Lekarz reprezentacji Polski uchronił go przed poważną kontuzją. "Moglibyśmy mówić o tragedii"

Gdyby zagrał w kończącym eliminacje Euro 2020 meczu ze Słowenią (3:2), być może zabrakłoby go w turnieju finałowym. Przezorność lekarza kadry, Jacka Jaroszewskiego, uchroniła go przed poważniejszym urazem i nawet kilkumiesięczną przerwą. Zamiast występu w Warszawie był rezonans, a potem kilkutygodniowa rehabilitacja łąkotki. - Cieszę się, że tak się stało. Po czasie moglibyśmy mówić o tragedii. Na przykład zerwaniu więzadeł - mówi Sport.pl Bartosz Bereszyński. Prawy obrońca Sampdorii szybko wrócił do gry, odzyskał miejsce w podstawowym składzie i szykuje się na walkę o prawą stronę w reprezentacji Polski. - Rozmawiałem o tym z trenerem Brzęczkiem. Tam czuję się najlepiej - deklaruje.

Tomasz Włodarczyk: Przed sezonem spekulowano we Włoszech, że pana pozycja w Sampdorii jest niepewna. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. 

Bartosz BereszyńskiJuż się przyzwyczaiłem. Takie informacje pod moim adresem to nie nowość. Kilkukrotnie sugerowano, że mogę być wygryziony z jedenastki przez któregoś z kolegów lub szukać sobie nowego klubu. Nic takiego się nie wydarzyło. Dlatego podchodzę do informacji prasowych z dystansem. Zawsze potrafiłem wywalczyć sobie miejsce w jedenastce. Rzeczywiście, przed sezonem w klubie pojawił się Fabio Depaoli z Chievo. Byłem jeszcze ja i Jacopo Sala. Nastawiłem się na rywalizację i już po kilku dniach obozu, jeszcze pod wodzą Eusebio Di Francesco, dostałem sygnał, że trener na mnie liczy. Chce, żebym grał. Ostatecznie to Sala odszedł do SPAL, a ja nigdy, nawet przez chwilę, nie byłem wypychany gdzie indziej. 

Zobacz wideo

Di Francesco szybko się pożegnał. Graliście fatalnie. Klub był na dnie tabeli Serie A. Gra w systemie z trójką obrońców nie wyszła wam na dobre.

Trudno powiedzieć. Przede wszystkim nie chcę szukać winy w osobie trenera, bo to szczególnie piłkarze powinni brać wyniki na klatę. Wychodziliśmy na boisko i zawodziliśmy. Może faktycznie byliśmy nieco rozregulowani. Co mecz zmienialiśmy ustawienie. Ja już w szczególności to odczuwałem, bo w klubie grałem na środku defensywy, a jadąc na zgrupowanie reprezentacji musiałem występować po lewej stronie. Nigdzie więc nie wybiegałem na boisko na swojej nominalnej pozycji. Byłem zagubiony, nie do końca wiedziałem, co się dzieje, skoro nie mogę pokazać maksimum swoich możliwości. To nie było łatwe.

Pojawiła się frustracja?

Trochę tak. Czułem się wtedy bardzo dobrze fizycznie, a nie mogłem tego do końca zaprezentować. Nie ma co ukrywać, wychodziła nieznajomość tej pozycji – poruszanie się, automatyzmy czy podejmowanie decyzji. Di Francesco tłumaczył mi, że potrzebuje mnie na środku, gdzie nigdy wcześniej nie grałem. Nie miałem zbyt dużego wyboru. Mogłem się grzać w głowie lub podejść do tego zadaniowo. Wybrałem to drugie. „Wychodzę na boisko i zbieram nowe doświadczenie” – tak to sobie tłumaczyłem.

Gdy w kadrze wreszcie zagrał pan po prawej stronie, w meczu z Macedonią (2:0) w Warszawie, wyglądał, jakby spuszczono pana ze smyczy.

Bo poczułem komfort. Mogłem grać tak jak lubię. Wcześniej podczas el. Euro 2020 wystąpiłem w pięciu meczach na lewej stronie. Uważam, że nie dałem plamy. Trzymałem poziom. Jednak poprzeczki zawieszonej na pewnym poziomie nie przeskoczę przez naturalne ograniczenia – choćby fak, że moja prawa noga jest lepsza od lewej. Z Macedonią zagrałem dobrze, ale nie przepompowywałem się przed pierwszym gwizdkiem. Nie nastawiałem, że teraz muszę pokazać za wszelką cenę, do kogo należy ta pozycja. Po prostu wyszło moje normalne doświadczenie, przyzwyczajenia i umiejętności.

Podejmuje pan jeszcze walkę o prawą flankę z Tomaszem Kędziorą?

Tak. Dałem do zrozumienia selekcjonerowi, że wolałbym grać na prawej stronie. Natomiast decyzje należą do Jerzego Brzęczka. Jeśli uzna, że jestem potrzebny na lewej, wypełnię zadanie. Różne są scenariusze. Mam nadzieję, że o lewą stronę powalczą Maciej Rybus czy Arek Reca, będący zwłaszcza za kilka tygodni w super formie, a ja podejmę rękawicę w rywalizacji z Tomkiem. Koniec końców chcę grać. Jeśli mam pomóc na innej pozycji niż swoja ulubiona, oczywiście zrobię co w mojej mocy, żeby nikogo nie zawieść.

Miniony rok był dość turbulentny. Zacznijmy od zmian w Sampdorii. Di Francesco zastąpił Claudio Ranieri.

Włoch, ale z trenerskim zacięciem z Anglii. W tygodniu bardzo mocno trenujemy. Biegamy po osiem kilometrów na każdych zajęciach, czyli prawie tyle, ile podczas meczu. Widać, że przygotowanie fizyczne – dynamika, siła i szybkość – muszą być na jak najwyższym poziomie. Kojarzy mi się to z intensywnością gry w Premier League. Trener nieco odpuścił taktykę. Już wiele razy zwracałem uwagę, że w Serie A mają na tym punkcie fioła, a w naszym przypadku proporcje nieco zmieniły się. Trener Ranieri podszedł do nas zadaniowo. Najpierw skupił się na defensywie. Wróciliśmy do gry czwórką z tyłu. Druga linia też jest ustawiona nieco szerzej, gdzie po bokach biegają Karol Linetty i Jakub Jankto. De facto nominalni środkowi pomocnicy, ale radzący sobie w tych sektorach boiska. Dowodem jest mecz z Brescią, w którym zdobyli po bramce. U Ranieriego od początku mieliśmy pokazać dyscyplinę, zaangażowanie i martwić się, żeby nie popełniać głupich błędów, a z przodu zawsze coś wykreujemy. To poskutkowało poprawą rezultatów. W listopadzie i grudniu zaliczyliśmy pięć spotkań z czystym kontem, co w tym okresie było najlepszym wynikiem w lidze. Co prawda teraz dostaliśmy mocno po tyłku od Lazio (1:5), ale trzeba powiedzieć sobie szczerze, że Rzymianie są w świetnej formie. Nie jesteśmy jeszcze w optymalnej formie, ale otrząsnęliśmy się i robimy postępy. Trener mówił też na konferencjach prasowych, że zespół potrzebuje wzmocnień na środku obrony. Pewnie jakieś ruchy transferowe zostaną poczynione w tym okienku. Dlatego jestem optymistycznie nastawiony. Powinniśmy wkrótce wrócić na swoje miejsce.

Dla pana osobiście końcówka 2019 r. wiązała się z walką o zdrowie.

Tak. Podczas zgrupowania kadry okazało się, że mam w niewielkim stopniu pękniętą łąkotkę. Dziwny uraz, bo na początku bolało mnie, i to nie za mocno, w zupełnie innym miejscu. Mogłem trenować, byłem gotowy do gry w meczu ze Słowenią. Szczęście w nieszczęściu, że doktor Jacek Jaroszewski zabrał mnie na dokładniejsze badania. Nigdy nie jechałem tak spokojny na rezonans. Byłem przekonany, że wszystko jest okej, dlatego jego wyniki były w pewnym sensie nokautującym ciosem. Cieszę się, że jednak tak się stało, bo po czasie moglibyśmy mówić o znacznie poważniejszej kontuzji – np. zerwaniu więzadeł. A tak zabieg był kosmetyczny. Rehabilitacja przebiegała bardzo sprawnie. Kolano jest w pełni zdrowe. Sześć tygodni po zabiegu zagrałem już w meczu z Milanem.

W ostatnich tygodniach z bardzo dobrej strony pokazuje się Karol Linetty, którego w el. Euro 2020 nie widzieliśmy na boisku ani razu.

Jego obecne ustawienie w Sampdorii można porównać do poruszania się Piotra Zielińskiego w Napoli za czasów Carlo Ancelottiego. „Zielu” biegał wtedy bardziej z boku linii pomocy i w kadrze też był czasami ustawiany w ten sposób. Karol wygląda tam naprawdę bardzo dobrze. Może zejść do środka dzięki czemu robi miejsce skrajnym obrońcom. Udowodnił też, nie pierwszy raz, że potrafi strzelać bramki. Jest jednym z liderów Sampdorii i mam nadzieję, że w marcu wróci do reprezentacji. Ostatni nie odgrywał w niej dużej roli. Pod koniec eliminacji zmagał się też z problemami zdrowotnymi. W kadrze miał ciężkie momenty. Trener Nawałka nie ufał mu w spotkaniach na turniejach finałowych (na ME 2016 i MŚ 2018 nie zagrał ani minuty – przyp. red.). U trenera Brzęczka też jest postacią drugoplanową, ale przecież jeszcze jest czas. Wszystko zależy od Karola. Jeśli będzie grał dalej tak jak teraz, nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło go w marcu na zgrupowaniu. Umiejętności ma. Musi tylko dostać szansę od selekcjonera i do siebie przekonać.

Zaufanie u Ranieriego ma. W niektórych meczach zakłada opaskę kapitana.

Zgadza się. Pierwszym kapitanem jest Fabio Quagliarella, drugim Albin Ekdal, więc jeśli obu brakuje na boisku, opaskę zakłada Karol. Czwarty w kolejce jestem ja, co też jest fajnym wyróżnieniem. Karol jest najdłużej w klubie. Ma duże doświadczenie. Jego pozycja pokazuje, jak jest tutaj traktowany. Przyszedł chłopak z zagranicy, ugruntował swoją pozycję i ma duży szacunek. Musiał go zdobyć wartościami prezentowanymi na boisku i poza nim. Jestem pewien, że taka nagroda dobrze na niego działa. Dodaje mu pewności siebie.

A jak u pana z poziomem pewności po losowaniu grupy EURO 2020?

Jasne było, że z pierwszego koszyka trafimy na kogoś mocnego. Faworyta grupy. Hiszpania jest świetnym zespołem. Natomiast nie ma meczów, których nie da się wygrać. Uważam, że nie jesteśmy bez szans. Cały czas rozwijamy się. Idziemy do przodu. Mam nadzieję, że apogeum formy przypadnie na czerwcowy turniej i będziemy w stanie przeciwstawić się Hiszpanom. Szwedzi prezentują podobny poziom co my. Szanse oceniam 50 na 50, ale patrząc na indywidualności, uważam, że mamy lepszych zawodników. Natomiast rywal bardzo dobrze wygląda jako zespół. Jeśli my będziemy potrafili wpompować umiejętności naszych najlepszych piłkarzy w drużynę, wierzę, że sobie poradzimy. Stać nas na wyjście z takiej grupy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.