W poniedziałek w 37. kolejce Serie A odbył się "polski mecz". Stanęły naprzeciwko siebie drużyny Sampdorii Genua, której barwy reprezentuje Bartosz Bereszyński i Fiorentina, dla której grają Bartłomiej Drągowski i Krzysztof Piątek. Od pierwszej minuty na placu gry pojawił się jednak tylko Bereszyński. Drągowski i Piątek znaleźli się tylko wśród rezerwowych drużyny gości.
Obaj mogli tylko z boku przyglądać się demolce, jaką Sampdoria zafundowała ich drużynie. Gospodarze już po 30. minutach prowadzili 2:0. Najpierw na listę strzelców wpisał się Alex Ferrari. Następnie trafił niezawodny weteran Fabio Quagliarella. Świetnie radził sobie także Bartosz Bereszyński, który zupełnie wyłączył z gry atakującego Fiorentiny Nicolasa Gonzaleza.
Po zmianie stron na boisku pojawił się Krzysztof Piątek. Napastnik w 66. minucie zmienił Arthura Cabrala. Gdy stawiał pierwsze kroki na murawie, miejscowi kibice przywitali go gwizdami. Nie zapomnieli, że w przeszłości reprezentował barwy ich największego rywala, czyli Genoi CFC. Polak nie odmienił jednak losów meczu.
W 71. minucie meczu na 3:0 dla Sampdorii podwyższył Morten Thorsby. W 84. na 4:0 gola strzelił natomiast Abdelhamid Sabiri. Gospodarze zdeklasowali Fiorentinę. Honor gości strzałem z rzutu karnego uratował w 89. minucie wspomniany Nicolas Gonzalez. Patrząc na to spotkanie, można było odnieść wrażenie, że to Sampdoria, nie Fiorentina walczy o czołowe lokaty w Serie A.
Zespół z Genui jest pewny utrzymania w elicie, jednak zajmuje dopiero 15. miejsce. Fiorentina jest natomiast siódma, co daje jej prawo startu w Lidze Konferencji Europy. Mimo kompromitującej porażki nadal ma szanse na grę nawet w Lidze Europy. Nie wykorzystała jednak szansy wyprzedzenia AS Romy, która znajduje się lokatę wyżej z przewagą jednego punktu.