Zdążyli już go skreślić, ale Mourinho wrócił. "Hola, wciąż żyję"

Antoni Partum
Trenerzy, tak jak piłkarze, mają datę ważności. Gdy wydawało się, że Jose Mourinho jest wypalony i będzie sunął w dół, on powiedział: hola, wciąż żyję i mam się dobrze.

Choć Jose Mourinho przychodził do Romy jako posiadacz 27 trofeów, w tym najważniejszych, jak dwa puchary Ligi Mistrzów czy czterech nagród dla najlepszego trenera świata, to większość ekspertów podchodziła do decyzji rzymskiego klubu sceptycznie. No bo jaki sens był w gloryfikowaniu przeszłości Mou, skoro w ostatnich kilku latach "The Special One" głównie zawodził?

Zobacz wideo "Zawieszam rękawice (ale tylko na chwilę) na kołku. Nie będzie przeskakiwania z MMA do boksu"

Kiedyś piłkarze po jego odejściu płakali, jak Didier Drogba z Chelsea czy Marco Materazzi z Interu. Później większość z nich raczej odczuwała ulgę. Jego pomnik zaczął się sypać po powrocie na Wyspy. Bo choć Mourinho wciąż zdobywał trofea, to wszędzie zostawiał za sobą spaloną ziemię. W ciągu drugiej kadencji w Chelsea Portugalczyk wygrał Premier League i zagrał w półfinale Ligi Mistrzów, ale klub ze Stamford Bridge opuścił, zostawiając go na 16. miejscu w lidze z rekordową liczbą dziewięciu porażek w 16 kolejkach. 

W Manchesterze United nie było lepiej. Zgoda - Jose zdobył Ligę Europy i Puchar Ligi, ale przecież to nie mogło zaspokoić ambicji klubu, którego potęgę zbudował sir Alex Ferguson. Portugalczyk opuścił klub po 17 kolejkach sezonu 2018/19, gdy do prowadzącego w tabeli City tracił aż 19 punktów. O jego przygodzie z Tottenhamem nie ma sensu się rozpisywać. Przejął drużynę w listopadzie 2019 r., kilka miesięcy po tym jak klub z Londynu dotarł do finału LM. Nie dość, że Tottenham przestał grać porywającą piłkę jak za kadencji Mauricio Pochettino, to i wyniki były złe, nie mówiąc o atmosferze. Po nieudanej kilkunastomiesięcznej przygodzie wszyscy odetchnęli ulgą. Toksyczny Mourinho odszedł.

"Wiadomość, jaką mam tu skomentować, jest wiadomością dobrą i od dawna wyczekiwaną. Szczerze mówiąc: wyczekiwaną od 17 miesięcy, czyli od dnia, w którym Mourinho został trenerem Tottenhamu" - pisał po jego zwolnieniu Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i wierny kibic londyńskiego klubu.

Niespodziewana oferta z Romy

Kiedy jednak rok temu Roma sensacyjnie informowała o zatrudnieniu Mourinho, był to ryzykowny ruch, a zarazem intrygujący. Trener na zakręcie trafia do klubu, który od lat nie potrafi sprostać ambicjom. 

Choć magia Portugalczyka gasła, to fani Giallorossich i tak w niego wierzyli. - Nas nie obchodzi to, jak mu ostatnio szło w Chelsea, Manchesterze i Tottenhamie. Pamiętamy go z pracy w Serie A, kiedy z Interem zgarnął potrójną koronę. Inter wtedy nie był aż tak mocny, więc i z naszych piłkarzy wyciągnie maksimum - mówił mi pod koniec października na Stadio Olimpico Giuseppe, który Romie kibicuje od 2001 r., czyli od ostatniego zdobytego mistrzostwa. Inny spotkani kibice mówili w niemal identycznym tonie.

