"Miasto duchów" wraca do życia, ale o bólu nie da się zapomnieć. "To było przerażające"

Eksperci są zgodni, że futbol przyczynił się do rozprzestrzenienia koronawirusa po Bergamo. Teraz futbol ma przywrócić jego mieszkańcom radość. Atalanta szykuje się do wznowienia Serie A. - Jej mecze mogą być ważnym etapem powrotu do normalności - mówi nam włoski dziennikarz. Ale są fani, którzy mają inne zdanie: "Gonicie miliony, nie piłkę. Futbol = wstyd" - piszą na transparentach. Sugerują, że o bólu nie da się łatwo zapomnieć.

- W czasie lockdownu to było miasto duchów: żadnych aut, żadnych ludzi na ulicach, tylko cisza, przerywana co jakiś czas przez syreny karetek pogotowia. To było przerażające - mówi Sport.pl Matteo Spini, dziennikarz sportowy mieszkający w Bergamo. Spini pracuje dla lokalnej gazety "L'Eco Di Bergamo" oraz ogólnokrajowej "La Gazzetta dello Sport".

- Cały czas pracuję z domu. W ciągu ostatnich 4 miesięcy wyszedłem na dwór 4 razy. Trzy, aby pójść do mojej babci - dodaje. Teraz Bergamo już nie jest miastem duchów. Jest miastem maseczek. Ludzie wychodzą na ulice tylko z zakrytą twarzą. Wracają do społecznych aktywności i miejsc, których dawno nie widzieli. Powoli otwierają się restauracje, a piłkarze Atalanty właśnie są po pierwszym treningu na swoim stadionie. Restauratorzy w Bergamo dostają od władz miasta kolejne pozwolenia na zajmowanie dużych przestrzeni na zewnątrz. W praktyce zatem przenoszą działalność na ulice. "Kilka osób powiedziało mi, że taka umeblowana ulica jest piękniejsza" - śmiała się Andrea Cuceli, właścicielka "Il Cortiletto", w rozmowie z Primabergamo.it. Ten uśmiech na włoskie twarze wraca jednak powoli.

Spiniego na razie na zewnątrz nie ciągnie. Bezpieczniej czuje się w domu. Mecze jednej z sensacji tego sezonu w Europie: ćwierćfinalisty Ligi Mistrzów i czwartej drużyny Serie A, będzie oglądał w telewizji. Zresztą włoska liga, która ma wystartować 20 czerwca, dla dziennikarzy wprowadzi spore ograniczenia. Na stadion wejdzie najwyżej dziesięciu reporterów.

Piłkarze natomiast nie muszą siedzieć zamknięci w domach, tak jak nakazano graczom choćby w Ekstraklasie czy Bundeslidze. Kluby zdają się na ich rozsądek.

Każdy miał mieć kogoś bliskiego lub znajomego, kto tam umrze

Bergamo długo było symbolem włoskiej i europejskiej tragedii. W jednym z artykułów "The New York Times" określił je nawet mianem "europejskiego Wuhan". W marcu i kwietniu zmarło tutaj 4 razy więcej osób niż wynosiła średnia dla Bergamo z ostatnich dziesięciu lat. To było miasto, w którym "każda rodzina miała kogoś z bliskich lub przyjaciół, kto umrze". Tak w marcowej rozmowie z "NYT" szacował profesor Fabiano Di Marco, szef oddziału pulmonologii szpitala im. Papieża Jana XXIII. Ta klinika niemal w całości zamieniła się w placówkę służącą osobom z problemami oddechowymi. Profesor Di Marco opisywał płacz bezradnego personelu, konieczność leczenia swoich kolegów. Mówił o ludziach, którzy umierali w samotności. Obrazem tragedii Bergamo w światowych mediach były wyjeżdżające z miasta wojskowe ciężarówki załadowane trumnami. Region Lombardii w pewnym momencie przestał nadążać z kremacjami i pogrzebami.

W liczącym 120 tysięcy mieszkańców mieście oficjalnie zainfekowanych wirusem zostało ponad 13,5 tysiąca osób. Z chorobą zmagał się zatem co dziewiąty mieszkaniec. Walkę o życie przegrało tam aż 3100 osób. COVID zatrzymał lokalną gospodarkę. Zamknięto 65% procent zakładów przemysłowych i ponad połowę firm usługowych. Pracę straciło ponad 6 tys. osób. Jedną z przyczyn tak mocnego i szybkiego ataku koronawirusa w tym regionie była piłka nożna.

