Re Cecconi zagrał 109 meczów w barwach Lazio. Był jednym z głównych bohaterów zwycięskiego sezonu 1973/74, kiedy rzymski klub zdobył swoje pierwsze w historii mistrzostwo Włoch. Przez długie lata pozostawało ono jedynym tytułem ligowym Lazio, bo na powtórzenie tego sukcesu trzeba było czekać aż do sezonu 1999/2000. Nic więc dziwnego, że tragicznie zmarły zawodnik stał się jednym z bohaterów kibiców.
Był 18 stycznia 1977 roku. Re Cecconi wraz z kolegą z drużyny Pietro Ghedinem i ich wspólnym przyjacielem Giorgio Fraticciolim udali się w stronę zakładu jubilerskiego w Rzymie należącego do Bruno Tabocchiniego. Fraticcioli miał tam dostarczyć butelki perfum. Około godziny 19:30 doszli do sklepu. W tym momencie zaczynają ścierać się dwie wersje. Najpierw przedstawmy tą, która zdobyła natychmiastową popularność w mediach i którą wielu (w tym sąd) uznało za najbardziej prawdopodobną.
Re Cecconi był znanym dowcipnisiem, więc nic dziwnego, że wraz ze swoimi kolegami chciał zażartować ze sprzedawcy. Weszli więc do sklepu z bronią (którą wielu piłkarzy Lazio posiadało) i zaczęli wykrzykiwać "Ręce do góry!" i "To jest napad!". Planowali przestraszyć sprzedawcę. Problem w tym, że ten niedawno miał do czynienia z podobną sytuacją i tym razem był przygotowany. Wyciągnął broń i strzelił w kierunku Re Cecconiego. Piłkarz przed śmiercią miał jeszcze powiedzieć ostatnie słowa. "To żart. To był tylko żart". Zmarł już w szpitalu, zaledwie pół godziny później.
Z całą pewnością wiadomo, że Tabocchini najpierw wycelował w Pietro Ghedina, a po tym jak ten podniósł ręce do góry, prawie natychmiast przeniósł swój cel w kierunku Re Cecconiego i go zastrzelił. Już kilka godzin później gazety pisały o nieudanym żarcie, a dziennikarze, którzy byli wtedy jako pierwsi na miejscu, do dziś uważają, że ta teoria jest najbardziej prawdopodobna.
Z nimi nie zgadza się jednak Guy Chiappaventi, który odtworzył wydarzenia tamtego dnia w książce "Miał białą i zmęczoną twarz. Sprawa Re Cecconiego". Dziennikarz zastanawia się jak to możliwe, że Tabocchini nie rozpoznał wysokiego, blondwłosego piłkarza Lazio, drużyny, która ledwie trzy sezony wcześniej zdobyła mistrzostwo Włoch? W dodatku sam Re Cecconi miał być częstym gościem w otoczeniu sklepu, bo żył w tej samej okolicy. Nawet swojego syna ochrzcił w kościele mieszczącym się kilka metrów od zakładu jubilerskiego. Jakim cudem jubiler nie poznał Fraticcioliego, który był jego dobrym znajomym, co obaj mieli potwierdzić w trakcie procesu?
W czasie procesu pojawiły się wykluczające zeznania. Tabocchini miał przyznać, że Re Cecconi nie zrobił nic wskazującego na to, że jest to napad. Tak samo, ale już po zmianie wcześniejszych zeznań, miał zresztą twierdzić Ghedin. Pojawiła się hipoteza, według której Re Cecconi miał nie powiedzieć nawet słowa, a do wystrzału doszło przypadkiem. Popierali ją znajomi Re Cecconiego. Uważali oni, że piłkarz był odpowiedzialny i na pewno nie wpadłby na tak głupi żart, gdy w Rzymie bez przerwy grasowali przestępcy, którzy dokonywali napadów właśnie między innymi na zakłady jubilerskie. Choć byli też tacy, według których Re Cecconi mógł uznać, że skoro idzie do sklepu w towarzystwie przyjaciela jubilera, to nic mu nie grozi.
Tabocchini został początkowo aresztowany za przekroczenie granic obrony koniecznej, ale po 18 dniach został wypuszczony na wolność. Obrona argumentowała, że sprzedawca w przeszłości padł już ofiarą napadów i zareagował natychmiast, gdy tylko został zaalarmowany o możliwym zagrożeniu. Nie miał przez to czasu na rozpoznanie Re Cecconiego lub swojego znajomego Fraticcioliego.
Prokuratura odstąpiła od apelacji, a sprawą żyły całe Włochy. Polityk Bettino Craxi, tak komentował wyrok. - Nie strzelasz w serce innej osoby z zamkniętymi oczami, działając w ramach domniemanej obrony koniecznej - powiedział późniejszy premier Włoch (1983 - 1987).
Miesiąc przed tragiczną śmiercią Re Cecconiego z powodu komplikacji spowodowanych nowotworem wątroby zmarł Tommaso Maestrelli. To trener, który w sezonie 1973/74 poprowadził Lazio do zdobycia mistrzostwa Włoch.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Piłkarze Lazio, którzy sięgnęli po mistrzostwo w sezonie 1973/74 byli znani z tego, że za sobą nie przepadali. Drużyna była podzielona na grupki, które nie ukrywały wzajemnej niechęci. Dochodziło nawet do bójek w trakcie treningów. Re Cecconi był dobrym duchem tamtej drużyny, który scalał ją w coś więcej niż zlepek indywidualności. Jego śmierć ostatecznie przypieczętowała koniec pewnej epoki w historii Lazio.