Tak ten ruch opisywali kibice, którzy z definicji myślą sercem. Z kolei marketingowcy nie mieli wątpliwości, że zatrudnienie Mou to doskonały pomysł. Wystarczyło się tylko rozejrzeć po Rzymie.

Na stoiskach pod stadionem, oprócz szalików, proporczyków i czapek, można kupić koszulki. Te z nazwiskiem "Totti" i "Zaniolo" są po 10 euro, a te z wizerunkiem Mou kosztują 15. I na nie chętnych nie brakuje. - Na początku myślałem, że to będzie chwilowa moda, ale mijają kolejne tygodnie, a koszulki z Mourinho nadal się najlepiej sprzedają - relacjonował sprzedawca.

Ale na boisku było źle. Po 21 kolejkach minionego sezonu Serie A Roma przegrała dziewięć meczów. Tak złych statystyk zespół ze stolicy Włoch nie miał od 43 lat. W dodatku katusze Mourinho przeżywał też w Europie, pomimo faktu, że Roma grała w Lidze Konferencji, najmniej prestiżowych rozgrywkach na Starym Kontynencie. Najlepiej świadczy o tym porażka 1:6 z norweskim Bodo/Glimt. Najwyższa w karierze Mourinho.

A gdy słuchało się pomeczowych wypowiedzi Portugalczyka, nie dało się nie zauważyć nadlatujących nad Rzym starych demonów, czyli narzekania na wszystko. Krytykował sędziów, stan murawy, a nawet swoich piłkarzy.

- W naszej grze był strach. To kwestia psychologicznych kompleksów. Brakuje im odpowiedniego charakteru, mam słabą grupę piłkarzy. Myślałem, że będę tu miał nieco łatwiej. Ale u nas brakuje osobowości. Powiedziałem chłopakom, że muszą stać się podobni do mnie - mówił po porażce z Bodo.

Symbolicznym meczem stała się też porażka z 9 stycznia. Roma przegrała u siebie z Juventusem 3:4, mimo że 70. minuty prowadziła 3:1. Drużyna Mourinho w siedem minut straciła jednak trzy gole. Kiedyś byłoby to niemożliwe, bo jak zespoły Jose obejmowały prowadzenie, to potrafiły już zabić mecz.

Wielu ekspertów było zgodnych. Minęła data ważności Mourinho. To normalne. Wielcy trenerzy kiedyś się kończą. Spytajcie Fabio Capello, Arsene'a Wengera czy Rafy Benitza, którzy najpierw byli podziwiani, a później wyszydzani. Ale to też jest pułapka. Skreślano już też Carlo Ancelottiego po niezbyt udanej przygodzie w Napoli i jeszcze gorszej w Evertonie, a dziś Włoch może wygrać z Realem Madryt swoją czwartą w karierze Ligę Mistrzów. Mourinho też skreślano, ale on wrócił.

W Serie A wykonał plan minimum, czyli awans do Ligi Europy, zajmując szóste miejsce. Ale w środę, wygrywając Ligę Konferencji, zdobył dla Romy jej pierwsze międzynarodowe trofeum od 1961 r., kiedy Rzymianie wygrali Puchar Miast Targowych, archaiczne rozgrywki, których nawet UEFA nie traktowała jako poprzedniczkę Pucharu UEFA.

Skąd wziął się sukces Mourinho?

Na początku - na przekór opinii publicznej - przewietrzył szatnie, choć nie bał się trudnych decyzji. Zrezygnował z Gonzalo Villara, rozgrywającego, który błyszczał w poprzednim sezonie. Pozbył się też Borjy Mayorala, choć Hiszpan w sezonie 2020/21 zdobył dla Romy 17 bramek jako zmiennik Edina Dżeko. 

