"Byłbyś naszą idealną dziewiątką". Rzym pokocha Milika? Neapol nie będzie tęsknić

Nikt w Neapolu za Arkadiuszem Milikiem płakać nie będzie, ale w Rzymie Polak ma idealne warunki, aby kibice się w nim zakochali.

48 goli i pięć asyst w 122 meczach - tak prezentuje się czteroletni bilans Arkadiusza Milika w Napoli. Bilans więcej niż przyzwoity, jeśli weźmiemy pod uwagę, że rozegrał tylko 38 spotkań w pełnym wymiarze czasowym. Ale choć liczby miał dobre, to nikt w Neapolu nie będzie po nim płakać. Dlaczego?

Zobacz wideo Top 5 goli Arkadiusza Milika w sezonie 19/20 [Eleven Sports]

W końcu nie zastąpił - jeden do jednego - Gonzalo Higuaina, który w trzy lata zdobył 91 bramek i zanotował 26 asyst w 146 meczach. Milika nie możemy też porównywać do poprzednika Argentyńczyka - Edinsona Cavaniego. Urugwajczyk ma na koncie 104 gole i 14 asyst w 138 spotkaniach. Milik na pewno miałby lepsze statystyki, gdyby nie dwie poważne kontuzje kolan. Ale z drugiej strony, kibice Napoli pewnie sobie teraz myślą o tych urazach, że "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło".

Milik pierwszy raz zerwał więzadła jesienią 2016 roku, gdy okno transferowe było już zamknięte, więc Maurizio Sarri, ówczesny trener Napoli, musiał kombinować, by go zastąpić. No i wymyślił, że Milika na środku ataku zastąpi Dries Mertens, filigranowy skrzydłowy. Mertens jest graczem lepiej wyszkolonym technicznie niż Polak, więc pełnił rolę fałszywej "9", często cofając się w głąb pola, by brać udział w kreowaniu akcji. Pomysł Sarriego okazał się strzałem w dziesiątkę. Belg wyprzedził Diego Armando Maradonę oraz Marka Hamsika i stał się najskuteczniejszym piłkarzem w historii Napoli. Na koncie ma 125 bramek.

Nie ma gorszego pomysłu, niż romans z Juventusem

Za Milikiem nikt nie będzie płakać, bo w ostatnich miesiącach romansował z Juventusem, licząc na transfer do Starej Damy. To dla kibiców coś gorszego niż zdrada, co dobitnie pokazał przykład znienawidzonego Higuaina, który przed transferem do Juve był bożyszczem fanów. Nie ma w Neapolu większego wroga niż Juventus. Klub rodziny Agnellich to symbol północnych Włoch, gdzie przemysł się rozwija, a ludziom żyje się dobrze. Napoli to głos traktowanego po macoszemu Południa. W końcu Kampania to najbiedniejszy region w Italii. Rządy Północy sprawdzają się także na boisku. Od 30 lat mistrzem Włoch nie była drużyna z miasta na południe od Rzymu. Ostatnią było właśnie Napoli, z czasów Diego Maradony.

A co popsuło relację Milika z prezesem Aurelio De Laurentiisem?

"La Repubblica" twierdzi, że Milik wciąż nie zapłacił 200 tysięcy euro kary za bunt z jesieni, gdy piłkarze odmówili karnego zgrupowania. Podobno wtedy zaczęły się psuć relacje piłkarza z klubem, a niechęć do przedłużenia umowy tylko pogarszyło sytuację.

Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że Milik faktycznie może trafić do Juventusu, ale ostatecznie Fabio Paratici, dyrektor sportowy Bianconerich, wyżej ocenił przydatność 34-letniego Edina Dżeko, choć na nim, w przeciwieństwie do Milika, już w przyszłości nie zarobi. Bośniak, wybierając Juve, zrobi w Romie miejsce właśnie Milikowi.

Dżeko zdążył zostać czwartym najskuteczniejszym piłkarzem Romy w historii. Poprzeczka więc została zawieszona naprawdę wysoko. Tym bardziej że Dżeko potrafił zdobyć tytuł Capocannoniere - króla strzelców Serie A. W ostatnich latach nie był aż skuteczny. Licząc wszystkie rozgrywki, strzelił 14 goli (18/19) oraz 19 bramek (19/20). Ale przecież i tak w minionym sezonie był lepszy od Milika, który uzbierał zaledwie 11 trafień w Serie A i trzy w LM (wszystkie przeciwko Genkowi). 

Co czeka Milika w Romie?

Jeszcze piękniejsze miasto niż Neapol. No i lepsze pieniądze. Spekuluje się, że jego zarobki z Napoli (około 2,5 miliona euro rocznie) mogą w Rzymie zostać podwojone. Transfer do Romy to ani awans, ani degradacja. Można powiedzieć, że to skok w bok, coś jak transfer Karola Linettego z Sampdorii do Torino, tyle że mówimy o klubach z wyższej półki. Jeszcze w sezonie 2017/18 Roma grała w półfinale Ligi Mistrzów, jednak w kolejnych dwóch sezonach zabrakło jej nawet w fazie grupowej. I to jest właśnie główny cel rzymian na nadchodzący sezon.

Roma chce znowu rozbudzić entuzjazm kibiców. Chociaż oni już poczuli ulgę i tak, po tym jak w sierpniu klub sprzedał James Palotta. Amerykański biznesmen przez dwa lata nie pojawił się w Rzymie, chciał sterować klubem z Bostonu. To nie był najlepszy pomysł, co może potwierdzić Francesco Totti i Daniele De Rossi, legendy, które zostały wypchnięte z klubu. Palotta obiecał też nowy stadion, ale słowa nie dotrzymał. W trakcie jego ośmioletniej kadencji klub nie zdobył żadnego trofeum. Nowym właścicielem został Dan Friedkin, także amerykański miliarder, ale romaniści się pocieszają, że gorzej, niż za Palotty, przecież już być nie może. 

Wróćmy na boisko. Roma zakończyła miniony sezon na piątej pozycji, co i tak można uznać za sukces, bo w Rzymie była taka plaga kontuzji, że trener Paulo Fonseca miał problem, by w ogóle zebrać skład meczowy. W ciągu roku dwa razy zerwał więzadła Nicolo Zaniolo, największy talent. To ogromna strata dla Milika, bo wychowanek Interu napędzał każdą ofensywną akcję Romy. Fonseca i tak jest dobrej myśli. Podobno podczas wideokonferencji z Milikiem powiedział mu: "byłbyś naszą idealną dziewiątką". 

Dostarczać piłki Polakowi będzie za to Lorenzo Pellegrini, który w minionym sezonie Serie A zanotował aż 11 asyst. Kreować sytuacje będą także doświadczeni: Henrikh Mkhitaryan, Javier Pastore oraz ściągnięty latem Pedro. W kadrze Fonseki ofensywne pozycje zajmują też młodzi: Justin Kluivert, Carles Perez i Cengiz Under, którego jednak wciąż kusi Leicester.

Milik ma komfortową sytuację, aby zostać jednym z liderów silnego włoskiego klubu. By stał się jednak ulubieńcem trybun, to jego bramki muszą zapewnić Romie awans do LM. Ale to zadanie nie będzie jednak łatwe, bo szykuje się najbardziej wyrównany sezon od lat. Oprócz Juventusu, o cztery miejsca dające Ligę Mistrzów będą się biły także: Inter Mediolan, Atalanta, Napoli, Milan, Lazio i właśnie Roma. 

Przeczytaj też:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.