"La Gazzetta dello Sport" pochyliła się nad Żurkowskim: "Co za droga w górę!"

Szymon Żurkowski w niedzielę został bohaterem Empoli. Pierwszy gol Polaka w Serie A przykuł uwagę włoskich mediów. Historia Żurkowskiego została przedstawiona kibicom przez "La Gazzetta dello Sport". "Co za droga w górę!" - zachwycają się Włosi.

Szymon Żurkowski w miniony weekend został bohaterem Empoli. Polski zawodnik zdobył w 92. minucie gola decydującego o zwycięstwie jego zespołu nad Sassuolo 2:1, choć jeszcze w 83. minucie prowadzili rywale. Żurkowski pojawił się na murawie dopiero w 80. minucie. - Tak huknął, że aż bramka się zatrzęsła na kilka sekund! - powiedział komentujący to spotkanie na antenie Eleven Sports Filip Kapica, widząc uderzenie Żurkowskiego.

Zobacz wideo Maradona, Hamsik, a kiedyś Zieliński? "Może stać się symbolem Napoli" [REPORTAŻ]

Włosi przedstawiają Żurkowskiego. Mógł uprawiać zupełnie inny sport

Gol w ostatnich sekundach meczu spowodował, że na Żurkowskiego uwagę zwróciła "La Gazzetta dello Sport". Włoscy dziennikarze przyjrzeli się karierze Polaka. W tekście czytamy między innymi, że mógł zostać bejsbolistą, a kilka lat temu w ogóle myślał o zakończeniu kariery.

"Żurkowski jest gwiazdą Empoli, ma 24 lata, jest pomocnikiem i strzelił swojego pierwszego gola w Serie A w niedzielnym meczu z Sassuolo. Najlepsze jest to, że lata temu grał w bejsbol. Jeden z jego kolegów, Artur Strzałka, grał dla New York Yankees, a jego brat Arek jest menadżerem" – piszą Włosi.

- Kiedy zorientował się, że lepsze wyniki osiągnę w piłce nożnej, to już na mnie nie naciskał – powiedział Żurkowski cytowany przez "LGdS".

"Szymon to jeden z najważniejszych piłkarzy Empoli. Jest wypożyczony z Fiorentiny drugi sezon z rzędu. W zeszłym roku wywalczył awans z zespołem, notując 28 meczów i dwa gole w Serie B. W tym roku stara się ugruntować swoją pozycję. Do tej pory grał wszystkie oprócz jednego, ale tylko cztery od pierwszej minuty. Trener Andreazzoli go szanuje, ale często wpuszcza go pod koniec meczu. A w spotkaniu z Sassuolo potrzebował tylko 10 minut, żeby użądlić. Nieźle. Być może gol pomoże mu zmienić hierarchię" – tak dziennikarze przedstawiają Żurkowskiego.

Koledzy się nabijali

Następnie prezentują jego przeszłość i to, jak się rozwijał. Okazuje się, że był blisko porzucenia piłki nożnej, a jego droga do Serie A była trudna. Miał jednak motywację – udowodnić coś jednemu ze swoich kolegów.

"Żurkowski urodził się w Tychach – mieście, gdzie mieszkają ludzie pracujący w Katowicach, pół godziny drogi pociągiem. Jako dzieciak nosił koszulkę z numerem 9 i dzielił czas między bejsbol i futbol. W wieku 14 lat podpisał kontrakt z Gwarkiem Zabrze a wkrótce potem znalazł się w Górniku, gdzie gra m.in. Lukas Podolski. Na początku jest ciężko, niektórzy koledzy się z niego nabijają. Jeden z nich mówi mu, że jeśli Żurkowski trafi do ekstraklasy, to on skończy z piłką. Szymon myślał o tym, żeby się poddać, ale potem coś w nim pęka. Teraz tamten powinien być już na emeryturze. Żurkowski nie ujawnił nazwiska, a zemsta jest bezcenna, nawet jeśli osiągnął to kosztem nauki. W wieku 18 lat jego rutyna była ciężka. Pobudka o 5 rano, szkoła, trening, prysznic i sen. Pewnego dnia prawie zasnął wracając do domu. Więc porzucił szkołę" – czytamy w "LGdS". - To było ostrzeżenie. Nie mogłem tak dalej ciągnąć – przyznał Żurkowski.

"Zastanawiałem się, czy to ma sens"

Następnie Żurkowski rozegrał kilka dobrych sezonów w Górniku Zabrze, po czym przeszedł do Fiorentiny za pięć milionów euro. W 2018 roku znalazł się w szerokiej kadrze Adama Nawałki na mistrzostwa świata [na mundial ostatecznie nie pojechał – red.]. Żurkowski opowiedział, jak zareagował na ten sukces. – Kiedy upewniłem się, że jestem sam w samochodzie, to się rozpłakałem.

Włoscy dziennikarze dodają, że to niezłe osiągnięcia jak na kogoś, kto chciał rzucić futbol. - W 2016 roku nie miałem kontraktu, zastanawiałem się, czy gra w piłkę nożną ma sens. Ale potem pomyślałem o moich rodzicach i poświęceniach, które ponieśli, żeby kupić mi buty, skarpetki, koszulki, więc grałem dalej – przyznał polski pomocnik.

"Jeden kopniak dla tych, którzy nie wierzą, drugi dla uwielbianego bejsbolu i ostatni, co najważniejsze, dla tego kolegi z drużyny, który wyśmiewał się z niego lata wcześniej. Kto wie, gdzie jest dzisiaj. Z tego Szymon się śmieje" – podsumowuje "LGdS".

Więcej o:
Copyright © Agora SA