Juventus znowu królem polowania, czyli jak to się robi w Turynie

Zanim trafisz do Juventusu, dokładnie sprawdzone zostaną nawet twoja mama i żona. Na czym polega transferowy sukces mistrzów Włoch i kiedy się zaczął?
Zobacz wideo

Dani Alves, Patrice Evra, Andrea Pirlo, Paul Pogba, Emre Can, Sami Khedira, Adrien Rabiot, Aaron Ramsey, Luca Toni, Knigsley Coman czy Fernando Llorente – ci wszyscy piłkarze w ostatnich latach trafili do Juventusu jako wolni zawodnicy. Andrea Barzagli kosztował zaledwie 350 tysięcy euro, Carlos Tevez – 15 mln, Wojciech Szczęsny – 13, Blaise Matuidi – 15, Arturo Vidal – 12. Ba, nawet 75 mln euro (plus bonusy) za Matthijsa de Ligta przy dzisiejszych cenach wydaje się rozsądną kwotą.

Niemal każdy transfer był wyjątkowy. Pirlo wydawał się piłkarzem wypalonym, który najlepsze lata kariery ma już za sobą, jednak w Turynie przeżył drugą młodość, a wręcz się rozwinął. Majstersztykiem było też podebranie Manchesterowi Pogby, by po czterech latach sprzedać go do z powrotem United za rekordowe wówczas 105 milionów euro. Kapitalnym ruchem okazało się ściągnięcie Barzagliego, który zupełnie nieoczekiwanie stał się w Juve obrońcą klasy światowej i przez wiele lat tworzył z Giorgio Chiellinim i Leonardo Bonuccim zaporę nie do przejścia, tercet stoperów - BBC. I takich transakcji można byłoby jeszcze wymienić wiele.

Królowie polowania

Ajax Amsterdam, Benfica Lizbona, Borussią Dortmund - one oprócz szlifowania talentów z własnych akademii kupują piłkarzy za drobne, by później sprzedawać z wielokrotną przebitką. Ale jeśli patrzymy jedynie na kluby ze ścisłego topu, to Juventus jest królem polowania. Real Madryt, FC Barcelona, Paris Saint Germain czy oba Manchestery kupują świetnych piłkarzy za gigantyczne sumy. Oczywiście, w ostatnich sezonach Real zrobił wyjątek od swojej reguły, wydawał relatywnie mało i ściągał gwiazdy przyszłości, a nie teraźniejszości, ale tego lata jednak wrócił do "galaktycznych" korzeni. Wydał już ponad 300 milionów na wzmocnienia.

Na czym więc polega transferowy sukces mistrzów Włoch i kiedy się zaczął?

Złe miłego początki

W 2006 roku w wyniku afery calciopoli Juventus został zdegradowany do Serie B. Powrót na szczyt nie okazał się łatwy, choć początek był obiecujący. Juve prowadzone przez Claudio Ranieriego zakończyło sezon na trzecim miejscu. Dopiero z perspektywy czasu można dostrzec, że był to wynik ponad stan. Ale ówczesny zarząd tego nie rozumiał i zwolnił poczciwego Włocha. Sezony 2008/2009 i 2009/10 – Juve zakończyło na kompromitującym dla siebie siódmym miejscu w lidze. Zawiedli trenerzy: Ciro Ferrara, Alberto Zaccheroni i Luigi Del Neri. Ale przede wszystkim nie popisali się dyrektorzy sportowi odpowiedzialni za transfery.

Giovanni Cobolli, Claude Jean Blanc i w szczególności Alessio Secco popełniali błąd za błędem. Ściągnięty za 27 milionów euro Diego, który był kreowany na gwiazdę, okazał się rozczarowaniem. Nic dobrego nie można powiedzieć o Felipe Melo. Znany boiskowy brutal kosztował zaledwie dwa miliony mniej. 23 miliony wydano na Amauriego, z którego do dziś się żartuje. Kupiono też stado przeciętniaków jak: Tiago Mendes, Momo Sissoko, Cristian Poulsen, Sergio Almiron czy wiecznie kontuzjowany Jorge Andrade, który w ciągu dwóch lat rozegrał tylko pięć meczów

Kiedy Juve zaczęło wracać na właściwe tory? Na pierwszy rzut oka przełomem okazało się zatrudnienie Antonio Conte, który jako szkoleniowiec Juventusu zdobył z nim trzy scudetta z rzędu. I choć zasługi Conte są nie do podważenia, tak jak i pięcioletni epizod trenera Massimiliano Allegriego, który zdobył kolejne pięć mistrzostw i dwa razy dotarł do finału Ligi Mistrzów, to sukces klubu miał także dwóch innych architektów. Byli nimi Giuseppe Marotta i Fabio Paratici odpowiadający za politykę transferową mistrzów Włoch.