Potrafił pogodzić się z Henrichem Mychitarianem, z którym nie miał najlepszych stosunków w United, ale w Rzymie wiedział, że Ormianin musi pozostać kluczową postacią. Odbudował Ricka Karsdorpa i wymyślił Nicolę Zalewskiego. Wychowanek Romy debiutował w seniorskiej drużynie jeszcze za kadencji Paulo Fonseki, ale dopiero Mou dał mu prawdziwą szansę. I to na nowej pozycji. 20-letni Polak zazwyczaj grał jako "10" albo ofensywny skrzydłowy, a Jose sprawdził go na lewym wahadle, gdzie jest znacznie więcej defensywnych zadań. Eksperyment okazał się strzałem w dziesiątkę. Zalewski został wybrany najlepszym piłkarzem Romy w kwietniu.

- Trener powiedział mi, że przyjdzie moja szansa i mam ją wykorzystać. Dobrze się czuję na tej pozycji, choć nie jest to dla mnie naturalne, ale dużo trenuję, żeby czuć się nieco swobodniej. Trener mi zaufał, za co bardzo dziękuję. Zasłużyliśmy na puchar - mówił Zalewski po wygranym finale z Feyenoordem.

Mou przede wszystkim naprawił grę defensywną, jego rodak Rui Patrício zachował aż 15 czystych kont, tylko Mike "Magic" Maignan z Milanu był lepszy w tej statystyce. Dzięki Mourinho stoper Chris Smalling znowu mógł uwierzyć, że pasuje do niego ksywka "Smaldini". 

Przede wszystkim Mourinho potrafił zmienić bojaźliwą mentalność piłkarzy i nakłonić ich do ciężkiej pracy na treningach, morderczego wysiłku w meczach oraz wyrzeczeń między treningami a meczami. Idealnie pasuje tutaj anegdota o tym, jak Nicolo Zaniolo mógł dostać dwa dni wolnego, bo przez czerwoną kartkę nie mógł zagrać z Salernitaną. Nicolo jednak odmówił, bo chciał być z drużyną.

Trener potrafił też sprawić, że Lorenzo Pellegrini stał się liderem pełną gębą. Kapitan Romy zakończył sezon z 14 golami i ośmioma asystami. Nieźle, jak na środkowego pomocnika.

Mourinho dotarł też do Abrahama, którego trzeba było odbudować po fatalnym półroczu w Chelsea. Efekt? 17 goli w Serie A i dziewięć w europejskich pucharach. Nieźle jak na debiutanta.

- To najlepszy trener na świecie, bo wie, jak napędzać piłkarzy. Wie, co zrobić, by zawodnik poczuł się wyjątkowym. Dla niego chcę dać z siebie wszystko. Kiedy czułem, że zrobiłem już wystarczająco dużo, mówił mi, że muszę zrobić jeszcze więcej. I to działało - wspomina Anglik.

Totti był zbyt surowy. Mourinho zasłużył na więcej

Mourinho doskonale wie, jak dotrzeć do piłkarzy, bo zna portugalski, angielski, francuski, hiszpański, włoski. Wyznaje zasadę, że w szatni przemawia w języku kraju, w którym pracuje, ale indywidualnie rozmawia w ojczystym języku piłkarzy. - Inaczej nigdy bym nie zrozumiał, czego naprawdę pragną i co konkretnie potrzebują - tłumaczył "The Special One". 

Tydzień temu Francesco Totti, największa legenda Romy, został poproszony o ocenę tego sezonu w skali 1-10. Mistrz świata z 2006 roku przyznał notę "5,5", ale po finale śmiało możemy ją podciągnąć do "6,5", a być może fani Romy przyznaliby nawet "7". 

- Wygrana to element naszej pracy. Ale finał z Feyenoordem był czymś innym. To nie była praca, a tworzenie historii. Udało się napisać własną, która zostanie na zawsze. Słyszę plotki o moim odejściu, ale to bzdury. Zostaję w Romie. Chcemy kontynuować ten projekt - powiedział Mourinho.

Czas wykonać kolejny krok. A być może Jose Mourinho wróci na swoje miejsce, czyli na szczyt.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.