Serie A. Dominacja Juventusu trwa, Milan w budowie

Spotkanie na szczycie Serie A pomiędzy Milanem a Juventusem miało dać odpowiedź na pytanie, czy waleczność Milanu pozwoli przezwyciężyć zauważalne braki w jakości. Nie pozwoliła. Juventus po raz kolejny udowodnił swoją wyższość, wygrywając 1:0 po bramce Carlosa Teveza

Po zwycięstwach z Lazio oraz Parmą w obozie Milanu pojawił się dawno niewidziany entuzjazm. Od czasu słynnego "gola widmo" Sulleya Muntariego z 2012 roku żadne spotkanie pomiędzy tymi drużynami nie budziło aż takich emocji. Kibice zapełnili San Siro w całości, klub zanotował przychód 3,2 mln euro ze sprzedaży biletów - to rekord Serie A. Z trybun ci fani mogli jednak zobaczyć, iż Filippo Inzaghi dopiero buduje swoją drużynę. Ta jest jeszcze daleka od perfekcji, choć to w pełni zrozumiałe. W poprzednim sezonie "Rossoneri" zajęli 8. miejsce w lidze i podjęli u siebie mistrza kraju.

Do trzeciej minuty gospodarze tak naprawdę nie powąchali nawet piłki. Juventus rozgrywał ją bez pośpiechu, a piłkarzom Milanu nie zdawało się to przeszkadzać. W pierwszym kwadransie wykonali zaledwie trzy podania w ofensywnej tercji (dwa niecelne), co wyglądało fatalnie przy Juventusie (25 na 35 podań skutecznych).

Pięta achillesowa

Największym problemem Milanu jest w tej chwili druga linia. Z Juventusem stworzyło ją trio Muntari - De Jong - Poli. Defensywnie ci zawodnicy nie spisują się najgorzej - zwłaszcza De Jong, chyba najważniejszy zawodnik Milanu - choć z Juventusem cofali się za bardzo we własne pole karne, nie byli w stanie przeciwstawić się kolejnym atakom gości. Jednak najbardziej po oczach razi brak kreatywności. A innych opcji nie widać. Na ławce jest Marco van Ginkel, ale to spora zagadka.

Bardzo słabo zaprezentował się zwłaszcza Muntari. Przede wszystkim nie wytrzymał trudów spotkania pod względem kondycyjnym. Jednak już wcześniej zdarzało mu się wejść w niepotrzebny drybling i doprowadzał do prostych strat (tylko 29 z 39 podań celnych), jak w 60. minucie, gdy jego błąd mógł wykorzystać Paul Pogba.

Francuz dość nieoczekiwanie stał się jednym z bohaterów spotkania. Nieoczekiwanie, bo przez pierwszą godzinę był niewidoczny, przyćmił go Roberto Pereyra. Ale potem wykorzystał coraz słabszą grę obronną Milanu. Wiele z jego podań było niecelnych (aż 15 z 41), ale nie szukał najprostszych zagrań. To pokazał w 71. minucie, gdy pomimo asysty kilku obrońców Milanu wspaniale podał do Carlosa Teveza. Argentyńczyk strzelił jedyną bramkę w tym meczu, a jego krycie zupełnie zawalił Ignazio Abate. Tevez wyprzedził go nawet po tym, jak chwilę wcześniej poślizgnął się i prawie upadł na murawę!

Juventus nie stworzył sobie dużo więcej czystych okazji bramkowych (jeszcze w pierwszej połowie dobrą okazją zmarnował Llorente). Zagrażał raczej strzałami z dystansu, co nie dziwi, biorąc pod uwagę bardzo cofniętą linię obrony Milanu. Ten poważnie zagroził Buffonowi tylko w 27. minucie, Keisuke Honda bardzo groźnie uderzał głową. Jednak Gianluigi Buffon nie dał się zaskoczyć; jest już przyzwyczajony do tego, że w większości spotkań wystawiany na poważną próbę jest raz albo dwa.

Zneutralizowane zagrożenie

Milan nie dał rady zagrozić Buffonowi w końcówce, gdy zegar zaczął odmierzać czas coraz szybciej. Niektórzy piłkarze "oddychali rękawami", a zryw w ostatnich minutach był zbyt chaotyczny. Na nic zdało się dość późne wprowadzenie Giacomo Bonaventury czy Fernando Torresa. Hiszpan przez 15 minut miał jedno niedokładnie podanie, raz został sfaulowany i przegrał pojedynek powietrzny. Tylko tyle.

Znajdujący się wcześniej na szpicy Jeremy Menez tym razem nie oczarował jak z Parmą, choć tego można się było spodziewać. Wobec niewielkiego wsparcia kolegów najczęściej próbował sam przebić się przez obronę Juventusu, ale na osiem prób dryblingu tylko trzy zakończyły się sukcesem i to daleko od bramki "Starej Damy". Również daleko od bramki był faulowany; zawodnicy Juventusu znając zagrożenie z jego strony bardzo często od razu go podwajali i neutralizowali ewentualne niebezpieczeństwo.

Można mieć wątpliwości, czy druga linia Milanu z takimi zawodnikami będzie w stanie nawiązać walkę z najlepszymi zespołami Serie A. Pod ostrym pressingiem zupełnie sobie nie radziła z grą ofensywną, nie umiała zawiązać akcji, co momentami było widać już we wcześniejszych meczach - tyle tylko, że wtedy rywale nie byli w stanie utrzymać takiej intensywności przez dłuższą część spotkania. Muntari robił błędy, a Poli był niewidoczny, jakby zupełnie nie wystąpił w tym meczu. Wobec tego drugą najczęstszą kombinacją podań w tym meczu było zagranie od Mattii De Sciglio (lewa obrona, znów zawiódł) do grającego na szpicy Meneza (13 podań), co nie miało prawa się udać z takim rywalem. Ale mimo to Milan podąża w dobrym kierunku pomimo sporych ograniczeń jakościowych - ich bez poważnych wzmocnień nie da się przeskoczyć.

Juventus za to po raz kolejny pokazał swoją klasę. Jego siła wydaje się jeszcze bardziej przerażająca, gdy weźmie się pod uwagę, że w tym meczu nie mogli zagrać Andrea Barzagli czy Andrea Pirlo, a dopiero po kontuzji wrócili Arturo Vidal i (nieco słabszy dzisiaj niż zazwyczaj) Giorgio Chiellini. W tym sezonie "Stara Dama" wygrywa wszystkie mecze. A gola po raz ostatni straciła w kwietniu tego roku. Ich dominacja na razie ma się świetnie.

Najmodniejsi managerowie Premier League [RANKING]

Czy Juventus obroni mistrzostwo?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.