SS Monza, nowy klub Silvio Berlusconiego. Ma być etyczny, romantyczny i bez tatuaży. A najlepiej również bez cudzoziemców

SS Monza to ma być piłkarska bajka ze starych czasów: piękna gra, młodzi włoscy piłkarze, przepraszanie rywali za faule, szacunek dla sędziego, a nawet czytelne autografy dla kibiców. Tak sobie wymarzył nowy właściciel Monzy, Silvio Berlusconi. Niekoniecznie kojarzony z etyką.
Zobacz wideo

„Wchodzę na boisko” – zapowiadał w 1994 roku, ogłaszając powstanie partii „Forza Italia”. Podbił świat polityki tak, jak wcześniej podbił świat futbolu jako właściciel wielkiego Milanu. Nikt po drugiej wojnie światowej nie rządził Włochami tak długo jak on. Nikt w Europie tak jak on nie splótł wielkiego futbolu z wielkim biznesem i wielką polityką. Dziś z dawnej potęgi Berlusconiego zostało niewiele. Były premier musiał sprzedać swój Milan Chińczykom, przerosło go dalsze pompowanie w klub pieniędzy. Z polityki został na kilka lat wykluczony, taka była kara za oszustwa podatkowe. Jego partia mocno osłabła, on zmęczył sobą Włochów, zniesmaczył skandalami. Ale gdy Berlusconi się za coś bierze, głupotą byłoby to lekceważyć. A w sierpniu 2018 wziął się od nowa za futbol. Z jedną wielką obietnicą: „Będzie romantycznie”. Takie hasło kazał wypisać w korytarzach stadionu SS Monza. Trzecioligowego klubu, który kupił za 3 mln euro. Czyli ułamek z kilkuset milionów euro, które dostał za Milan. Sprzedawał klub, któremu w trzydzieści lat dał osiem mistrzostw Włoch i pięć Pucharów Europy, ale zostawił go w opłakanym stanie. Kupował klub który w 106-letniej historii ani razu nie grał w Serie A. Ale z wielu względów to właśnie małe SS Monza było klubem pisanym wielkiemu Berlusconiemu.

Berlusconi i Galliani, czyli Odyseusze wracający do Itaki

Z posiadłości Berlusconiego w Arcore jedzie się na stadion Monzy kilkanaście minut. Adriano Galliani, przez wiele lat namiestnik Berlusconiego w Milanie, a teraz w nowym klubie, mówi o sobie:- Jestem człowiekiem Monzy. Do Milanu byłem tylko wypożyczony na 31 lat. Obaj czujemy się jak Odyseusze wracający do swojej Itaki – żartuje Galliani, który urodził się w Monzy i w klubie z przedmieść Mediolanu pracował jako dyrektor sportowy i wiceprezes w latach 80. To były czasy, gdy Monza bywała nieraz blisko awansu do Serie A. Betonowy stadion z 1988 roku, wyglądający z góry jak tor wyścigowy, jest pamiątką po tamtych marzeniach. Nigdy niespełnionych. Monza była w latach 90. satelickim klubem Milanu, ale z innej galaktyki. A potem poleciała w dół, niedawno była jeszcze w Serie D. W pewnym momencie była też na krawędzi bankructwa, a doprowadziły ją do tego rządy bardzo znanego właściciela, Clarence’a Seedorfa, który przejął klub w 2009 i zostawił w złym stanie. Jego następcom udało się Monzę wyprowadzić na prostą. A teraz Berlusconi i Galliani (od wiosennych wyborów 2018 jest senatorem z ramienia „Forza Italia”) mają z niej zrobić klub, który nie tylko wróci do Serie B, a potem przedrze się do Serie A, ale też stanie się klubem – wzorem, odmieni spojrzenie kibiców na calcio.

Berlusconi: u nas piłkarze będą dawać autografy, a nie jakieś bazgroły

- Mój ojciec mawiał, że każdy z nas musi mieć słońce w kieszeni i dawać je innym. A robi się to czułością i miłym słowem – mówił Berlusconi do piłkarzy Monzy na jednym ze spotkań po przejęciu klubu. Były premier, skompromitowany bunga bunga, pozbawiony na kilka lat czynnego prawa wyborczego za oszustwa podatkowe, oskarżany o korupcję, mówi że chciałby zbudować drużynę etyczną i romantyczną, taką w której piłkarze przepraszają rywali za ostre faule, sędziego traktują z szacunkiem, a rozdając autografy podpisują się czytelnie. Tak, to była jedna z jego pierwszych zapowiedzi po kupnie klubu. Nie o celach sportowych, tylko o tym, że w tym klubie kibice będą dostawać czytelne autografy, a nie jakieś bazgroły. Piłkarze Monzy mają się też schludnie strzyc, golić brodę, a dyrektor sportowy ma szukać do drużyny młodych Włochów bez tatuaży. Oczywiście, wszystko jest kwestią kompromisu, zatrudniony przez Berlusconiego i Gallianiego trener Christian Brocchi (były piłkarz i trener Milanu) ma tatuaże. Ale wytyczne są takie: budujemy futbol jak z czasów wielkiego Milanu z przełomu lat 80. i 90., gdy piłkarz jeszcze wyglądał jak piłkarz, a nie raper, i gdy większość drużyny stanowili Włosi, a obcokrajowców było góra trzech i byli nimi piłkarze wybitni, których się Włochami nie dało zastąpić. Z 29 osobowej kadry Monzy tylko jeden zawodnik nie ma obywatelstwa włoskiego: 18-letni Hervè Otelè, Francuz pochodzenia senegalskiego.

Na trybunach Vieri i Capello, w plotkach Kaka i Cassano. A na boisku na razie przaśnie

Niedługo otworzy się pierwsze okno transferowe pod rządami nowych właścicieli i będzie szansa się przekonać, jak ich wizje mają się do rzeczywistości. Pojawiały się już nawet pogłoski, że Berlusconi chciałby w Monzy wskrzesić karierę piłkarską Brazylijczyka Kaki, który w jego Milanie zdobył Złotą Piłkę, albo reanimować karierę Antonio Cassano. Na razie wraz z nowymi właścicielami dotarło do trzecioligowej Monzy zainteresowanie mediów, a na trybunach można spotkać podczas meczów Fabio Capello czy Christiana Vieriego (przyjaciel trenera Brocchiego). Ale jeśli chodzi o wyniki, jest dużo bardziej przaśnie. Berlusconi z Gallianim zwolnili trenera Marco Zaffaroniego, który przeprowadził Monzę z Serie D do Serie C, i w poprzednim sezonie awansował z nią do baraży o Serie B (z każdej z trzech dwudziestozespołowych grup Serie C dostaje się do baraży po 10 zespołów), ale jego następca Brocchi  na razie nie oczarowuje. Monza jest na dwunastym miejscu w swojej grupie Serie C.

Berlusconi i Galliani chcą, by Monza awansowała do Serie B najpóźniej w 2020 roku. Potem ma sobie zapewnić stabilizację w drugiej lidze i z czasem wzmocnić się na tyle, by zaatakować Serie A. Dziś brzmi to jak mrzonka. Ale jak mrzonki brzmiałyby kiedyś zapowiedzi, że Silvio Berlusconi, chłopak z biednej rodziny, zostanie najpierw miliarderem, a potem premierem Włoch. Albo że ledwo dyszący finansowo i ukarany za korupcję Milan zostanie już po kilku latach rządów nowego właściciela najlepszą drużyną Europy.

Po co Berlusconiemu taki klub jak Monza?

Na budowę takiego europejskiego giganta, jakim był Milan, Berlusconiego już nie stać. Mówił sprzedając klub, że futbol na tym poziomie jest już ponad możliwości finansowe jednej rodziny. Po co więc jest mu Monza? Co do tego, że kocha futbol, nie ma żadnych wątpliwości. Ale on nigdy niczego nie kochał w pełni bezinteresownie. Jedni mówią, że Monzę przejął dla terenów wokół stadionu, dziś nieciekawych, ale świetnie nadających się pod dużą inwestycję. Inni, że zatęsknił za sportową trampoliną w polityce. Zakaz startu w wyborach wkrótce mu się kończy, a już wiosną komentując słaby wynik wyborczy „Forza Italia” mówił półżartem, że być może będzie musiał odkupić Milan. Ponieważ, jak przekonywał, analitycy widzą związek między sprzedażą klubu a zwątpieniem wyborców w polityczną moc byłego premiera. Monza nie będzie symbolem powrotu mocy. Ale jako klub deklarowanej moralnej odnowy calcio i klub niechętny obcym, jeśli nie dają z siebie więcej niż Włosi, może się przy obecnych nastrojach społecznych całkiem dobrze nadać na polityczny sztandar.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.