Serie A. Juventus, drużyna z przeceny

Jak pozyskać dobrych piłkarzy za grosze? Wie o tym doskonale turyński Juventus. "Stara Dama" w hicie Serie A pokonała Napoli 3:0, a trzech strzelców bramek zostało pozyskanych łącznie za... milion euro.

Fernando Llorente, Andrea Pirlo i Paul Pogba - o takich piłkarzach mogłyby marzyć praktycznie wszystkie kluby na świecie. Dwóch pierwszych trafiło do Turynu za darmo; tylko za Francuza zapłacono milion euro w ramach odszkodowania dla Manchesteru United. Za tymi transferami stoi dyrektor generalny Juventusu, Giuseppe Marotta. Ostatnio swoją skutecznością przebija nawet Adriano Gallianiego z Milanu, przez wielu do tej pory uważanego za jednego z najskuteczniejszych działaczy na świecie. W tym roku dostał nagrodę "Oscar Dello Sport", przyznawaną dla najlepszego dyrektora sportowego we Włoszech.

Marotta nie jest cudotwórcą, również jemu zdarzyło się sporo transferowych wpadek. Wystarczy wspomnieć takich piłkarzy jak Milos Krasić, Jorge Martinez czy Eljero Elia - wydano na nich łącznie 36 mln euro. Wszyscy trzej zaliczyli 69 występów, z czego 50 należy do Krasicia - w tym gronie wypada najlepiej, choć i tak nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Dziś gra we francuskiej Bastii. Po pierwszym roku pracy Marotty Juventus zajął dopiero 7. miejsce w lidze, w efekcie czego pozbyto się trenera Luigiego Del Neriego. Zastąpił go Antonio Conte i turyński klub zmartwychwstał, wygrywając dwa mistrzostwa z rzędu, w międzyczasie nie przegrywając żadnego z 49 kolejnych ligowych spotkań.

W niedzielę wykonali ogromny krok w kierunku kolejnego "Scudetto", choć rozegrano jak do tej pory zaledwie 12 kolejek, a "Stara Dama" w tabeli zajmuje nie 1., lecz 2. miejsce. Pokonanie Napoli ma jednak ogromny wymiar psychologiczny i może tchnąć nowe życie w krytykowany do tej pory Juventus. Turyńczycy wygrywali, lecz zwycięstwa nierzadko przychodziły z trudem, rodząc się w męczarniach - w pierwszych 8 kolejkach Juve wygrało 6-krotnie, lecz tylko raz różnicą więcej niż jednej bramki. W tym czasie czyste konto udało im się zachować tylko dwukrotnie. Od ekipy broniącej tytuł oczekuje się miażdżenia rywali. Tego Juventus nie robił. Zaczęło się mówić o kryzysie.

Szokująca porażka z Fiorentiną, gdy turyńczycy w 15 minut stracili 4 bramki, mimo iż prowadzili 2:0, była znakomitą okazją do pobudki. I choć po kilku dniach turyńczycy przegrali w Lidze Mistrzów z Realem Madryt, wzięli się w garść. Od tej pory wygrali 4 kolejne mecze ligowe bez straty bramki, remisując w rewanżu z "Królewskimi". W Champions League jeszcze nie wygrali spotkania i zajmują dopiero 4. miejsce w grupie - pomimo to losy awansu dalej mają w swoich rękach.

W niedzielę Juventus zagrał z Napoli w stylu znanym z poprzednich sezonów - podopieczni Antonio Conte wyglądali jak lwy wypuszczone z klatki, od razu rzucające się zwierzynie do gardła. 74 sekundy wystarczyły na ugryzienie rywala po raz pierwszy. Do siatki rywala trafił Fernando Llorente. Hiszpan zdążył już zostać przez niektórych obwieszczony transferową klapą. Media już w październiku wypychały go na styczniowe wypożyczenie do Arsenalu. Bask stracił niemal cały poprzedni sezon spędzony w Athleticu Bilbao - grał tylko 886 minut - gdyż już wcześniej ogłosił odejście na zasadzie wolnego transferu.

