Był maj 1996 roku. Do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł Michele Padovano, pokonał Edwina van der Sara, a chwilę później wraz z innymi piłkarzami Juventusu cieszył się z pokonania Ajaksu Amsterdam w finale Ligi Mistrzów. W następnych latach Padovano dwukrotnie wygrał rozgrywki Serie A. Oprócz Juventusu, strzelał gole m.in. dla Napoli, Crystal Palace czy Genoi. Może nie strzelał ich wiele (86 w całej karierze), ale z reguły padały po pięknych strzałach lewą nogą lub efektownych uderzeniach głową. W reprezentacji Włoch zagrał tylko raz - w marcu 1997 roku przeciwko Mołdawii. Kilka dni później miał zmierzyć się z Polakami, ale podczas rozgrzewki na stadionie w Chorzowie poślizgnął się i zerwał mięsień dwugłowy. Później nigdy nie wrócił już do formy, bo miewał też problemy z kolanami. Urodzony w 1966 roku napastnik i tak zapisał się w historii włoskiej piłki, choć niekoniecznie tylko za boiskowe osiągnięcia.
Po zakończeniu kariery w 2001 roku był częstym gościem włoskiej telewizji, gdzie wcielał się w rolę eksperta i analizował mecze. Swoich sił próbował także w roli działacza. Ale nagle wszystko się posypało.
W maju 2006 roku - na dwa miesiące przed tym, jak Włosi wygrali mundial - na Półwyspie Apenińskim media emocjonowały się gangsterskim tematem. Policja pochwaliła się, że aresztowała 33 osoby, który miały być zamieszane w przemyt haszyszem, który podobnie jak marihuana, jest przetworem z konopi. Skonfiskowano towar warty ponad 14 milionów euro.
Jednym z liderów zatrzymanej grupy przestępczej był Luca Mosole, przyjaciel z dzieciństwa Padovano. Wśród podejrzanych był także niedawno zmarły Gianluca Vialli, były fantastyczny włoski napastnik. Vialli ostatecznie został uniewinniony. Padovano także, ale dopiero po wielu latach.
Mosole i spółka przemycali hasz z Maroko do Włoch przez Hiszpanię. Używali do tego tirów, które przewoziły pomarańcze. Pewnego dnia Masole poprosił piłkarza, by ten pożyczył mu 100 tysięcy euro.
Były napastnik Juventusu od początku wybuchu afery utrzymywał, że jest niewinny. - Kiedy przyszli mnie aresztować, myślałem, że to żart. Nie mogłem w to uwierzyć. Oskarżali mnie o finansowanie handlu narkotykami. A ja po prostu pożyczyłem 40 tysięcy euro przyjacielowi z dzieciństwa. Nie wiedziałem, czym się zajmuje. A nawet jeśli był przestępcą, to wciąż pozostawał moim przyjacielem. Twierdził, że potrzebuje kasy, bo wpadł w długi. Więcej mnie nie obchodziło - relacjonował Padovano.
Prokuratura turyńska początkowo żądała 24 lat pozbawienia wolności. Sąd Kasacyjny uchylił następnie wyrok do 6 lat. Ostatecznie Padovano spędził trzy miesiące w więzieniu i kolejnych osiem w areszcie domowym. W międzyczasie zmarł mu ojciec.
W grudniu 2011 roku zapadły wyroki w pierwszej instancji. Włoski napastnik został uznany winnym finansowania i czerpania zysków z przemytu narkotyków, ale zarazem uniewinniono go z zarzutów o organizowanie przemytu. I właśnie dlatego sąd nie przychylił się do wniosku prokuratora żądającego 24 lat więzienia. Skazał Padovano "tylko" na 6 lat i 8 miesięcy.
Proces apelacyjny nie miał końca. Całkowicie oczyszczony z zarzutów został dopiero teraz. Po 17 latach. - Siedemnaście lat temu pewne zdarzenie zgasiło światło w moim życiu. Dziś ciemność odeszła, znowu dojrzałem światło, a serce rozgrzało się na nowo. Przetrwałem to całe piekło dzięki rodzinie, przyjaciołom i prawnikom. Teraz chciałbym wrócić do futbolu, bo dał mi tak wiele, że powinienem mu się odwzajemnić - oświadczył były napastnik w rozmowie z turyńskimi mediami.