą.
Dla Ligue 1 zaczynają się właśnie złote sezony na lokalnym rynku. Telewizyjny kontrakt na najbliższe 4 lata warty jest tam rekordowe 1,153 mld euro za rok! Przy ostatnich 726 milionach to wzrost o 60 procent. Więcej za prawa uda się też pozyskać Francuzom ze sprzedaży pakietów za granicą, m.in. dzięki rynkowi azjatyckiemu. W Polsce jednak ze znalezieniem nabywców na francuskie mecze jest problem i to od ponad dwóch lat. Jedna z pięciu najlepszych lig Europy jest nad Wisłą towarem niechcianym.
Jeszcze dekadę temu, gdy prawami do Ligue 1 dysponował nieistniejący już na polskim rynku Orange Sport, ciekawsze mecze Ligue 1 oglądało góra kilka tysięcy osób, głównie śledząc zmagania PSG. Gdy prawa na trzy lata kupiło Eleven Sports trend się nie zmienił. W ostatnim sezonie obecności ligi francuskiej na antenie tej stacji, hitowy mecz PSG – Lyon z września 2017 roku przyciągnął przed ekrany tylko 11 tys. widzów. Eleven w 2018 roku nie przedłużyło kontraktu z LFP, za który według naszych informacji trzeba było wówczas wyłożyć znacznie większe pieniądze niż poprzednio. Ponoć ostatnio Francuzi spuścili nieco z tonu, ale dalej nie jest to produkt, który nad Wisłą wzbudza emocje.
- Na tę chwilę Ligue 1 jest ciągle mniej atrakcyjna dla polskiego widza w porównaniu z innymi najmocniejszymi ligami Europy - mówi nam Krzysztof Świergiel, dyrektor zarządzający Eleven Sports w Polsce. - Nie twierdzę, że to nie są ciekawe rozgrywki, ale do tej pory dla telewizji mało atrakcyjne w relacji cena/oglądalność - potwierdza.
Biorąc pod uwagę, że Eleven Sports skupia się obecnie na zabezpieczeniu praw na kolejne lata do rozgrywek dla tej stacji ważniejszych (Serie A, Bundesliga, Primera Division), trudno oczekiwać, że sięgnie po francuską piłkę w najbliższym czasie. Zresztą ten rok na rynku telewizyjnym będzie ważny, bo umowy na powyższe rozgrywki, ale także na pokazywaną na Polsacie Sport Premium Ligę Mistrzów i Ligę Europy kończą się wraz z sezonem 2020/21.
Wracając jednak do Francji, wszystko wskazuje na to, że polscy widzowie nie zobaczą Ligue 1 w telewizorach (wybrane mecze można oglądać w niektórych ofertach polskich bukmacherów). - Nie będziemy pokazywać Ligue 1 - przyznał nam pytany o sprawę dyrektor ds. komunikacji Polsatu Tomasz Matwiejczuk.
Warto jednak zwrócić uwagę, że na antenach Polsatu Sport dalej będzie można oglądać spotkania Pucharu Francji, do których stacja nabyła prawa w poprzednim roku. Jak zaznaczył Matwiejczuk, ta umowa obowiązuje do sezonu 2022/23, więc przez kolejne dwa lata. Puchar Francji na razie jednak też nie oczarował polskich kibiców. Po 4,5 miesiącach przerwy we francuskich rozgrywkach spowodowanych epidemią koronawirusa, o krajowe trofeum w lipcu rywalizowały ekipy PSG i Saint-Etienne. Spotkanie na antenie Polsatu Sport News obejrzało raptem 5,7 tys. widzów.
Puchar Niemiec z udziałem Bayernu daje oglądalność rzędu kilkuset tysięcy osób (ostatni finał Bayern - Bayer miał na Eurosporcie 270 tys. widzów), zresztą po kilkadziesiąt tysięcy osób ogląda też przeciętne mecze Pucharu Włoch, a te, w których grają najlepsi już znacznie więcej. Może dlatego TVP Sport chętniej sięgnęła po Puchar Włoch, dając sobie spokój z Pucharem Francji dwa lata temu.
- Jakość produkcji tych meczów pozostawiała trochę do życzenia. Stadionów - przy tych francuskich - na pewno nie muszą wstydzić się polskie kluby. Oglądalność samych rozgrywek też nie była dobra, może z wyjątkiem meczów PSG - opisuje nam Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport, a w sprawie Ligue 1 dodaje jeszcze jedną ważną rzecz. - Większość kontraktów jest konstruowana tak, że nie można na okrągło pokazywać spotkań tylko jednej drużyny - tłumaczy. Pytanie, czy wielu widzów zainteresowałoby starcie Nicei z Lens, wydaje się retoryczne.
Zresztą ogólnopolski nadawca ma już w swej ofercie sporo futbolu, również krajowego, a zawody skierowane do wąskiej grupy widzów nie są w jego orbicie zainteresowań.
- My ramówkę mamy zabezpieczoną. Ligue 1 to bardziej produkt dla płatnych, komercyjnych telewizji. Z całym szacunkiem do francuskich rozgrywek, znacznie lepszą oglądalność ma prezentowana u nas polska 2. liga, lepiej ogląda się też Ekstraliga kobiet. Przypomnę też, że my z piłki ligowej pokazujemy też cieszący się powodzeniem Puchar Włoch czy Puchar Hiszpanii. Jeśli pojawiłaby się szansa, by nadawać jakieś spotkania Premier League, Bundesligi czy La Liga, to można by się nad tym zastanowić i pomyśleć o nich w pierwszej kolejności niż o Ligue 1. Angielskie, niemieckie czy hiszpańskie rozgrywki kosztują jednak olbrzymie pieniądze, na które TVP nie stać - obrazuje Szkolnikowski.
Według naszych informacji mało prawdopodobne jest też, by Ligue 1 była na celowniku Canal+. Ten kodowany nadawca dawno temu posiadał do niej prawa. Pytany przez nas o zainteresowanie francuską ofertą nowy dyrektor redakcji sportowej stacji, Michał Kołodziejczyk nie chciał komentować sprawy, podobnie jak nikt z działu komunikacji firmy.