Na dojście do pełni formy potrzebował nieco czasu. Dostał go i zaczął się odpłacać bramkami. Trafiał w obu spotkaniach z Realem Madryt, tak samo jak i z Napoli. - Poprawa mojej gry nie jest przypadkiem, to wynik ciężkiej pracy. Świetnie rozumiem się z Carlosem Tevezem - tłumaczy sam zainteresowany. Dzięki jego grze Juventus ma szerszy wachlarz możliwości. Piłka coraz częściej ląduje w bocznych strefach, gdyż wreszcie w środku czyha "target man", w stronę którego można kierować wrzutki. Trzy z czterech bramek zdobył głową. Ostatnie występy przyniosły mu ponowne powołanie do reprezentacji Hiszpanii.

Szybko stracona bramka przez Napoli zrujnowała plan taktyczny Rafaela Beniteza. Neapolitańczycy długo nie mogli otrząsnąć się po jej stracie i dopiero w drugiej połowie zaczęli nacierać na Juventus. Wtedy jednak wspaniałym uderzeniem z rzutu wolnego skarcił ich Andrea Pirlo. Dziś nikt nie wątpi w jego klasę, lecz przed ponad dwoma laty, gdy był ściągany przez "Starą Damę", ten ruch nie był taki oczywisty. Pirlo nie miał zbyt wielkiej ochoty przedłużać kontraktu z Milanem, tak jak i klub. "Maestro" borykał się z kontuzjami i grał coraz rzadziej - w ostatnim sezonie w barwach "Rossoneri" tylko 17-krotnie - i nawet wtedy nie zachwycał.

Włodarze "Starej Damy" zdecydowali się oprzeć grę zespołu na 32-letnim zawodniku, zdaniem wielu w 2011 roku będącego już po drugiej stronie rzeki. Pirlo miał nadzieję, że Milan pożałuje wypuszczenia go na wolny transfer, i uczynił to w pełni. By wrócić do najwyższej formy, potrzebował zmiany otoczenia. Projekt Juventusu okazał się dla niego idealny. Głównie za jego sprawą "Stara Dama" odzyskała tron we Włoszech, dystansując Milan.

Na 3:0 wynik podwyższył Paul Pogba, wyrwany z Manchesteru United. - Jestem niecierpliwy - mówił sam o sobie, tłumacząc odejście z Manchesteru. Nie mógł wysłuchiwać ciągłych zapewnień Sir Aleksa Fergusona o tym, że dostanie swoją szansę, ale musi na nią poczekać. Wziął los w swoje ręce, a jego agent, Mino Raiola, znalazł dla niego miejsce w Juventusie. I choć miał - i nadal ma - konkurencję w osobach Andrei Pirlo, Claudio Marchisio czy Arturo Vidala, bez jego obecności ciężko sobie wyobrazić dzisiejszy Juventus. Gra w drugiej linii ani trochę nie przeszkadza mu w zdobywaniu bramek. Na listę strzelców w lidze wpisał się 4-krotnie. Tylko Vidal i Tevez są skuteczniejsi. Równie chętnie asystuje. Niegdyś powiedział, że gra we włoskim klubie może mu pomóc w zdobyciu "Złotej Piłki" w przyszłości. Początkowo mogło się wydawać, że to jedynie słowa nazbyt pewnego siebie młodzieńca, który stracił kontakt z ziemią. Patrząc jednak na jego występy, już niedługo może znajdować się w czołówce tego plebiscytu.

Ta trójka wraz z Carlosem Tevezem, Arturo Vidalem czy Andreą Barzaglim stanowi trzon obecnego Juventusu. Cała trójka została sprowadzeni również po promocyjnych cenach - łącznie zapłacono za nich niewiele ponad 22 miliony euro. Dwaj pierwsi zostali pozyskani na rok przed wygaśnięciem ich kontraktów z poprzednimi pracodawcami; Barzagliego pozyskano na pół roku przed końcem umowy. Biorąc to pod uwagę, okazuje się, że aż 6 podstawowych piłkarzy Juventusu zostało zakupionych po przecenie, w promocji.

A przyszłość turyńczyków i tak rysuje się w jasnych barwach. W miniony weekend bramki strzelali Manolo Gabbiadini (Sampdoria), Richmond Boakye (Elche), Ciro Immobile (Torino) oraz Domenico Berardi (Sassuolo), czyli młodzi piłkarze wypożyczeni do innych klubów. W końcu nazwa "Juventus" pochodzi z łaciny, gdzie oznacza "młody", "młodzież". Bramka tego ostatniego była najcenniejsza - wyrównał wynik meczu z liderującą Romą w ostatniej minucie. Dzięki temu trafieniu Juventus znajduje się już tylko punkt za rzymianami i będzie czyhać na kolejną wpadkę "Giallorossi".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.