Saga z transferem Nicoli Zalewskiego do Galatasaray nie była może najdłuższa w porównaniu do wielu innych, ale chaosem w niczym im nie ustępowała. Polskie i włoskie media prześcigały się w doniesieniach. Jednego dnia kluby były dogadane, ale piłkarz nie. Następnego piłkarz się zgodził, lecz kluby miały kłopot. Jeszcze następnego nikt z nikim nie był dogadany. Transfer turecko-włoski, ale film zdecydowanie czeski. Nikt nic tak naprawdę nie wiedział.
Był za to ktoś, kto się mocno wkurzył i była to Roma. Rzymianom mocno zależało, by zarobić na mającym już tylko rok kontraktu Polaku, którego już niespecjalnie widziała w składzie. Problem w tym, że Zalewski nie chciał się nigdzie ruszać, przez co odmówił przeprowadzki do Stambułu. To rozjuszyło wręcz działaczy Romy, a Polak został odsunięty od pierwszego zespołu. Nawet gdy transfer definitywnie upadł, nikt zdania nie zmienił, a wszystko wskazywało na to, że Zalewskiego czeka co najmniej pół roku w rzymskim "Klubie Kokosa".
Perspektywa mogła się jednak zmienić podczas ostatniego meczu Romy z Genoą. Konkretnie to w 50. minucie. Wtedy to właśnie boisko z poważnie wyglądającą kontuzją opuścił podstawowy lewy wahadłowy Romy Alexis Saelemakers, sprowadzony tego lata z AC Milan. Okazuje się, że Belg ma zwichniętą kostkę przy jednoczesnym pęknięciu tuż poniżej kości strzałkowej. Może być jednak jeszcze gorzej, bo silna opuchlizna uniemożliwia pełną ocenę.
Wedle doniesień "La Gazzetta dello Sport" leczenie Saelemakersa potrwa co najmniej 30-40 dni, lecz niewykluczone, że będzie potrzebna operacja. To znacznie wydłużyłoby proces rekonwalescencji i zmusiłoby Romę do większej eksploatacji innych piłkarzy. Włoscy dziennikarze zasugerowali tym samym, że rzymski klub może się w takiej sytuacji przeprosić z Zalewskim, dla którego to potencjalna furtka do powrotu. Czy tak faktycznie będzie? Przekonamy się w przyszłości. Następny mecz Roma rozegra w niedzielę 22 września o 18:00 u siebie z niepokonanym liderem tabeli, czyli Udinese Kosty Runjaicia.