Trzy główne zasady Juve

Przez pierwsze sześć lat ich pracy Juventus nie szastał pieniędzmi na prawo i lewo. Duet Marotta & Paratici wyznawał trzy główne zasady: klub nie wpisuje klauzul odstępnego, targuje się o każde euro i nigdy nie bawi się w licytacje, gdy inne drużyny negocjują transfer tego samego piłkarza.
I może właśnie dlatego, że Juve nie wpisywało kwot odstępnego, udało się mistrzom Włoch tak drogo sprzedać Pogbę.

Juan Cuadrado i Douglas Costa zostali najpierw do Juve wypożyczeni za stosunkowo niskie pieniądze (odpowiednio: 4,5 mln euro oraz 5 mln). Dopiero, gdy się sprawdzili i klub miał gwarancje udanych transferów, Juventus sprowadził ich na stałe. Dopłata za Kolumbijczyka wynosiła – 18 mln, a za Brazylijczyka - 36 mln.

Jeśli chodzi o zasadę nielicytowania się o zawodników z innymi klubami najlepiej ją widać na przykładzie Juliana Draxlera. Kilka lat temu Juventus oferował za zawodnika Schalke 35 mln euro. Tylko trzy miliony euro więcej oferował Wolfsburg. I Draxler został w Niemczech, bo Marotta i Paratici nie byli skłonni podwyższać oferty. To nie było zgodne z ich zasadami.
Z tych samych powodów do Turynu nie wrócił Alvaro Morata. Juventus nie chciał się licytować z Chelsea.

”Bez szans, to nie w stylu Marotty”

Paratici i Marotta byli jednak elastyczni, gdy wymagała tego sytuacja. Choć lubowali się w ściąganiu świetnych piłkarzy za darmo, a przy transferach gotówkowych liczyli każdego eurocenta, to w lipcu 2016 roku przeprowadzili transfer nie w swoim stylu. Gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o rzekomym transferze - za niemal sto milionów euro - Gonzalo Higuaina z wrogiego Napoli do Juventusu, nawet zagorzali kibice Juve nie mogli w to uwierzyć.

”Bez szans, to nie w stylu Marotty”, "90 mln euro za 28-latka? Nie ma takiej opcji”, "To zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe” – to tylko część komentarzy zebranych z portalu Juvepoland.com po pierwszych medialnych doniesieniach.

A jednak Napoli zarobiło na nim 94 mln euro. Obecnie, po transferach Neymara czy Kyliana Mbappe, taka suma może już nie robić wielkiego wrażenia, ale wtedy tylko Cristiano Ronaldo i Gareth Bale byli droższymi piłkarzami. A przecież mowa o Juventusie, którego poprzedni rekord transferowy był zaledwie połową tej sumy. Około 50 mln euro Juventus zapłacił w 2001 roku, gdy kupował Gigi Buffona.

Higuaina ściągnięto, by rywalizować w Europie o najwyższe cele. Tak duże pieniądze na tę transakcję już nie były wielkim problemem. Juventus po czterech mistrzostwach z rzędu miał już płynność finansową, no i nie zapominajmy, że w lipcu 2016 roku sprzedano także Pogbę i Moratę. Oprócz Higuaina kupiono także Miralema Pjanicia. Transfery Bośniaka i Argentyńczyka również wpisują się w dekalog duetu Paratici & Marotta, którzy w stylu Bayernu Monachium bezczelnie osłabiali głównych krajowych konkurentów – Romę i Napoli.

Transfer Higuaina nie zapewnił jednak wygrania Ligi Mistrzów, choć w 2017 roku Juve dotarło aż do finału. Wiosną 2018 znowu nie udało się sięgnąć po europejskie trofeum, dlatego dwa miesiące później do Turynu trafił Cristiano Ronaldo.

„Dla Juventusu zwycięstwa nie są rzeczą ważną. Dla Juventusu zwycięstwa to jedyne, co się liczy!”

Te słowa wypowiedział Giampiero Boniperti, legenda klubu. Ronaldo reprezentuje dokładnie taką samą mentalność. Mentalność zwycięzcy. Zakup Portugalczyka nie był oczywiście podyktowany jedynie umiejętnościami sportowymi i charakterem CR7. Juventus znacząco zmienia swój wizerunek oraz rozwija się pod względem marketingowym, wręcz przechodzi rewolucję. Juve pragnie zostać globalną marką. Najpierw, w 2011 roku, zbudowano ultranowoczesny (jak na włoskie standardy) stadion, potem zmieniono herb klubu (pasiastą zebrę zastąpiono nowoczesnym znakiem graficznym "J"), rozpoczęto współpracę z Netfliksem, którego owocem jest serial dokumentalny o Juventusie. Transfer Cristiano idealnie wpisywał się w tę strategię.

Ale nie pasował już do wizji budowania drużyny według Marotty.

Architekt sukcesów powiedział basta!

Podobno Marotta był przeciwnikiem płacenia 117 mln euro za 33-latka, a zarazem sprzedania do Milanu Higuaina. Transfer Ronaldo nie był jedynym powodem, dla którego Marotta pożegnał się z klubem. Włoch sprzeciwiał się także powrotowi Leonardo Bonucciego. 30-letni stoper był przez lata podporą Juve, ale po konflikcie z Allegrim latem 2017 roku został wygnany do Milanu. Po roku wrócił, a w drugą stronę powędrował 23-letni Mattia Caldara, jeden z najzdolniejszych obrońców w Serie A. Wielkim zwolennikiem talentu Caldary był właśnie Marotta, który namawiał władze klubu, aby się go nie pozbywały. Andrea Agnelli, prezydent klubu, miał jednak inne zdanie.

Marotta postąpił tak, jak kiedyś Monchi, były dyrektor sportowy Romy, wyznawca zasady: „tanio kupić, drogo sprzedać”. To on powiedział, że nigdy nie przyjąłby pracy w Barcelonie, bo tam nie byłby już Monchim. Marotta w Juve nie mógł być dłużej Marottą. Kilka miesięcy temu zamienił Turyn na Mediolan i przyjął ofertę Interu. Interu, który zaczyna naśladować mistrza Włoch. W ostatnim roku zakontraktowali trzech wartościowych piłkarzy bez odstępnego, takich jak: Diego Godin (przyszedł w lipcu) oraz Stefan De Vrij i Kwadwo Asamoah (odszedł z Juve). No i nowym trener został Conte, legenda bianconerich.

Ale wróćmy o Turynu. Choć Marotty już nie ma, to Paratici wciąż rozdaje karty na rynku transferowym. Tego lata Juve zakontraktowało trzech piłkarzy, którym skończyły się kontrakty. Mowa o Buffonie, Rabiocie i Ramseyu. Włoch będzie wartościowym zmiennikiem Szczęsnego i nieocenioną postacią w szatni. Rabiot i Ramsey (o ile dopisze mu zdrowie) mają rozruszać niemrawy środek pola. Wydano także 75 milionów euro na 19-letniego de Ligta. Kosmiczną kwotę za nastolatka. Ale ten nastolatek ma już w CV finał Ligi Europy i półfinał Ligi Mistrzów jako kapitan Ajaksu. Jest kluczowym zawodnikiem reprezentacji Holandii. A w Turynie czeka go – jak powiedział kiedyś Jose Mourinho – Harvard sztuki bronienia, gdzie wykładają m.in. doktoranci Chiellini i Bonucci. Przy dzisiejszych cenach akurat to 75 mln wydaje się całkiem umiarkowanym wydatkiem. Manchester United, skądinąd znany z transferowych niewypałów, właśnie wydał 55 milionów euro na 21-letniego Aarona Wana-Bissakę, który jeszcze nigdy nie grał w europejskich pucharach, nie zadebiutował w kadrze, a w Premier League nie zdążył rozegrać 50 spotkań.

Poza tym de Ligt nie mógł kosztować mniej, bo reprezentuje go Mino Raiola, obok Jorge Mendesa, najbardziej pazerny agent piłkarski na świecie.

No właśnie – Raiola.

