Serie A. Jacek Zieliński: Piątek już dogonił Milika. Do końca sezonu będzie gonił Cristiano Ronaldo

- Chłopak zawojował ligę włoską. Coś takiego nie udało się żadnemu innemu Polakowi z wyjątkiem Zbyszka Bońka - mówi Jacek Zieliński, trener, który prowadził Krzysztofa Piątka w Cracovii. Szkoleniowiec, mający za sobą również pracę z Robertem Lewandowskim, mówi w czym Piątek przypomina gwiazdę Bayernu Monachium i czego do kapitana reprezentacji Polski mu brakuje. W sobotę w 24. kolejce Serie A czwarty w tabeli Milan z Piątkiem w składzie podejmie piątą Atalantę. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 20.30.
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Porozmawiamy o Krzysztofie Piątku?

Jacek Zieliński: A to jest jeszcze coś, czego o nim nie wiadomo?

Śledzi Pan to wszystko, co dzień w dzień piszą o nim Włosi?

- No na to wychodzi, że rzeczywiście mógłby być dobrym pocztowcem, bo bramki strzela tak, jakby stawiał pieczątki na przesyłkach.

Nie myśli Pan, że ta seria za chwilę się skończy?  Że niemożliwe jest, żeby ciągle aż tak szło komuś, kto tak naprawdę dopiero zaczyna przygodę z wielką piłką?

- Na pewno nikt się nie spodziewał, że Krzysiek zrobi aż taką furorę. Znając go, myślałem, że pójdzie w górę. Ale pójdzie, a przecież oglądamy przeskok o parę szczebli na uniwersytecie piłkarskim. Krzysiek spisuje się rewelacyjnie, gra bardzo dojrzale, bardzo skutecznie. Człowiek jest dumny, że kogoś takiego kiedyś prowadził.

Skoro przeskok o kilka szczebli, to czego Piątek nie umiał pół sezonu temu, czyli przed wyjazdem do Włoch, a teraz umie?

- Miałem go w Cracovii przez rok, ale to było wcześniej, a nie bezpośrednio przed jego wyjazdem, więc w szczegółach nie opowiem, czego jeszcze nie umiał, gdy wyjeżdżał, a teraz umie. Ale gdy go trenowałem, to już było u niego wyraźnie widać profesjonalizm i duże parcie na sukces.

Aż parcie?

- On bardzo chciał być najlepszy we wszystkim. Chciał wygrać każdą gierkę, każdy jego strzał do bramki na treningu musiał być celny i tak naprawdę musiał się kończyć golem. Było widać, że ten chłopak bardzo chce się rozwijać. Poszedł do przodu dzięki swojej ambicji. A gdy już trafił do ligi włoskiej, to z pewnością chciał jak najszybciej jak najbardziej skorzystać ze wszystkich możliwości, jakie się przed nim otworzyły. W Serie A gra z lepszymi zawodnikami, dostaje lepsze piłki, więc jeszcze lepiej wykorzystuje to, co już ja u niego widziałem, czyli ciąg na bramkę, instynkt strzelecki, szukanie uderzenia od razu, bez przyjęcia.

Wygląda tak, jakby latami trenował używając footbonauta?

- Tak. I w tym jest podobny do Roberta Lewandowskiego sprzed lat. Robert też od razu to miał. Widzę między nimi podobieństwa, ale jeszcze nie ma co ich porównywać, bo Robert zdecydowanie więcej osiągnął.

Chyba nie ma co ich porównywać nie tylko za sprawą tytułów i doświadczenia Lewandowskiego, ale również dlatego, że jest on lepszy piłkarsko, bardziej wszechstronny?

- Zgadza się.

Myśli Pan, że za jakiś czas o Piątku też będziemy mogli mówić, że nie robi mu różnicy czy strzela prawą nogą, lewą nogą, czy głową?

- Jeśli chodzi o głowę, to Krzysiek już gra nią bardzo dobrze. Oczywiście lewą nogę musi cały czas poprawiać. Ale w wieku 23 lat chłopak zawojował ligę włoską. Coś takiego nie udało się żadnemu innemu Polakowi z wyjątkiem Zbyszka Bońka.

Arkadiusz Milik aż takiego zamieszania nie zrobił?

- Nie, nie, Arek też zasłużył na uznanie, to prawda. Ale myślę, że w tym momencie Krzysiek dogonił Arka. I można powiedzieć, że pracuje na to, żeby się przed niego wysforować.

W tabeli najlepszych strzelców Serie A już to zrobił. Piątek ma 15 bramek, Milik 12. Stawia Pan, że do końca sezonu Piątek zostanie nad Milikiem?

- Poczekajmy. Liga włoska jest ciężka dla napastników. Ale to, co Krzysiek pokazuje, budzi największy szacunek i pozwala liczyć na więcej.

Na tytuł króla strzelców chyba nie? Pan wierzy, że nasz napastnik może być lepszy niż Cristiano Ronaldo, który w tym momencie otwiera klasyfikację, mając 19 goli?

- Fajnie, że Ronaldo ma trzy bramki przewagi, bo myślę, że to Krzyśka mobilizuje. Uważam, że Piątek będzie gonił Ronaldo i będzie z nim walczył do końca. Krzysiek jest zaprogramowany na sukces, na to, żeby strzelać kolejne bramki.

Czyli spodziewa się Pan, że Piątek będzie strzelał jeszcze więcej i według Pana to co już pokazał było tylko początkiem, a nie pełnią jego możliwości?

- Uważam, że to jest dopiero początek, bo przecież to dopiero początek jego gry we Włoszech. Na pewno nie jest tak, że on już osiągnął wszystko, on  dopiero zaczyna. Spokojnie, chłopak idzie w górę i to jest ważne.

A co jeśli zaliczy kilka meczów bez gola? Nie zaczniemy popadać w drugą skrajność i twierdzić, że to już jego koniec?

- Dajmy Krzyśkowi czas, dajmy mu też trochę spokoju, bo na pewno nie zawsze będzie strzelał, z tym się trzeba liczyć. Wtedy czekajmy cierpliwie. To jest taki chłopak, że sobie poradzi. Jest naprawdę zaprogramowany na sukces. I będzie też służył reprezentacji, spodziewam się, że będzie w niej grał przez długie lata.

Co to konkretnie znaczy, że Piątek jest zaprogramowany na sukces? Potrafi tak znakomicie nastawić się mentalnie? Jest tak pracowity, że robi mnóstwo rzeczy nadprogramowo, dzięki czemu błyskawicznie się poprawia?

- Krzysiek zawsze chciał wszystko wygrać. Dla niego nie było na przykład zabawy strzeleckiej, tylko była walka o zwycięstwo.  On zostawał po każdym treningu i doskonalił swoje przeróżne umiejętności. Pamiętam, jak do znudzenia strzelał po dośrodkowaniach, jak męczył bramkarzy ćwicząc rozwiązywanie sytuacji sam na sam, jak pracował nad prezycją uderzeń z różnych kątów.

Kiedy Pan go dostał do swojej drużyny, to zrobił na Panu podobne wrażenie jak Lewandowski, gdy zaczynał Pan pracować z Robertem? Który z nich umiał więcej przed wyjazdem z ekstraklasy?

- To są ciężkie rzeczy do określenia, bo różne były sytuacje i drużyny inne. Ale jak przychodziłem do Lecha Poznań, to Lewandowski był już tam pierwszym napastnikiem. Oczywiście przez rok u mnie zrobił duży postęp, został królem strzelców i zdobyliśmy mistrzostwo Polski, a o Roberta biły się duże kluby europejskie. A on wyrobił sobie markę już mając 20 lat. Natomiast jak dostałem Krzyśka w Cracovii, to miał 21 lat i przychodził z Zagłębia Lubin, w którym nie miał pewnego miejsca w podstawowym składzie. Ja w nim widziałem duży potencjał, on mi przypominał Roberta, wiedziałem, że ten chłopak pójdzie w górę, dlatego bardzo przekonywałem profesora Filipiaka do ściągnięcia Piątka. Mimo że za niego trzeba było zapłacić dużą kwotę. Takich transferów między polskimi klubami praktycznie się nie robi.

Kwota była wyższa niż pół miliona euro?

- Tak, około 600 tys. euro, z bonusami. Wtedy to było naprawdę dużo. Zwłaszcza że takiego transferu nie robiła Legia czy nie robił go Lech, tylko robiła go Cracovia.

Widzi Pan możliwość zmieszczenia w „11” reprezentacji Polski i Lewandowskiego, i Milika, i Piątka, czy jednak szczęścia w ofensywie byłoby za dużo, przez co defensywnie drużyna byłaby niestabilna?

- Byłby kłopot. Dałoby się wystawić tę trójkę przy bardzo zbilansowanej trójce środkowych pomocników i przy bocznych obrońcach grających i do przodu, i bardzo dobrze w defensywie. Na razie na to jest za wcześnie. Każdy zespół buduje się od tyłu, a dobra defensywa i fajna gra z kontry to zawsze był klucz do sukcesu reprezentacji Polski. Z drugiej strony mając trzech takich napastników człowieka kusi, żeby ryzykować. Na pewno wielu zazdrości Jurkowi Brzęczkowi, że może korzystać z takich graczy. Ale Jurkowi można też współczuć, bo przed nim bardzo trudne wybory. I, niestety, co by nie zrobił, będzie krytykowany.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.