"Wszechobecny smutek"

Futbolowe święto, które miało tu miejsce 19 lutego, okazało się bowiem wylęgarnią wirusa. Eksperci byli zgodni, że spotkanie 1/8 finału Ligi Mistrzów Atalanta – Valencia, rozegrane na stadionie San Siro w Mediolanie rozprzestrzeniło koronawirusa w tempie ekspresowym. - Ten mecz odegrał istotną rolę. Jedna trzecia mieszkańców Bergamo była na stadionie. To nie przypadek, że w tym mieście było najwięcej zakażeń, a kibice Walencji przywieźli wirusa do Hiszpanii - tłumaczył profesor Walter Ricciardi, członek WHO i doradca włoskiego ministra zdrowia.

- To była bomba biologiczna - dodał w rozmowie z "Corriere dello Sport" wspomniany już prof. Di Marco. 40 tysięcy włoskich kibiców tańczyło, bawiło się i świętowało kolejny znakomity mecz ich drużyny. Przy tym bezwiednie zarażało innych. Kilka tygodni później COVID-19 bardzo boleśnie przerwał piękny czas Atalanty, awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów i walkę o ligowe podium.

- Długo zajmie nam zrozumienie tego, co się stało. Ja sam miałem momenty przerażenia. Nocami miałem czarne myśli (…). Wszyscy doświadczaliśmy smutku. On był wszechobecny. Teraz ten smutek widać jeszcze w oczach ludzi siedzących w restauracjach i barach wracających do życia - mówił trener Atalanty, Gian Piero Gasperini w wywiadzie dla "La Gazzetta dello Sport".

Trener poleciał chory na mecz. "Bergamo go broni"

Szkoleniowiec w rozmowie "La Gazetta" przyznał, że przed rewanżem z Walencją miał objawy koronawirusa.

- Nie miałem gorączki, ale czułem, jakbym miał. Czułem się chory dzień przed meczem, a wieczorem - w dniu rywalizacji - było jeszcze gorzej. Na zdjęciach z tego spotkania widać, że nie wyglądałem dobrze - powiedział włoski szkoleniowiec.

Po tym wywiadzie Hiszpanie byli wściekli na Gasperiniego. Tym bardziej że późniejsze badania wskazały, że Włoch ma przeciwciała, więc musiał przebyć koronawirusa. Media na Półwyspie Iberyjskim pisały o skrajnie nieodpowiedzialnym zachowaniu szkoleniowca, wytykały narażanie zdrowia hiszpańskich piłkarzy. Walencja była jednym z klubów, którego pracownicy najmocniej ucierpieli podczas pandemii. Aż 35 procent członków pierwszego zespołu miało pozytywny wynik testu na COVID-19. W Atalancie oficjalnie zachorował jeden piłkarz - Marco Sportiello, bramkarz, który 10 marca grał w meczu w Walencji. Koronawirusa przechodził bezobjawowo. Po potwierdzeniu zakażenia u Sportiellego, klub zapobiegawczo odesłał na kwarantannę pozostałych zawodników. Oficjalnie w całej drużynie nikt więcej nie zachorował. Oficjalnie.

- Duża część Bergamo broni Gasperiniego. On wygrywa, jest tu kochany. Tylko nieliczni przyznają, że choć jest dobrym trenerem, to zachował się nieodpowiedzialnie – relacjonuje Spini. Od czasu pojawienia się koronawirusa we Włoszech zmarło pięciu byłych pracowników Atalanty.

Piłkarze Atalanty w wyniku krajowego lockdownu od końca marca do końca kwietnia siedzieli w domach. Trenowali indywidualnie. Potem klub puścił na tydzień za granicę ośmiu obcokrajowców. Po powrocie musieli przejść 14-dniową kwarantannę. Reszta zaczęła ruszać się na świeżym powietrzu od początku maja.

Piłkarze na mieście i w sklepach. Testy co 4 dni

- Do zajęć zespołowych powrócili w połowie maja. Są podczas nich pewne restrykcje, m.in. dotyczące przebywania w szatni. Jedyne różnice między Lombardią a całym krajem dotyczyły liczby osób, które mogą razem przebywać w szatni - relacjonuje nam Spini. W Bergamo do szatni można wchodzić maksymalnie we dwójkę. Wszyscy zawodnicy, odkąd wrócili do zajęć, testowani są na COVID co 4 dni. Za testy płacą kluby. - Widujemy już piłkarzy na mieście czy w sklepach – dodaje dziennikarz. - Zakazu wychodzenia nie mają. Ale muszą robić to odpowiedzialnie. Bo problem zacznie się, jeśli ktoś będzie miał pozytywny wynik testu. Zostanie wtedy odizolowany od drużyny. Testy zostaną przeprowadzone u wszystkich. Jeśli będą negatywne, zdrowi zawodnicy będą mogli trenować, ale przez 14 dni wszyscy nie będą mogli rozgrywać meczów. To w praktyce może oznaczać dla danej ekipy koniec sezonu – opisuje. Sygnalizuje też, że to rozwiązanie być może w najbliższym tygodniu zostanie zmienione.

