Gdyby dostawali noty za styl, byliby mistrzami Włoch. Wyjątkowa drużyna w Serie A

Dopiero kilka lat temu awansowali do Serie A, a teraz są jej wiceliderem. Piłkarze Sassuolo zamierzają podbić także reprezentację Włoch, a w przyszłym sezonie awansować do Ligi Mistrzów. Czy fani calcio pokochają Neroverdich tak, jak pokochali Atalantę?

W Serie A co jakiś czas pojawia się kopciuszek, który rzuca wyzwanie gigantom. Kilka lat temu kibice zachwycali się Udinese, od trzech sezonów najwięcej podziwu wzbudza Atalanta Bergamo Gian Piero Gasperiniego, która dotarła nawet do ćwierćfinału Ligi Mistrzów i obroniła trzecie miejsce w lidze. Teraz czas na Sassuolo.

Zobacz wideo Kto powinien stać na bramce w polskiej reprezentacji? Miłosz Bogdanowski nie zgadza się z naszym selekcjonerem [eSekcja #1]

W zeszłym sezonie Sassuolo zajęło ósme miejsce, ale wiele ich spotkań (np. remisy 3:3 z Interem i z Juventusem, oraz wygrana z Lazio 2:1) pokazało, że w drużynie drzemie wielki potencjał. Początek obecnego sezonu tylko to potwierdza. Sassuolo wciąż nie przegrało i ma tylko dwa punkty straty do lidera - Milanu. Ale gdyby przyznawano punkty za styl, to obecnie nawet Atalanta im nie dorównuje.

To zespół, w którym wajcha niemal całkowicie została przesunięta w stronę ofensywy, a każdy strzał ma poprzedzać akcja składająca się z wielu krótkich i szybkich podań, granych często na jeden kontakt. Sassuolo uprawia włoską odmianę tiki-taki i brzydzi się długich podań. Wszystko ma odbicie w statystykach. To zespół z najmniejszą liczbą dośrodkowań w pole karne. Tylko Inter i Juventus częściej utrzymują się przy piłce, a jedynie Roma oddaje więcej strzałów. Efekty? 18 strzelonych goli w tym sezonie, najwięcej obok Atalanty.

Sassuolo przejmuje kadrę

Jeśli ktoś nie śledzi Serie A, to i tak powinien kojarzyć gwiazdy Sassuolo, choćby z meczu z Polską. Bramkę na 2:0 zdobył Domenico Berardi. Ofensywny skrzydłowy strzelił dla Neroverdich już 91 goli. On zachwycał już w sezonie 2013/14, który zakończył z 16 bramkami i sześcioma asystami w Serie A. W kolejnych rozgrywkach miał 15 trafień i 11 asyst. Wydawało się, że Włochom rośnie kandydat na gwiazdę światowego formatu, ale jego rozwój wyhamował. Berardi nie potrafił ustabilizować formy. Dobre występy przeplatał słabymi. I tak było latami. Przez moment był bliski transferu do Juventusu (nawet był ich współwłasnością), ale ostatecznie do Turynu nigdy nie trafił. Teraz znów gra kapitalnie. Licząc poprzedni sezon i początek obecnego, uzbierał już 17 goli i 12 asyst. A ma dopiero 26 lat więc wielka kariera wciąż jest możliwa. Tym bardziej, że Roberto Mancini chce na niego stawiać w kadrze. - To wzór do naśladowania. Dzięki swojej postawie napędza kolegów do jeszcze większego wysiłku. W przeszłości odrzucił już wiele atrakcyjnych ofert, ale być może latem przyszłego roku w końcu odejdzie? - zastawia się Roberto De Zerbi, trener Sassuolo.

Przeciwko Polsce zagrał także Manuel Locatelli, który - zachowując proporcję - przypomina stylem gry Andreę Pirlo. Nie wierzycie? To spójrzcie na jego zagrania z meczu z Polakami.

Kilka dni później Włosi ograli 2:0 Bośnię, a duet z Sassuolo popisał się piękną bramkową akcją.

Locatelli to wychowanek Milanu, dla którego zdążył rozegrać 63 mecze i na San Siro zdobyć piękną bramkę przeciwko Juventusowi (1:0 w sezonie 2016/17). Rozgrywający trafił jednak na trudny czas Milanu, pogrążonego wówczas w kryzysie. Swoją wartość udowadnia dopiero teraz, w Sassuolo. I robi to na tyle dobrze, że Juventus planuje na niego w styczniu wydać 40 mln euro, a następnie - podobnie jak to było z transferem Dejana Kulusevskiego - pozwolić pomocnikowi dokończyć sezon w obecnym klubie. Do Turynu miałby się przeprowadzić dopiero latem. 

