Najpierw słowo wstępu. Juventus jest spółką giełdową, więc jego sytuację finansową monitorują nie tylko władze piłkarskie, ale i państwowe, w tym Guardia di Finanza, czyli oddział policji zajmujący się przestępstwami gospodarczymi. Sztuczne zawyżanie wartości piłkarzy - o co turyńczycy są oskarżeni -sprawia, że Juventus de facto nieuczciwie zawyża wartość swoich akcji. Kreatywna księgowość, która fałszowała realny obraz finansów klubów, kosztował Juventus już 15 ujemnych punktów, przez co "Stara Dama" nie tylko wypadła ostatecznie z walki o mistrzostwo, ale i maleją jej szanse na europejskie puchary. To jednak nie koniec afery, o której szerzej przeczytacie tu:
Z 62 transferów, które wywołują wątpliwości włoskiej federacji oraz organów ścigania, aż 42 przeprowadzili turyńczycy. Głos na temat nowego skandalu zabrali politycy.
- Czekamy na uzasadnienie wyroku, bo jest tak samo ważne, jak podjęte decyzje. Musimy poczekać, by dowiedzieć się jakie faktycznie były przyczyny tej kary. Czy takie transferowe praktyki stosował tylko jeden klub, czy były one częścią większego i bardziej rozpowszechnionego systemu. Ten dylemat rozstrzygnie uzasadnienie wyroku - mówi Andrea Abodi, włoski minister sportu.
No właśnie, bo podejrzane transfery przeprowadzał także Inter Mediolan czy Napoli. Nikt nie ma wątpliwości co do pewnej podejrzanej transakcji Napoli. Dziś "Transfermarkt" wycenia supersnajpera Victora Osimhena na 70 milionów euro, a jego wartość rynkowa może być nawet i dwa razy większa. Problem w tym, że Napoli zapłaciło za niego 75 milionów euro już 2,5 roku temu, gdy ten miał za sobą zaledwie jeden udany sezon w Lille. Ale gdy przyjrzymy się bliżej, to ten transfer kryje kilka sekretów.
Podejrzenia wzbudziły inne transfery tamtego lata na linii Napoli - Lille. Do francuskiego klubu trafili: Orestis Karnezis za ponad pięć mln euro, Claudio Manzi za cztery, Ciro Palmieri za siedem oraz Luigi Liguori za cztery. Łącznie 20 milionów euro na piłkarzy, którzy... nawet nie zadebiutowali w Ligue 1.
- Włoskie państwo zamierza zrozumieć mechanizm sztucznego zawyżania wartości spółek i fikcyjnych zysków kapitałowych. Ministerstwo Ekonomii i Finansów zastanawia się, czy obecne prawo jest wystarczające. Nie wykluczamy zmian w przepisach. Przepisy mogą się zmienić i nawet rozpoczęliśmy już odpowiednie analizy. Wszyscy mówią, że to zjawisko ma miejsce, ale jeśli tak faktycznie jest, to nie sądzę, by państwo mogło te fikcyjne zyski uznać - stwierdził Giancarlo Giorgetti, minister Ekonomii i Finansów, którego cytuje "Tuttosport".
Finał afery powinniśmy poznać dopiero pod koniec lutego