A dotychczas zaprzeczać próbowali wszyscy: od trenera, przez dyrektora sportowego, po prezesa. Że za wcześnie, że Juventus mocny, że Inter gra świetnie, że budżet mają znacznie mniejszy od rywali, że dla nich sam awans do Ligi Mistrzów to już będzie coś. Aż wyszedł Sergej Milinković Savić, najlepszy piłkarz meczu z Interem, i zapytał wprost: "A dlaczego mielibyśmy nie zdobyć mistrzostwa?" Są przecież wiceliderem i tracą tylko punkt do Juventusu. To u nich gra najlepszy w tym sezonie piłkarz Serie A i najskuteczniejszy napastnik w Europie - Ciro Immobile. Parokrotnie ogrywali już Juventus, nie mają na głowie żadnych innych rozgrywek, są w formie. Ale z drugiej strony - wciąż trudno oprzeć się wrażeniu, że wykręcają wynik ponad stan. Nadal są zespołem, w którym na bramce stoi Thomas Strakosha, a po skrzydłach biegają Adam Marusić i Senad Lulić. Zawodnicy przeciętni, którym z medalami za mistrzostwo Włoch raczej nie do twarzy.
- To ja decyduję, a nie ty! Ty wciąż tylko na wszystko narzekasz, a drużynę masz dziesięć razy bardziej wartościową od innych! - krzyczał do słuchawki Claudio Lotito, prezes Lazio, gdy w sierpniu 2018 roku rozmawiał z Simone Inzaghim. A w wywiadzie dla "Corriere dello Sport" pod koniec 2019 roku stwierdził nawet, że dał Inzaghiemu do prowadzenia ferrari. - Ma znakomity zespół, który powinien ze wszystkimi rywalizować jak równy z równym - przekonywał. We Włoszech uznali go za wariata, racji nie przyznał mu nikt. Tylko wyniki. Seria dziewiętnastu ligowych meczów bez porażki, wygrany po drodze Superpuchar Włoch, najmniej straconych goli i drugi wynik w lidze pod względem strzelonych bramek, rzucają na kolana. Ostatni raz Lazio przegrało pod koniec września z Interem. W niedzielę w rewanżu do przerwy też przegrywało 0:1, ale po zmianie stron strzeliło dwa gole. Wygrało i minęło Inter w tabeli. "Dwie rzeczy są w życiu pewne: śmierć i że Lazio nigdy się nie podda" - napisał na Instagramie Milinković-Savić.
Można było się spodziewać, że ten sezon będzie bardziej wyrównany niż poprzednie. Zakładano, że przyzwyczajającemu się do Maurizio Sarriego Juventusowi zdarzą się wpadki. Ale te miał przede wszystkim wykorzystywać zbrojący się Inter i wracający do Serie A Antonio Conte. Ewentualnie Napoli dowodzone przez Carlo Ancelottiego. Ale ta teoria błyskawicznie upadła i przez blisko pół roku śledziliśmy wyścig dwóch koni. W ich cieniu było jednak niezawodne Lazio - skuteczne, dobrze zorganizowane. Potrafiące i zdemolować rywali (np. Spal i Sampdorię po 5:1), i odrabiać straty (z Juventusem, Interem i Atalantą), i zdobywać kluczowe bramki w samych końcówkach meczów (z Brescią i Cagliari). Juergen Klopp wskazuje Lazio jako faworyta do mistrzostwa Włoch. I przyznać trzeba, że zespół Inzaghiego ma coś z Liverpoolu: równie dobrze dostosowuje się do okoliczności i warunków na boisku. Jak trzeba, to zagra z kontry. Jak rywal cofnie się głęboko, rozpracuje go atakiem pozycyjnym. Dobrze czuł się w cieniu Juventusu i Interu, ale już w ostatniej kolejce pokazał, że "choroba wysokościowa" - jak zgranie napisała La Gazetta dello Sport - ich nie dotyka.
Wykorzystują słabości innych zespołów do spełnienia własnych marzeń. Gdy potykał się Juventus i Inter, oni wygrywali. Odrabiali straty. Taki sezon szybko może się nie powtórzyć: zawodzi Napoli i Milan, ostatnio również AS Roma, a Atalanta w jednej kolejce zachwyci, a w następnej przegra z ostatnim w tabeli Spal. Tak przed piłkarzami Simone Inzaghiego otwiera się wyjątkowa szansa, a oni punktują najlepiej w historii, byle jej nie zmarnować. W ostatnim mistrzowskim sezonie 1999/2000 za Svena Gorana Erikssona średnio zdobywali 2,12 pkt na mecz. W tym średnia wzrosła do 2,25. - Czego nam brakuje, żeby walczyć o mistrzostwo? W tym momencie niewiele - mówił Simone Inzaghi kilka tygodni temu. Podpowiedział jego brat - Filippo. Lepszy piłkarz, gorszy trener. - Mój brat dokonałby nieprawdopodobnej rzeczy, kwalifikując się do Ligi Mistrzów. Ale Juventus ma niezwykle szeroki skład, co w końcu zrobi różnicę. Inter również jest mocniejszy - analizował.
I rzeczywiście - Lazio niemal co mecz wychodzi w tym samym składzie. A w pierwszej jedenastce ma tych kilku zupełnie przeciętnych zawodników. Ale siłą zespołu są liderzy, rozproszeni po wszystkich formacjach. Pozostali piłkarze rosną u ich boku. W obronie rządzi Francesco Acerbi, którego portal Tuttomercato nazywa "panem bezbłędnym" i "ministrem obrony". Portal zastanawia się, czy jest najlepszym obrońcą w lidze. Zagrał we wszystkich 24 meczach, a Lazio straciło najmniej goli w Serie A. Jego przełożenia na zespół nie da się jednak sprowadzić do suchych liczb. Tuttomercato pisze tak: "na boisku widać go z trybun i z kanapy przed telewizorem. Prowadzi swoich kolegów za rękę, dodaje im pewności, asekuruje, a gdy trzeba, naprawia błędy. Dlatego selekcjoner Roberto Mancini nie ma żadnych wątpliwości co do jego występu na Euro". W pomocy błyszczy Luis Alberto. Mówią o nim "Il Mago’", bo wyczarował już 12 asyst. Kibice Lazio żartują, że poszliby z nim na kolację tylko po to, by zobaczyć, jak podaje sól. Pracuje na sukces Ciro Immobile. A on goni historyczny rekord Gonzalo Higuaina, który sezon 2015/16 skończył z aż 36 golami. Włoch po 24 meczach ma ich 26 i jeśli utrzyma tą średnią, po ostatnim meczu będzie miał 41! Jest też faworytem do zdobycia Złotego Buta, bo Roberta Lewandowskiego wyprzedza już o trzy trafienia. Zdobywa blisko połowę (47 proc.) wszystkich bramek Lazio. I z jednej strony to błogosławieństwo, że najlepszy piłkarz tego sezonu gra dla Lazio, ale z drugiej może martwić tak wyraźne uzależnienie zespołu od jednego zawodnika. Od razu przypomina się końcówka sezonu 2017/18, gdy Lazio było o krok od wywalczenia awansu do Ligi Mistrzów, ale po kontuzji Immobile nie wygrało żadnego z trzech ostatnich meczów i spadło na piąte miejsce.
Cały zespół jest dotknięty tamtą wywrotką na ostatniej prostej ligowego wyścigu. Dlatego tym bardziej chce awansować do Champions League. Wejść tam, gdzie jedną nogą już byli. La Gazetta podaje, że Inzaghi i jego asystenci bardzo skupiają się na psychologii. - Jest świetnym motywatorem. Zawsze jest blisko nas - mówią jego piłkarze. Inzaghi wie, że wtedy zespół nie poradził sobie ze stratą lidera, więc teraz wszyscy mają być mentalnie mocniejsi. Dowodzeni przez liderów po przejściach: Acerbiego, który dwa razy wygrał z rakiem jąder, Alberto, który cztery lata temu chciał kończyć karierę i Immobile, który zmarnował kilka lat w Dortmundzie i Sevilli. W Rzymie oni wszyscy promienieją. A trener powtarza im, że tylko walcząc razem, mogą awansować do Ligi Mistrzów. A może nawet zdobyć pierwsze mistrzostwo od 2000 roku?