Caputo, czyli król prowincji

W kadrze Manciniego dostaje szanse także inny gracz Sassuolo - Francesco Caputo. To kolejny włoski napastnik, którego dolce vita zaczęło się po 30. urodzinach. I nawet stylem gry przypomina Antonio Di Natale, choć mierzy 181 cm. Do niedawna jego największym osiągnięciem była korona króla strzelców Serie B z sezonu 2017/18. Jednak w rozgrywkach 2019/20 (już na poziomie Serie A) zaskoczył wszystkich strzelając 21 goli. 33-latek nie zamierza przestać strzelać. Caputo ma już pięć trafień w obecnym sezonie. U Manciniego zagrał na razie dwa razy, ale Andrea Belotti z Torino i Ciro Immobile z Lazio z reguły zawodzą w kadrze, więc niewykluczone, że na Euro 2021 to właśnie Caputo, król prowincji, dostanie swoją szansę.

Na wyróżnienie zasługuje także Jerome Boga. Wychowanek Chelsea teraz gra mało, ale w ubiegłym sezonie był gwiazdą. 22-latek uzbierał 11 goli, a na lewym skrzydle biega tak, jak kiedyś po włoskich boiskach biegał Mohamed Salah. Iworyjczyk dysponuje świetnym dryblingiem i niesamowitą szybkością, dzięki czemu z łatwością dochodzi do sytuacji strzeleckich. Jednak - tak jak Salah z Romy - musi popracować nad finalizacją.

De Zerbi, czyli mały Guardiola

Ciekawych piłkarzy na Mapei Stadium nie brakuje. Warto śledzić Hameda Juniora Traore, Maxime'a Lopeza czy Filipa Djuricica. Tym bardziej, że nad ich rozwojem czuwa Roberto De Zerbi. 41-latek nigdy nie był wielkim piłkarzem, grał głównie w Serie B (m.in. w Napoli i Catanii), ale prawdopodobnie zostanie wielkim trenerem. Po raz pierwszy zrobiło się o nim głośno w sezonie 2017/18, gdy jesienią przejął Benevento, beniaminka, który przegrał dziewięć meczów z rzędu. Nie udało się już uratować drużyny przed spadkiem. Na to było już za późno. De Zerbi pokazał jednak, że w ciągu kilku miesięcy można diametralnie zmienić oblicze drużyny. Wiosną 2018 roku Benevento przestało być zbieraniną chłopców do bicia, a stało się zespołem, który stara się grać ładny dla oka futbol. Latem 2018 roku objął Sassuolo, i jak teraz widzimy, nie bez powodu doczekał się przydomku "Piccolo Guardiola".

Chcemy Ligi Mistrzów

Choć do Serie A Sassuolo awansowało dopiero w 2013 roku, a rocznie na pensje wydaje zaledwie 35 milionów euro, czyli mniej niż 12 innych zespołów ligi, to Neroverdi nie są typowym kopciuszkiem. Twórcą potęgi klubu był Giorgio Squinzi, założyciel firmy Mapei, która zajmuje się produkcją materiałów budowlanych na całym świecie (roczny obrót firmy to blisko trzy miliardy euro!). Włoch wspierał Sassuolo od lat 80., ale prezesem klubu został dopiero w 2002 roku. W latach 2010-19 zainwestował w klub niemal 280 milionów euro. Dziś Sassuolo ma swój własny stadion, a nie obiekt miejski, jak w przypadku większości włoskich klubów. Oprócz stadionu jest także nowoczesny ośrodek treningowy.

Za reklamę firmy Mapei na koszulkach Neroverdi zgarniają rocznie 18 milionów euro, czyli najwięcej w całej lidze. Squinziego seniora już nie ma. Zmarł rok temu, a zastąpił go syn. Ale najważniejsze, że Giorgio pozostawił po sobie silną drużynę. Pierwszym architektem sportowym zespołu był Eusebio Di Francesco, uczeń Zdenka Zemana, który awansował do Serie A, a w sezonie 15/16 wprowadził zespół do fazy grupowej Ligi Europy. A jakie są plany na obecny sezon, setny w historii klubu? - Naszym celem jest dostanie się do Ligi Mistrzów - przekonuje Giovanni Carnevali, dyrektor sportowy.

Oczywiście rodzi się pytanie, czy w przypadku awansu do LM byliby w stanie utrzymać najważniejszych zawodników? Ale historia pokazuje, że to nie problem. W ostatnich latach z klubu odeszli: Simone Zaza, Lorenzo Pellegrini, Sime Vrsaljko, Matteo Politano, Merih Demiral czy Francesco Acerbi. Dziś już mało kto za nimi tęskni, bo w Sassuolo kreuje się nowe gwiazdy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.