Ligue 1. Giroud najskuteczniejszym i... najseksowniejszym piłkarzem ligi

Francuskie magazyny dla kobiet i gejów uznały go za najbardziej seksownego piłkarza Ligue 1, ale nie przeszkadza to poważnym gazetom sportowym widzieć w Olivierze Giroud jednego z najlepszych piłkarzy we Francji.

Ole, ole, ole, ola! Trybuna Kibica zawsze pełna

Niektórym przypomina Davida Ginolę, byłego piłkarza Paris Saint-Germain, Tottenhamu, Newcastle, który oprócz niezłej gry dał się zapamiętać jako elegant i model. - Powiedział mi o tym mój 92-letni dziadek - przyznał 25-letni napastnik Montpellier. Sam woli boiskowe odwołania do Zlatana Ibrahimovicia i Andrija Szewczenki.

Od pewnego czasu kariera Giroud nabrała rozpędu niczym lokomotywa TGV. Pięć lat temu pętał się w rezerwach Grenoble, bo trener Mécha Baždarević stwierdził, że nie nadaje się do drugiej ligi. Dziś jest najskuteczniejszym zawodnikiem Ligue 1 (19 goli), jednym z lepszych podających (8 asyst), gra w zespole lidera, dostaje powołania do reprezentacji trójkolorowych, w której dwa miesiące temu wbił gola Niemcom.

Na pytanie, komu zawdzięcza tak szybki awans, Giroud wskazał dziennikarzowi "L'Equipe" na jeden ze swoich tatuaży. Na prawym przedramieniu ma wykaligrafowany werset z Psalmu 23: "Pan jest moim pasterzem". - Jestem osobą bardzo religijną. Wiarę zaszczepiła mi mama. Regularnie chodziliśmy do kościoła, dziś jest to mniej możliwe, ale cały czas głęboko wierzę w Boga. To mi pozwala odnaleźć się w każdym momencie życia.

Nie tylko życie wewnętrzne sytuuje go nieco inaczej w piłkarskim świecie, również wychowanie. Max Marty, dyrektor sportowy w Grenoble, a później w Tours, nazwał go z tego powodu małym burżujem. W odróżnieniu od wielu francuskich piłkarzy, dla Giroud piłka nożna nie była odskocznią od ponurego świata przedmieść wielkich miast. Nie musiał jej uprawiać, by zarabiać na życie. Grał, żeby się nią cieszyć. - Nie brakowało mi niczego, nie musiałem żyć z piłki. Max trochę przesadził, bo zdefiniował mnie jako kota rasowego, a nie dachowca, ale ja nie urodziłem się ze srebrną łyżką w ustach. Mama wychowywała czwórkę dzieci, ojciec był urzędnikiem. Ciężko pracowali.

Dlatego jego piłkarska droga potoczyła się inaczej niż większości francuskich piłkarzy. Długo nie chciał opuszczać rodzinnych stron, wolał być blisko domu i tam grać w piłkę, a nie przepychać się łokciami o miejsce w składzie w któreś ze szkółek piłkarskich. - Piłka była moim marzeniem, a nie celem życiowym. Szkółki to dżungla - stwierdził. Zrezygnował z wyjazdu do Clairefontaine, kuźni talentów stworzonej przez francuską federację, odmówił wstąpienia do akademii Auxerre. Był szczęśliwy, gdy w wieku 13 lat dostał propozycję z Grenoble, leżącym niedaleko rodzinnego Forges. Z tym klubem podpisał pierwszy zawodowy kontrakt. Miał 19 lat.

Wyrzucony przez Baždarevicia na dobre rozwinął się w Tours, drugoligowym klubie znad Loary. Tam wypatrzyli go skauci Celticu i Middlesborough. Wysoki, mierzący 192 cm napastnik idealnie miał się nadawać do gry na Wyspach. Długo obserwowali go również trenerzy Montpellier. - Zadzwonił do mnie prezes Loulou Nicollin. Miałem wrażenie, że rozmawiam z człowiekiem, który zna mnie od dawna. Mówił do mnie jak ojciec: Olivier, daj sobie spokój z tym Celtikiem, przecież tutaj masz klub rodzinny, w którym trenerzy dają ci szansę na rozwój - opowiadał Giroud. W styczniu 2010 roku, pół roku przed końcem kontraktu, podpisał umowę z Montpellier ważną do czerwca 2014 roku. Kosztował 2 mln euro.

Dziś wart jest pięciokrotnie więcej. Nie chce powiedzieć, czy odejdzie po sezonie, jeśli klub zdobędzie Francji. Ale Montpellier trudno będzie go zatrzymać. Oprócz Edena Hazarda z Lille i Loica Remy z Marsylii Giroud stał się głównym celem transferowym dla większości czołowych angielskich klubów.

Bądź częścią historii! Pokażmy światu jak się kibicuje - Facebook Polska biało-czerwoni  ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA