Duża dysproporcja formy charakteryzuje drużynę mistrzów Włoch w tym roku. Po fatalnym styczniu, w którym wygrali tylko jedno spotkanie, przyszedł lutym, w którym po porażce w derbach Mediolanu, podopieczni Stefano Pioliego zwyciężyli w czterech meczach z rzędu, w tym w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Tottenhamem, co ostatecznie pozwoliło im awansować do ćwierćfinału tychże rozgrywek.
Wydaje się jednak, że Rossoneri ponownie wpadli w dołek. W zamykającym 26. serie gier Serie A tylko zremisowali 1:1 u siebie z Salernitaną. Pod koniec pierwszej połowy na prowadzenie wyprowadził ich Olivier Giroud, dla którego był to siódmy gol w tym sezonie rozgrywek ligi włoskiej. Francuz wykorzystał dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego Ismaela Bennacera.
Milan w pierwszej połowie nie dopuścił rywali do ani jednego celnego strzału, ale podopieczni Paulo Sousy doszli do głosu po zmianie stron. W 56. minucie na placu gry pojawił się Krzysztof Piątek, a pięć minut później do wyrównania doprowadził Boulaye Dia, który wykorzystał dobre dogranie Domagoja Bradaricia, a przede wszystkim fatalne zachowanie defensywy gospodarzy. Strzelec gola był zupełnie sam.
Mistrzowie Włoch do końca napierali na rywali - w całym spotkaniu oddali aż 24 strzały, ale tylko cztery z nich było celne. Arbiter pod koniec spotkania podyktował dla nich rzut karny, ale został on odwołany po weryfikacji VAR.
To trzecie spotkanie bez zwycięstwa podopiecznych Stefano Pioliego, ale najbardziej bolesna strata punktów, gdyż ze zdecydowanie niżej notowanym rywalem na własnym obiekcie. Komplikuje to sytuacje Milanu, który nie wykorzystał potknięć rzymskich ekip - Lazio oraz Romy - z którymi rywalizują o miejsce w pierwszej czwórce i awans do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. W tym momencie to właśnie Rossoneri zajmują czwarte miejsce z punktem straty i przewagi nad stołecznymi ekipami. Natomiast podopieczni Paulo Sousy powiększyli swoją przewagę nad strefą spadkową do siedmiu punktów.