Skandal wstrząsnął światem sportu. Nawet reprezentanci Polski mają problem

Antoni Partum
Włoskim futbolem wstrząsnął skandal związany z obstawianiem meczów przez piłkarzy. Ale problem jest szerszy, a uzależnienie od hazardu dotyka wielu sportowców, nawet reprezentantów Polski. Z badań wynika, że aż 70 proc. piłkarzy w Polsce przyznaje się do uprawiania hazardu. Kłopoty zaczynają się wtedy, gdy ktoś wychodzi z punktu bukmacherskiego, a jego głowa tam zostaje.

- Przestałem spać w nocy. Im więcej mijało czasu, tym bardziej robiłem się opętany przez ciążący na mnie dług. Kwota, którą byłem winien, stale rosła. W pewnym momencie myślałem, że gram tylko po to, by próbować odzyskać to, co straciłem. Ale dług był coraz trudniejszy do spłaty. A że grałem u nielegalnych bukmacherów, którzy co miesiąc zmieniali nazwę i witrynę platformy, to zaczęto mi grozić. Grożono, że połamią mi nogi, jeśli się nie spłacę. Wszystko, co zarabiałem, szło na pokrycie długów na podejrzanych platformach - to część wstrząsających zeznań Nicolo Fagioliego, piłkarza Juventusu, którego cytuje "Tuttosport".

Zobacz wideo

Utalentowany pomocnik zaczynał od zakładów na tenisa, a aplikację do obstawiania miał mu ściągnąć na telefon 23-letni Sandro Tonali, który latem zamienił Milan na Newcastle. I który się przyznał, że obstawiał nawet mecze... Milanu!

I tu warto otworzyć nawias. Włoscy piłkarze mogą legalnie obstawiać inne dyscypliny niż futbol, ale tylko w autoryzowanych punktach. Nielegalne strony bukmacherów charakteryzują się tym, że nie trzeba w nich podawać swoich danych, a do tego można grać na kredyt, co jeszcze bardziej zwiększa ryzyko.

Piłkarz Juventusu, który wiedział, że grozi mu trzyletnia dyskwalifikacja, postanowił pójść na współpracę z wymiarem sprawiedliwości, przez co zawieszenie zostanie skrócone do siedmiu miesięcy. Tonali, po kilku dniach namysłu, też postanowił współpracować, byle tylko definitywnie nie zniszczyć sobie świetnie zapowiadającej się kariery.

W aferę, która wstrząsnęła włoskim futbolem, zamieszany jest także 24-letni Nicolo Zaniolo z Aston Villi, który przyznaje się tylko do karcianej gry blackjacka na nielegalnych stronach. We włoskich mediach przewijał się także reprezentant Polski - Nicola Zalewski. On jednak, na ten moment, nie jest już podejrzanym, bo informator Fabrizio Corony, kontrowersyjnego paparazzo, który odsłonił kulisy afery, przyznał się później do tego, że kłamał na temat piłkarza Romy.

Coronę także trzeba traktować z dystansem, bo ten włoski skandalista, który w przeszłości szantażował dla pieniędzy m.in. Francesco Tottiego i Davida Trezegueta, wielokrotnie łamał prawo. Robił przekręty finansowe i miał kłopoty z narkotykami. No i dziwnym trafem skandal, który odsłonił, przy okazji promuje jego nowy portal Dillinger News. Corona nie uważa się za dziennikarza. Twierdzi, że jest Robin Hoodem, który kradnie sekrety bogatych i wręcza biednym prawdę. Ale to bohater na osobny tekst. 

Niezależnie od tego, jaki los spotka włoskich piłkarzy, to już dziś warto zająć się kwestią bukmacherki w sporcie. Afera w Italii otwiera dyskusje na temat sportowego hazardu w wielu krajach Europy.

- Uzależnienie od hazardu i zakładów bukmacherskich dotyka sportowców z każdego poziomu - tłumaczy Sport.pl Kamil Wódka, psycholog sportowy, który współpracował m.in. z Kamilem Stochem czy Łukaszem Piszczkiem. - Obejmuje zarówno aktywnych graczy, jak i tych, którzy już dawno zakończyli kariery. Jakby dobrze się rozejrzeć, to znajdziemy reprezentantów Polski, którzy nie byli wolni od tego problemu. Na tego typu aktywności decydują się też gracze z niższych lig, choć wiedzą, że dla nich jako dla aktywnych zawodników nie jest to dozwolone, ale racjonalizują to bezpodstawnym przekonaniem, że przecież "kto miałby się nimi zainteresować, skoro grają w trzeciej lidze" - dodaje Wódka.

Wychodzisz z punktu bukmacherskiego, ale głowa tam zostaje

Według badań katowickiej Akademii Wychowania Fizycznego aż 70 proc. piłkarzy w Polsce przyznaje się do uprawiania hazardu. Prawie co dziesiąty zawodnik twierdzi, że gra systematycznie, a blisko 10 procent może być od tego uzależnionych.

- Wbrew temu, co niektórzy twierdzą, piłkarze też znajdują się pod dużą presją. I różnie sobie z nią radzą. Odreagowują ją mniej lub bardziej konstruktywnie. Wyjściem na piwo, grą na konsoli, a jeszcze inni wyjściem do kasyna czy zakładami bukmacherskimi. Cześć traktuje to jako sposób na wyczyszczenie głowy. Problem w tym, że często ta głowa już zostaje w kasynie lub u bukmachera. Poza tym zawodnikom wydaje się, że oni lepiej rozumieją sport, skoro są profesjonalistami, więc będą w stanie przewidzieć, jaki wynik padnie. A przecież element losowy jest w zakładach bukmacherskich ogromny - dodaje Kamil Wódka.

Temat zagrożeń, które może tworzyć bukmacherka, rzadko przewija się w mediach. Skontaktowaliśmy się z Rafałem Stecem, dziennikarzem "Gazety Wyborczej", który niemal w pojedynkę prowadzi krucjatę przeciwko reklamowaniu bukmacherów przy wydarzeniach sportowych.

- Jestem sam, bo wielu dziennikarzy bierze duże pieniądze za reklamowanie bukmacherów. Zresztą w piłce jedynym obowiązującym kryterium pozostaje kasa. Jeśli coś przynosi pieniądze, to jest to po prostu dobre. Nikt się nie zastanawia nad możliwymi skutkami nachalnej promocji zakładów bukmacherskich, powierza się organizacje ważnych imprez dyktaturom, sportwashing szaleje po całej demokratycznej Europie. Tak czy owak, chcę podkreślić, że nie sprzeciwiam się hazardowi czy zakładom bukmacherskim, lecz jedynie promowaniu go przy sporcie. To zasadnicza różnica - tłumaczy Rafał Stec.

A skoro gnije niemal cały sportowy świat, i Polskę również dotyka problem hazardu, to czemu tak wiele afer dzieje się akurat we Włoszech?

Przypomnijmy: na początku lat 80. wybuchł skandal Totonero związany z handlowaniem meczami. W 2006 roku Italią wstrząsnęła afera Calciopoli, po której Juventus został zdegradowany karnie do Serie B. Zresztą turyński klub w tym sezonie został wyrzucony z europejskich pucharów za kreatywną księgowość działaczy Juve. A na domiar złego, tuż przed zawieszeniem Fagiolego zdyskwalifikowany za doping został przecież Paul Pogba.

- Te wszystkie afery źle świadczą o włoskim środowisku sportowym, ale w dużej mierze wybuchają akurat tam nie dlatego, że we Włoszech jest gorzej niż wszędzie indziej. Na Półwyspie Apenińskim po prostu poważnie ściga się te przestępstwa. Wszelkie przestępstwa popełniane w sporcie, np. podawanie dopingu, do tego stopnia co Włochy kryminalizuje jeszcze chyba tylko Francja. To normalne przestępstwo, nie tylko złamanie reguł sportowych, które we Włoszech piętnuje się bardzo mocno. Przyjrzyj się hiszpańskiej piłce ostatnich lat. Potężne zadłużenia wielu klubów, defraudacje pieniędzy w Barcelonie, afera z Luisem Rubialesem [skompromitowany były prezes federacji, który napastował piłkarki - red.] - to dopełnia ten obraz, a jednak w Hiszpanii nigdy nie było aż takiego parcia na walkę z patologiami przez powszechny wymiar sprawiedliwości, nie tylko ten sportowy - wyjaśnia dziennikarz "Gazety Wyborczej".

