Kilka miesięcy temu Paulo Dybala usłyszał, że nie jest już częścią projektu Juventusu i że może sobie szukać nowego pracodawcy. Wydawało się, że z okazji skorzysta Inter Mediolan, którego dyrektor sportowy Giuseppe Marotta słynie z wyławiania z rynku graczy, którym skończyła się umowa. Ale wraz z wypożyczeniem Romelu Lukaku, Inter stracił przekonanie co do ściągnięcia Argentyńczyka. I wtedy pojawiła się oferta Romy. Część kibiców była nieco zaskoczona, że Dybala ostatecznie trafia do klubu z tej półki. Ale jeśli zobaczy się jego wtorkową prezentację, to można zrozumieć, dlaczego napastnik skusił się, by podpisać trzyletnią umowę z triumfatorem Ligi Konferencji UEFA.
Późnym wieczorem, około godziny 21:00, na placu przed Palazzo della Civiltà Italiana zebrało się kilkanaście tysięcy rzymian, którzy zgotowali Dybali gorące powitanie. Choć i to określenie nie oddaje w pełni tego, co mógł przeżywać Argentyńczyk. Zaczęło się od skandowania jego imienia, a później piłkarz wraz z kibicami odśpiewali wspólnie piękny hymn Romy.
- Byłem bardzo ciekaw spotkania z fanami. Wielokrotnie grałem przeciwko Romie i zawsze potrafili stworzyć niesamowitą atmosferę. To zaszczyt być tu razem z wami. Nie mogę się doczekać aż trafię na stadion Olimpico pod Curva Sud [trybuna najbardziej zagorzałych fanów]. Stać przed wami z tej koszulce, to szczególna rzecz. Nie tylko dla mnie, ale i dla moich bliskich. Już nie mogę się doczekać derbów z Lazio. Chcę szybko złapać wysoką formę i dać wam wiele radości - oświadczył wyraźnie wzruszony 28-letni piłkarz.
- Fakt, że Paulo chciał dołączyć do naszego projektu świadczy o wiarygodności Romy i potwierdza, że ciężko pracujemy. Wszyscy tutaj staramy się rozwijać Romę. Paulo nam w tym pomoże, bo to światowej klasy zawodnik, który zdobył ważne trofea i zyskał wielkie uznanie. Jestem pewien, że z nim w klubie będziemy jeszcze silniejsi - dodał Tiago Pinto, dyrektor sportowy Romy.
Dybala rozpoczął karierę w argentyńskim Instituto, gdzie wyróżniał się już jako 17-latek. Ale renomę w Europie zaczął wyrabiać sobie w Palermo, które w 2015 roku sprzedało go do Juventusu za 40 milionów euro. Nieżyjący już ówczesny prezes sycylijskiego klubu Maurizio Zamparini stwierdził, że Dybala będzie "nowym Messim".
Argentyńczyk to piłkarz, w którym można się zakochać od pierwszego kopnięcia piłki. Świetna technika, kreatywność, wizja gry i ta magiczna lewa noga sprawiają, że patrzy się na niego z ogromną przyjemnością. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że nadal nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału.
Ustalmy fakty: nikt w Turynie nie żałował zainwestowanych w niego pieniędzy. Dziś Argentyńczyk ma na koncie pięć mistrzostw Włoch, cztery puchary kraju i przegrany finał Ligi Mistrzów. Słowem, spłacił się. Ale biorąc pod uwagę oczekiwania: można powiedzieć, że wykonał tylko plan minimum. Piłkarskiej jakości nie można mu odebrać. Niestety, lista zastrzeżeń też nie jest krótka. Zacznijmy od tego, że Dybala to urodzona "10", a to w nowoczesnym futbolu gatunek wymierający. Jednak zdecydowanie większym problemem są jego częste urazy lub bezbarwne mecze. Tyle tylko, że w kluczowych momentach sezonu. Wiedzą też o tym fani kadry Argentyny, w której Dybala strzelił zaledwie trzy gole.
Ale teraz liczy się tylko Roma, której celem na nowy sezon ma być powrót do Ligi Mistrzów. I to właśnie Dybala staje się twarzą drużyny Jose Mourinho.