Dobre relacje z agentami

To kolejny ważny wątek, by zrozumieć transfery Juventusu. W obecnej kadrze Juve Mino Raiola, oprócz de Ligta, ma dwóch przedstawicieli: Blaise`a Matuidiego i Moise Keana. Gdyby nie jego świetna relacja z Pavlem Nedvedem, którego w przeszłości był agentem, to być może kilka transferów mogłyby nie dojść do skutku? O Raioli często mówi się źle, bywa obrażany, jak np. przez sir Aleksa Fergusona. Ale w Turynie nie powiedzą o nim złego słowa. I zresztą trudno się dziwić. To on stał za transferem Pogby. Wystarczy też spojrzeć na grę Keana i de Ligta.

Zresztą Juventus ma także dobre relacje z Jorge Mendesem, który do Turynu sprowadził Ronaldo i Joao Cancelo. A na celowniku Juve jest także Ruben Neves, świetny rozgrywający Wolverhampton.

Kibice dołożyli cegiełkę

- Tuż po ćwierćfinale Ligi Mistrzów w sezonie 2017/18, w którym Ronaldo strzelił Juventusowi pięknego gola przewrotką, skontaktował się z nami agent Cristiano. Jorge Mendes stwierdził, że Cristiano był zdumiony postawą kibiców, którzy po tamtym golu wstali z krzesełek i docenili jego geniusz owacją na stojąco. Ich zachowanie autentycznie wzruszyło Ronaldo. To właśnie wtedy Cristiano stwierdził, że pewnego dnia chciałby przejść do Juventusu - odpowiada Paratici na pytanie: kiedy powstał pomysł ściągnięcia Ronaldo.

A jak było z de Ligtem? Po czerwcowym finale Ligi Narodów Ronaldo podszedł do Holendra i zamienił z nim kilka słów. Media zaczęły spekulować, że Portugalczyk nakłaniał obrońcę, aby ten wybrał Juventus.

- Byłem już wtedy przekonany, że chcę grać dla Juventusu. Nadal był to jednak wielki komplement, gdy Cristiano powiedział, żebym dołączył do zespołu. Ale te słowa nie miały większego znaczenia. Dlaczego? Przybyłem do Juventusu, bo Włochy to jeden z najbardziej tradycyjnych krajów, jeśli chodzi o defensywę. W Holandii jest sporo budowania akcji z tyłu i bronienia się wysoko. We Włoszech stosuje się bardziej obronę strefową. Myślę, że mogę się tutaj bardzo rozwinąć. Jednym z powodów, dla których chciałem tu trafić był także trener Maurizo Sarri. Słyszałem o nim wiele dobrych rzeczy. Lubię jego ofensywną filozofię gry i to, jak przygotowuje obronę – stwierdził de Ligt. A skoro jesteśmy przy Sarrim, to warto oddać mu głos.
- Nigdy, w ciągu 30 lat pracy w roli trenera, nie widziałem klubu, który byłby tak zdeterminowany w zabiegach o upatrzonego kandydata. Nigdy nie widziałem tylu dyrektorów, którzy chcieli zatrudnić tego jedynego, wybranego trenera. Byli zdecydowani, przekonani i zjednoczeni w swoim wyborze. Nie miałem innego wyjścia - tłumaczy z uśmiechem Sarri powody, dla których opuścił Chelsea na rzecz mistrza Włoch.

Umiejętności ważne, ale żona także

Juventus nie wpisuje klauzul odstępnego (wyjątkiem jest de Ligt), targuje się o każde euro, nie bawi się w licytacje oraz ma świetne relacje z agentami. Do tego trzeba dodać zdeterminowanych dyrektorów i oddanych kibiców. Coś jeszcze?

W programie ”Prosto w Szczenę” Paratici mówił o swoim stylu działania tak:

- Gdy słuchasz wielu ludzi, to trudno wybrać najlepszą opcję. Nie lubię mieć wielu skautów. Dlatego mamy w Juve tylko trzech skautów. Jedynie trzech, ale w pełni im ufam. Choć oczywiście sam też dokładnie analizuję każdego proponowanego piłkarza. Gdy zastanawiam się nad inwestycją w danego zawodnika, to nie myślę tylko o jego umiejętnościach. Liczą się także jego ambicje i charakter, a nawet zachowanie rodziców lub żony piłkarza. To wszystko ma znaczenie. Często niewiele mniejsze, niż same umiejętności.

Więcej o:
Copyright © Agora SA