No i, co istotne, włoska afera hazardowa nie zaczęła się wcale od piłki nożnej.

- Turyńska prokuratura zaczęła badać drugą stronę, czyli nielegalnych bukmacherów. Słowem, poszła od kłębka do nitki. Trzeba pamiętać o tym kontekście. Myślę, że wielu piłkarzy w wielu krajach obstawia, ale jak się temu dziwić, skoro czasem ma się wrażenie, że transmisje z meczów istnieją tylko po to, by pokazywać reklamy bukmacherów - dodaje Stec.

Dostępność bukmacherów i nachalne reklamy

Nie da się opowiedzieć o bukmacherce, nie zwracając uwagi na to, w jaki sposób jest reklamowana. Obstawianie wyników sportowych jest sprzedawane w taki sposób, że często nie widzimy prawdziwej natury tego zjawiska.

- Początkowo bukmacherka może się wydawać bardzo niewinna. Nawet reklamy często sugerują, że jest to gra umiejętności. Ale to nie ma nic wspólnego z umiejętnościami. To jedynie jakiś rachunek prawdopodobieństwa. Oczywiście istnieje ta formułka bukmacherów, "graj odpowiedzialnie", którą muszą ogłosić, ale te strategie niby przyjazne i przejrzyste, niekoniecznie takie się okazują - zauważa Wódka.

- Wystarczy spojrzeć na tzw. bonusy powitalne. Zarejestruj się u nowego bukmachera, a za wygraną dostaniesz np. bonus 300 złotych. Jest to zachęta do tego, żeby wejść z pieniędzmi i część osób dopiero po fakcie zdaje sobie sprawę, że właśnie podpisała regulamin, który mówi, że nawet gdy chcesz wypłacić swoje pieniądze, to najpierw musisz nimi zagrać - dodaje psycholog.

W ostatnich latach urosło zainteresowanie bukmacherami, bo internet otworzył nowe możliwości. Już nie trzeba iść do stacjonarnego punktu, a potem czekać do następnego dnia, by odebrać ewentualną wygraną.

- Dziś obstawiasz kupon dwoma kliknięciami, nagrodę otrzymujesz równo z końcowym gwizdkiem, a jak przegrasz, to od razu możesz się odegrać. Natychmiastowa satysfakcja to znany nałogowy mechanizm będący pułapką dla graczy. Właśnie dlatego jestem przeciwnikiem reklamowania bukmacherki. Chciałbym wciąż wierzyć, że sport to nie jest tylko cyniczny biznes, zajmujący się jedynie produkcją pieniędzy. Powinien być promocją zdrowego stylu życia. Sport robi wszystko, a w szczególności piłka nożna, żeby być zespolonym z bukmacherką, żeby złączyć go w świadomości ludzi z obstawianiem. Pranie kibicowskich mózgów - mówi bez ogródek dziennikarz "Gazety Wyborczej".

Logotypy bukmacherów i wszelkie ich reklamy to dla osób uzależnionych od hazardu tzw. wyzwalacze, które mogą powodować myśli o graniu. Doskonale o tym wie Szymon Bartnicki, były dziennikarz sportowy, który przez 10 lat był hazardzistą, ale dziś zajmuje się terapią uzależnień.

- Dla osoby, która obstawia mecze, samo oglądanie meczów może być wyzwalaczem. Obecnie gdy logotypy są na koszulkach, reklamy pojawiają się przed meczem, w przerwie i tuż po przerwie, a w trakcie transmisji na ekranie pojawiają się paski z kursami i bonusami, jest to naprawdę ciężki kaliber. Gdy jest się tak wystawianym na próbę, osoba uzależniona stoi przed gigantycznym wyzwaniem, by nie ulec pokusie. Dobra terapia może skutecznie w tym pomóc, ale najczęściej to wymaga czasu i dużej ostrożności - tłumaczy nam Bartnicki, który jest twórcą projektu "Postaw na siebie", mającego na celu pomoc hazardzistom i ich bliskim oraz profilaktykę dotyczącą uzależnienia od hazardu.

- Kibice często grają wedle złudnego schematu: "znam się na piłce, więc obstawiam, wygrywam, zarabiam, a potem się bawię". Ale ta "zabawa" potrafi uderzyć do głowy. Następuje pobudzenie i chęć coraz większych wygranych. W konsekwencji gra się częściej i za coraz większe stawki. W przypadku "wielkiej wygranej" pojawia się nieuzasadniony optymizm. Człowiek zaczyna wierzyć, że może częściej i więcej wygrywać, więc obstawia jeszcze większe pieniądze. Wysokie stawki to z kolei ryzyko dużych strat. Wraz z nimi "zabawa" się kończy, a zaczynają robić się problemy - dodaje Bartnicki.

- Kiedy zaczyna się problem? - dopytujemy.

- Wraz z wejściem bukmacherów do internetu wzrosła ich dostępność. Gdy zaczynałem, trzeba było się ubrać, iść do punktu stacjonarnego. Nie zawsze się chciało, nie zawsze był na to czas. Teraz, tuż przed meczem, bez problemu mógłbym wziąć pożyczkę, wpłacić na konto i obstawić. Potem znowu i znowu. Dla osób uzależnionych to znacznie zwiększa i przyspiesza destrukcję. Pierwsze symptomy kłopotów? Utrata kontroli czasu i środków przeznaczanych na grę. Jeżeli ktoś przeznacza na grę środki, które były przeznaczone na inne cele, to sytuacja wymyka się spod kontroli. Jeżeli z powodu gry zaczyna się pożyczać pieniądze lub kłamie się odnośnie do stopnia swojego zaangażowania w hazard, oznacza to, że gra stała się problematyczna, czyli uzależnia - tłumaczy Bartnicki.

Potrzebne zaangażowanie polityków

Hazard ma wiele twarzy, a nie każda jego odmiana wygląda tak samo od strony prawnej. Lotto, loteria organizowana w Polsce od 1957, polega jedynie na szczęściu i jest legalna, podobnie jak zakłady bukmacherskie. A już na przykład poker na pieniądze, poza licencjonowanym kasynem, jest zabroniony.

- Zdarzyło mi się współpracować z pokerzystami, wśród których byli m.in. arcymistrz szachowy i czy wykształceni ludzie po ekonomii. I wiem, że w zawodowym pokerze liczą się przede wszystkim umiejętności, a w bukmacherce przede wszystkim szczęście. Ktoś mi zaraz zarzuci hipokryzję, że sam współpracuję z klubem, którego sponsoruje bukmacher, ale dziś mamy taką rzeczywistość, że wiele drużyn ma logo bukmachera na koszulkach, nawet kadra ma własnego sponsora z tej branży. Spójrzmy też na dziennikarzy, z których wielu stało się twarzą konkretnych firm bukmacherskich. Takie są dziś realia. To nie znaczy jednak, że nie mamy próbować zwiększać świadomość graczy, bo zmiana na pewno jest możliwa. Kiedyś cała Formuła 1 była sponsorowana przez koncerny tytoniowe, a dziś jest to nie do pomyślenia - podsumowuje Kamil Wódka, który jest w sztabie szkoleniowym Rakowa Częstochowa.

Rzeczywistość się jednak powoli zmienia. Na razie w Anglii. W kwietniu władze Premier League, najbogatszej piłkarskiej ligi świata, podjęły decyzję o wycofaniu reklam firm bukmacherskich z koszulek meczowych klubów. Ale i tu jest haczyk. Chodzi o reklamy z przodu koszulek, więc prawdopodobnie logo sponsora będzie mogło się znajdować np. na rękawach czy na bandach reklamowych wokół boiska. Ale decyzja Anglików i tak jest znacząca. W końcu aż osiem zespołów Premier League ma bukmacherskie loga na koszulkach. Telewizja Sky Sports szacuje, że kontrakty angielskich klubów z bukmacherami są warte około 60 mln funtów. Zmiany mają wejść w życie dopiero od lata 2026 roku.

A czy takiej dyskusji doczekamy się w końcu u nas?

- Jeśli chodzi zaś o perspektywę polską, to na razie nie widzę szans na poprawę. Zmiany nadejdą dopiero wtedy, gdy zajmą się tym politycy. Absolutnie nie wierzę, że sport sam zajmie się czymś, co przynosi tyle pieniędzy. A jak coś przynosi pieniądze, to jest dobre. Takie mamy myślenie. Piłka sama się nie ograniczy - podsumowuje Rafał Stec.

Więcej o: