Katastrofa. Były klub Polaków na skraju upadku. Potrzebuje milionów

32 lata temu Sampdoria zdobyła pierwsze mistrzostwo Włoch, prowadzona przez znakomity duet Gianluca Vialli - Roberto Mancini. Teraz jest o krok od spadku z Serie A, a dodatkowo zmaga się z problemami finansowymi. Scenariusz zakładający ogłoszenie upadłości i rozpoczęcie historii od nowa wydaje się coraz bardziej prawdopodobny.

Sampdoria niechybnie zmierza do Serie B, w której nie grała od dziesięciu lat. Sytuacja jest dramatyczna - po 26 meczach ma 12 punktów i zamyka tabelę. W lidze wygrała tylko dwa mecze - 1:0 z Cremonese i 2:1 z Sassuolo. Dejan Stanković, który objął drużynę na początku października, podjął się zadania w zasadzie niemożliwego - już tylko cud i nieporadność rywali walczących o utrzymanie (Cremonese, Hellasu Verona, Spezii i Salernitany) mogłyby sprawić, że Sampdoria pozostanie w Serie A. Ale też nie można mieć pewności, że po jednym sezonie od razu wróciłaby do włoskiej elity.

Zobacz wideo Szara eminencja w reprezentacji? Arcyważne zadanie na start. "Ucho prezesa"

27 grudnia 2021 roku - wtedy Sampdoria weszła w nową erę. Nowym prezydentem po siedmiu latach rządów Massimo Ferrero został Marco Lanna, dawniej związany z Sampdorią jako piłkarz. - Zacząłem nosić te barwy w wieku dziesięciu lat, a potem stałem się profesjonalnym piłkarzem i wygrałem mistrzostwo Włoch. To marzenie, które się spełniło - mówił Lanna tuż po nominacji. Ta zmiana miała sprawić, że klub trafi do nowego właściciela, chcącego spłacić długi i przywrócić go na stałe do ligowej czołówki.

Sampdoria cudem uniknęła kary. Ale potrzebuje milionów, by przetrwać

Sezon 21/22 zaczął Roberto D'Aversa, ale wyniki za jego rządów były rozczarowujące. W pewnym momencie Sampdoria znajdowała się w strefie spadkowej, a widmo klęski zajrzało jej w oczy. Na początku 2022 r. Marco Lanna zdecydował się na sprawdzoną opcję, czyli Marco Giampaolo, który pracował w Genui w latach 2016-2019 i sprawił, że Sampdoria stała się drużyną środka tabeli. Wiara w sukces, jakim było utrzymanie, była na tyle duża, że w przypadku pozostania w Serie A Giampaolo otrzymałby dwuletni kontrakt. Ostatecznie utrzymanie wywalczono i umowę przedłużono, ale gra Sampdorii kłuła w oczy.

Nie dość, że zespół był uzależniony od Antonio Candrevy i Francesco Caputo, to pomysł na grę był jednowymiarowy. Nie szukano nowych rozwiązań, co pokazywało, że Marco Giampaolo pozostawał wierny filozofii i nie szukał planu B. Jedno z jego założeń to "hamulec ręczny" dla bocznych obrońców na środku boiska, o czym niejednokrotnie opowiadał Bartosz Bereszyński. W tym sezonie projekt pt. Giampaolo w Sampdorii nie potrwał długo, bo skończył się na ośmiu kolejkach, a w tym czasie klub nie odniósł ani  jednego zwycięstwa. Od tego momentu pracę zaczął Dejan Stanković.

Poza słabymi wynikami wiele do życzenia pozostawiała sytuacja finansowa Sampdorii. Gdy Marco Lanna przejmował stery, media informowały, że nowy właściciel będzie musiał zapłacić 25 mln euro, a przy kupnie wraz z długami cena wzrosłaby do ok. 80 mln euro. Proces sprzedaży miał potrwać do pięciu miesięcy. Faworytem do kupna był fundusz Merlyn Advisors (obecny właściciel Lille), który oferował 30 mln euro w ramach podwyższenia kapitału, a także zapewniał 20 mln na to, by klub mógł dokonać transferów w styczniowym oknie. Ostatecznie się wycofał po braku chęci kontynuowania negocjacji przez Massimo Ferrero, czyli, formalnie, obecnego właściciela. Wcześniej pojawił się temat kupna od członka katarskiej rodziny królewskiej, ale szybko upadł.

Sampdoria stanęła pod ścianą, gdy musiała wypłacić zawodnikom łącznie 11 mln euro pensji za ostatni kwartał zeszłego roku, konkretniej do 16 lutego. Sytuację uratowały banki, które przekazały klubowi zaliczki, a także piłkarze, którzy zrezygnowali z miesięcznej pensji. Pożar ugaszono i uniknięto odjęcia dwóch punktów w tabeli, ale temat wróci w maju, jeśli kolejne wypłaty będą odłożone w czasie. Potrzeba aż 30 mln euro, by dokończyć sezon w pełni. W tej sytuacji niezbędne jest dokapitalizowanie spółki przez Massimo Ferrero. Sąd zdecydował, że Sampdoria ma czas do 6 czerwca, by znaleźć rozwiązanie z tej ciężkiej sytuacji - czyli najpewniej znaleźć nowego właściciela. Na domiar złego zadłużenie wzrosło do 200 mln euro, a Ferrero wprost określał w mediach Marco Lannę najgorszym prezydentem w historii klubu.

Producent filmowy zaprowadził Sampdorię nad przepaść. Kibice mają go dość

Era Massimo Ferrero w Sampdorii zaczęła się w 2014 r. Wtedy producent filmowy odkupił udziały od rodziny Garrone za 15 mln euro. Wcześniej zmarł ówczesny właściciel, czyli Riccardo Garrone, który zarządzał drużyną od 2002 r. i pomógł jej uniknąć bankructwa. Ferrero zaczął wprowadzać nowe porządki, co nie podobało się tamtejszemu środowisku, ale poszły za tym wyniki. Na początku pracy pozostawił Sinisę Mihajlovicia na stanowisku trenera. I radził sobie na tyle dobrze, że skończył sezon 13/14 w środku tabeli, a potem zajął siódme miejsce. Sampdoria odpadła w el. Ligi Europy z Vojvodiną Nowy Sad, ale tam ją prowadził już Walter Zenga. Zanim Marco Giampaolo zaczął pierwszy etap pracy w Genui w 2016 roku, to jeszcze klub prowadził Vincenzo Montella. Gdy był zwalniany po siedmiu miesiącach, Massimo Ferrero porównał go do kochanki i twierdził, że trenerzy są jak żony.

W trakcie pracy Marco Giampaolo, poza przyzwoitymi wynikami, szczególnie warte uwagi jest to, jacy piłkarze trafiali do Sampdorii i czy odgrywali w niej ważne role. W tym czasie przez klub przetoczyło się wiele ciekawych nazwisk. W sezonie 16/17 w Sampdorii był m.in. Milan Skriniar (Inter Mediolan), Bruno Fernandes (Manchester United), Patrik Schick (Bayer Leverkusen) czy Lucas Torreira (Galatasaray). Warto dodać, że Ferrero potrafił zarobić na tercecie Schick - Skriniar - Torreira ponad 100 mln euro. W sezonie 17/18 w Sampdorii znajdowało się trzech Polaków: Karol Linetty, Bartosz Bereszyński i Dawid Kownacki. Ten ostatni odszedł po 1,5 sezonu do Fortuny Duesseldorf.

Massimo Ferrero nie był krystalicznie czysty i nie planował być w Sampdorii na zawsze. Wielokrotnie wspominał o chęci sprzedaży, argumentując to tym, że projekt doszedł do ściany. Jego marzeniem było kupno Romy, której kibicował. Chciał uczynić Francesco Tottiego cesarzem. Oferował też pomoc Palermo w powrocie na szczyt, gdyż Sycylia była dla niego ważna w trakcie pracy w branży filmowej. W przypadku Sampdorii jednym z głównych zarzutów skierowanych w stronę Ferrero był fakt, że za bardzo nie dokładał pieniędzy do klubu. Jego wizerunku nie ocieplały nagrania, na których żywiołowo - momentami aż za bardzo - cieszył się z bramek i zwycięstw Sampdorii.

