Krzysztof Piątek zakpił z rywala. Włosi oszaleli na punkcie "Kristofa"

Trzy dni temu kibice Milanu przeszli próbę generalną. Gdy w 70. minucie polski napastnik zadebiutował w nowym zespole spiker krzyknął "Kristof", a oni dodali Piątek. We wtorek, w ćwierćfinale Pucharu Włoch przeciwko Napoli zrobili to samo, tyle że kilka razy głośniej i z dużo większą radością, bo po golach na 1:0 i 2:0.
Zobacz wideo

Najwięcej przed tym spotkaniem mówiło się o Krzysztofie Piątku. Dlaczego? Bo już w pierwszym meczu w Milanie, „La Gazzetta dello Sport” uznała go najlepszym piłkarzem Rossonerich, mimo że na boisku był tylko 20 minut. Bo polscy i włoscy kibice oszaleli na jego punkcie. Bo „Corriere dello Sport” dotknęło świętości i nazwało go „Il Papa Polacco”. Po meczu z Napoli oni wszyscy stają przed testem kreatywności. Brakuje bowiem określeń, by opisać to, co robi Krzysztof Piątek.

Przywitał się dwoma golami

W tym meczu wychodziło mu wszystko. Dwa razy zakpił z Kalidou Koulibaly’ego - najpierw minął go w polu karnym i strzelił gola, a kilka minut później okiwał go raz jeszcze i zmusił do faulu. Od 40. minuty Senegalczyk grał z żółtą kartką. Nikola Maksimović, drugi ze stoperów Napoli nie radził sobie lepiej. Piątek uciekł mu przy obu golach i w obu przypadkach koledzy z zespołu niespecjalnie mu pomagali. Rzucili piłkę, a on zrobił resztę. Uciekł, przyjął, trafił. Przy drugim trafieniu dodatkowo wykazał się bezczelnością, bo mając naprzeciwko siebie dwóch piłkarzy Napoli i dość trudną pozycję do oddania strzału, nie czekał na wsparcie. Koledzy dogonili go dopiero jak cieszył się z gola. 

Już w siódmej minucie po raz pierwszy ostrzegł swoich przeciwników. Uderzył mocno, bez przyjęcia, zanim piłka zgrana przez Francka Kessiego dotknęła murawy. Pomylił się o kilkadziesiąt centymetrów – jedyny raz w tym meczu. Później strzelał już bezbłędnie. Tak, jak kazał mu Grzegorz Kurdziel, drugi trener Cracovii, który opowiadał w „Przeglądzie Sportowym”, jak ustawiał małe bramki, by Piątek wypracował nawyk trafiania w te miejsca „dużej” bramki, gdzie najtrudniej bramkarzowi odbić piłkę. Gdy opuszczał Kraków trafiał już w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Na San Siro, po pierwszej połowie miał na koncie dwa takie strzały. Oba tak precyzyjne, że Alex Meret nie miał absolutnie żadnych szans na skuteczną interwencję. 

Krzysztof Piątek zagrał mecz-marzenie 

Piątek był wszędzie. Strzelał, utrzymywał się przy piłce, dawał się faulować, rozgrywał, a gdy Napoli miało piłkę, był pierwszym do jej odebrania. Być może o takim meczu śnił, mniej więcej wtedy, gdy nad jezioro zabierał ręcznik z herbem Milanu. Przypomniano to ledwie kilka dni temu przy okazji jego prezentacji. Ten sen szybko zrealizował. Już w drugim meczu, na wielkim stadionie, przeciwko wymagającemu rywalowi, w debiucie w pierwszym składzie, w ćwierćfinale Pucharu Włoch. 

W 78. minucie zszedł z boiska, a San Siro podniosło się raz jeszcze. Owacja na stojąco była jedynym właściwym pożegnaniem zawodnika, który niemal w pojedynkę wprowadził zespół do półfinału Pucharu Włoch. Tam Milan zagra się z Lazio lub Interem

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.