- Kluby starają się znieść tę regułę. Są za tym, by zakaz rozgrywania spotkań w przypadku pozytywnego testu gracza obowiązywał całą drużynę maksymalnie przez tydzień - dodaje.

Obecnie w Bergamo liczba nowych zarażonych to średnio kilkadziesiąt osób dziennie. Był dzień, gdy zainfekowana była tylko jedna osoba, ale był też taki, gdy nowych pacjentów przybyło 73. W całej Lombardii dziennie przybywa mniej niż 300 chorych. Łączna ich liczba w tym regionie przekroczyła natomiast 90 tysięcy. Teraz jednak wykonuje się tam bardzo dużo testów - jednego dnia nawet 20 tysięcy. To tyle ile wynosiła ostatnio średnia dzienna w Polsce. 

- Dobre jest to, że przedstawiciele wielu zawodów robią sobie testy prewencyjne. Dentyści, pracownicy fabryk nie mają objawów, ale się badają - mówi nam Spini.

'Miasto duchów' wraca do życia. Atalanta Bergamo szykuje się do gry. 'Gonicie miliony, nie piłkę'
'Miasto duchów' wraca do życia. Atalanta Bergamo szykuje się do gry. 'Gonicie miliony, nie piłkę' Twitter

Bergamo powoli wraca do życia, choć odmienionego. W szkolnych ławkach montowane są pleksi, by od września uczniowie mogli wrócić na lekcje. Pustoszeją oddziały intensywnej terapii. Niedługo Atalanta wróci do gry. 

“Chcecie zapomnieć nasz ból, ale bez swoich ludzi powrót do gry nie ma sensu”

Pierwszy trening na swoim stadionie Atalanta odbyła 6 czerwca. Dyrektor operacyjny Roberto Spagnolo zamieścił na Instagramie zdjęcie zawodników opatrzone komentarzem "Nareszcie w domu”.

 

Do Bergamo za sprawą Atalanty - jak piszą media - niebawem mają wrócić "notti magiche", czyli magiczne noce. Klub większość spotkań zagra o 19.30 lub 21.45.

- Ich gra może być jednym z ważnych etapów powrotu do normalności - tłumaczy nam Fabio Gennari, dziennikarz lokalnego Radiodea. - Oczywiście, to co się tu niedawno działo, siedzi w głowach tysięcy osób, ale futbol może nam też pomóc. Chcemy meczów - dodaje.

Nie wszyscy ich chcą. Najbardziej zagorzali fani Atalanty niedawno wywiesili w pobliżu stadionu transparent: "Chcecie zapomnieć nasz ból, ale bez ludzi powrót do gry nie ma sensu".

'Miasto duchów' wraca do życia. Atalanta Bergamo szykuje się do gry. 'Gonicie miliony, nie piłkę'
'Miasto duchów' wraca do życia. Atalanta Bergamo szykuje się do gry. 'Gonicie miliony, nie piłkę' Twitter

- To był pierwszy transparent powieszony jeszcze wtedy, gdy powrót 20 czerwca nie był przesądzony. Drugi pojawił się, gdy było jasne, że Serie A wraca – opisuje Spini. "Zdegustowani absurdalną decyzją. Gonicie miliony, nie piłkę. Futbol = wstyd" - brzmiał drugi napis.

- To retoryka głównej grupy ultrasów. Większość zwykłych kibiców jest za wznowieniem rozgrywek i chce, by po złych momentach nastąpiło coś pozytywnego - tłumaczy Gennari.

- Podobne nastawienie mają też ultrasi innych włoskich klubów - mówi Spini.

Włosi, choć grę zaczną przy pustych trybunach, to powoli myślą też o kolejnym kroku. - Rząd zasygnalizował, że stadiony dla części kibiców można będzie otworzyć najwcześniej w drugiej połowie lipca - mówi Gennari.

Pierwszy mecz Atalanta zagra na swoim obiekcie 21 czerwca. Rywalem będzie Sassuolo. Serie A wróci jako ostatnia z najmocniejszych lig, przez co do 2 sierpnia będzie grała nieprzerwanie co 3, 4 dni. Podczas tak wyczerpującego finiszu mogą zyskać najlepiej przygotowani fizycznie i ci, którzy dysponują najszerszą kadrą. Oczywiście, jeśli COVID-19 znów Włochów nie zaskoczy.

Przeczytaj też:

Więcej o: