Kamil Glik ostatni raz zagrał w spotkaniu reprezentacji Polski ze Szwecją pod koniec marca. Stawką rywalizacji był awans na mistrzostwa świata w Katarze, dlatego też 34-latek zdecydował się pomóc drużynie, choć zmagał się z kontuzją kolana. Mimo widocznego bólu i utykania Glik pozostał na boisku do samego końca.
Po meczu okazało się, że poświęcenie zostało okupione groźnym urazem. Sztab medyczny przekazał, że 34-latek doznał naciągnięcia drugiego stopnia prawego ścięgna podkolanowego. Wstępne diagnozy szacowały, że najwcześniej będzie mógł wrócić na boisko po około miesiącu rekonwalescencji.
Tylko że przerwa w grze uległa przedłużeniu. Wskutek kontuzji opuścił aż osiem spotkań ligowych. To najdłuższa pauza spowodowana problemami zdrowotnymi w historii jego występów. Jednak wszystko wskazuje na to, że absencja właśnie dobiegła końca.
Włoscy dziennikarze donoszą, że Glik wziął udział we wtorkowym treningu swojej drużyny. Jak dowiedział się portal "WP Sportowe Fakty" 34-latek nie narzeka już na ból mięśnia. W innym przypadku Polak nie powróciłby jeszcze na murawę. Choć Glik nie czuje się w optymalnej formie, to najprawdopodobniej pojawi się na boisku już w najbliższych spotkaniach Benevento.
W piątek 13 maja włoska drużyna zagra w ćwierćfinale baraży o awans do Serie A z Ascoli Calcio. Portal "Tutto Benevento" poinformował, że Polak będzie już do dyspozycji swojego menedżera, który bazując na jego doświadczeniu może na niego postawić już od pierwszych minut. W przypadku awansu, w półfinale baraży zespół Fabio Caserty zagra z AC Pisa 1909.
Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
To nie pierwsza sytuacja, kiedy 34-latek pomimo kontuzji rywalizuje na boisku. Przed kilkoma laty Polak wyznał, że nie zdecydował się na przerwę w występach mimo zerwanego więzadła krzyżowego oraz problemów z łąkotką. Poświęcenie sprawia, że od ponad 10 lat Glik jest kluczowym graczem każdego zespołu, w którym występuje.