To była końcówka sobotniego meczu Serie B Ascoli - Salernitana (0:2). Patryk Dziczek stracił wtedy przytomność bez kontaktu z rywalem. Na murawie natychmiast pojawiła się karetka pogotowia. Ale zanim Dziczek został zabrany do szpitala, błyskawicznie pomocy na boisku udzielił Francesco Di Tacchio. "Kapitan Salernitany uratował mu życie" - napisał lokalny dziennik z Salerno "La Citta", który poświęcił zdarzeniu czołówkę pierwszej strony.
Di Tacchio przy asyście klubowego lekarza wyciągnął Polakowi język, który zapadł się i utrudniał oddychanie. - Dziczek miał atak epilepsji, którego przyczyna nie została jeszcze zdiagnozowana. Na boisku stracił przytomność, ale nie doszło do zatrzymania akcji serca. Jego język znalazł się w tylnej części ust i trzeba było wykonać resuscytację oddechową - powiedział po meczu Epifano D'Arrigo, lekarz Salernitany, który zaprzeczył też, że do ratowania Polaka potrzebny był defibrylator.
Kilka godzin po meczu klub poinformował, że Dziczek został wypisany ze szpitala w Ascoli i kolejne badania przejdzie w klinice w Rzymie. Wieczorem na bramie stadionu w Salerno pojawił się też transparent kibiców Salernitany w języku polskim - "Patryk nie poddawaj się" - którzy wspierają Polaka.
Dla Dziczka to nie pierwszy taki problem w ostatnim czasie. We wrześniu 2020 roku zemdlał na treningu Salernitany i spędził tydzień w szpitalu. Wówczas kompleksowe badania kardiologiczne i neurologiczne nie wykazały żadnego poważnego problemu.