Problemy nawarstwiły się w grudniu 2021 roku, gdy Ferrero został aresztowany, a prokuratura wszczęła śledztwo ws. bankructwa i przestępstw korporacyjnych. Kilka jego firm było niewypłacalnych, a dodatkowo został oskarżony o pranie pieniędzy. Po części odbiło się to też na Sampdorii, bo gdy Pedro Obiang został sprzedany do West Hamu United za 6 mln euro w 2015 r., to pieniądze trafiły do Ferrero przez zewnętrzną firmę.

Po aresztowaniu Ferrero oberwał były właściciel Sampdorii, Edoardo Gerrone. Przed drzwiami jego domu kibice wysypali obornik, dając do zrozumienia, że oddanie klubu w ręce Ferrero było błędem. Fani są wściekli na Ferrero, że pozostawił klub nad przepaścią. Do tego stopnia, że postanowili wysłać na adres Sampdorii obcięty świński łeb ze zdaniem: "wasze głowy będą następne", adresując to do m.in. wspomnianego Ferrero. Kiedy Włoch ostatnio pojawiał się na meczach Sampdorii, to słyszał gwizdy i obelgi pod swoim adresem.

Klub może ogłosić bankructwo i zacząć nowy etap. Palermo i Parma pokazują, że można wrócić na dobrą ścieżkę

Nie można wykluczać scenariusza, że po spadku sytuacja Sampdorii będzie tak zła, iż jedynym rozwiązaniem będzie ogłoszenie upadłości i rozpoczęcie od nowa. W Genui niemal przerabiali to w sezonie 01/02, gdy nie włączyli się do walki o powrót do Serie A i byli blisko relegacji do trzeciej ligi. Finalnie udało się tego uniknąć. W tle trwała telenowela związana z Omerem Masoudem, arabskim księciem, który miał nabyć 94 proc. akcji. Masoud okazał się przykrywką, a w rzeczywistości było blisko oszustwa. Czterech Włochów (konkretniej Giuseppe Dossena, Antonino Pane, Andrea Stagni i Mauro Gagliardi) planowało kupić klub, by zabrać z niego pieniądze, a potem doprowadzić go do ruiny. Ta sztuka udała im się z Juve, Stabią czy Savoią, ale z Sampdorią nie wyszło. Oszuści wpadli na tym, że zaoferowali się w roli pośrednika przy transakcji z Saudyjczykami i to wywołało podejrzenia. Klub został uratowany, a Edoardo Garrone odkupił go w 2002 roku od Paolo Mantovaniego, ówczesnego właściciela, za siedem miliardów lirów.

Sampdoria nie byłaby pierwszym klubem, który ogłosiłby bankructwo. Takie sytuacje są we Włoszech na porządku dziennym. Ogłoszenie upadłości może jednak być okazją na otwarcie nowego etapu. Przez taką drogę musiała przejść Parma, Palermo czy Bari, które po ogłoszeniu bankructwa zaczynały od czwartej ligi i zaczęły powoli wracać na należne im miejsce. Wszystkie trzy zespoły grają teraz w Serie B i walczą o awans do elity. Parmą zarządza amerykański biznesmen Kyle Krause, którego majątek był w 2020 roku wyceniany na ponad trzy mld euro. Palermo od lipca zeszłego roku jest częścią spółki City Football Group, które za 13 mln euro wykupiło 80 proc. udziałów. Bari od 2018 r., czyli cztery lata po ogłoszeniu upadłości, prowadzi Aurelio De Laurentiis, czyli właściciel Napoli, ale jest gotowy na sprzedaż klubu po awansie.

Ogłoszenie bankructwa przez Sampdorię może okazać się świetną okazją dla potencjalnego inwestora, żeby zbudować ją na nowo i przywrócić dawny blask. Ostatnie trofeum genueńczyków to Puchar Włoch w sezonie 93/94. Trzy lata wcześniej Sampdoria zdobyła historyczne mistrzostwo, mając w składzie Gianlukę Vialliego, Roberto Manciniego czy Attilio Lombardo. W sezonie 89/90 klub wygrał Puchar Zdobywców Pucharów, pokonując w finale Anderlecht Bruksela. Teraz dla Sampdorii jakiekolwiek trofeum czy gra w europejskich pucharach wydaje się scenariuszem w stylu science fiction.

Więcej o: