Serie A. Czy ktoś zatrzyma rozpędzoną Romę?

Fani piłki nożnej w Rzymie nie są zbytnio rozpieszczani. W Lidze Mistrzów Roma grała po raz ostatni w 2011 roku, Lazio w 2008. Ostatnie mistrzostwo, jakie widziano w Wiecznym Mieście, datowane jest na 2001 rok. Jednak za sprawą AS Roma oczekiwanie może zakończyć się w maju przyszłego roku. Na razie "Giallorossi" są o krok od wejścia do historii Serie A. Muszą tylko w niedzielę pokonać Udinese (mecz o godz. 15.00)

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

By tego dokonać, potrzebna jest wygrana w wyjazdowym meczu z Udinese. Oznaczać będzie ona, że Roma wygra wszystkie dziewięć spotkań na początku sezonu, co jeszcze nigdy nikomu się nie udało. Byłby to wyczyn niesamowity, w szczególności zwracając uwagę na fakt, że rzymianie poprzedni sezon zakończyli dopiero na 6. miejscu. Wcześniejsze lata były równie nieudane. Co stoi za tak diametralną odmianą?

"Nie mówmy o rewolucji"

Najkrótsza odpowiedź brzmi - nowy trener. Włodarze Romy w ostatnim czasie zdecydowanie nie mieli jednej spójnej koncepcji. Raz postawiono na Luisa Enrique, czyli gorącego orędownika tiki-taki, próbującego z "Giallorossi" zrobić drugą Barcelonę. Ten eksperyment nie wypalił, więc postawiono na Zdenka Zemana. Podejście Czecha do piłki nożnej jest diametralnie odmienne - można nazwać go największym przeciwnikiem tiki-taki, u którego podania na boki czy do tyłu są zakazane. Nic dziwnego, że piłkarze mieli problemy z odnalezieniem się w tak skrajnych systemach.

W lecie tego roku postawiono na Rudiego Garcię, byłego szkoleniowca Lille, z którym zdobył podwójną koronę w 2011 roku. Wśród kibiców Romy jego zatrudnienie nie wzbudziło entuzjazmu, a Francuz przejmował ekipę w trudnym momencie, tuż po przegranych derbach z Lazio w finale Pucharu Włoch. A jak wiadomo, dla kibiców Romy porażka z lokalnym rywalem jest niewybaczalna, zwłaszcza w "najważniejszych derbach w historii".

Sytuacji nie poprawiło letnie okno transferowe. Zespół opuścili dwaj najlepsi strzelcy - Pablo Osvaldo oraz Erik Lamela - oraz zdolny brazylijski obrońca, Marquinhos. Niektóre transfery do klubu były ryzykowne i w powszechnej opinii kadra osłabiła się w porównaniu z poprzednim sezonem. Gervinho i Maicon nie zrobili furory na Wyspach Brytyjskich, Tin Jedvaj to "melodia przyszłości", nie wiadomo dokładnie, w jakim celu pozyskano Łukasza Skorupskiego. Morgan De Sanctis, leciwy bramkarz sprowadzony z Napoli, jest opcją krótkoterminową. Piłkarzami, po których można było spodziewać się rzeczywistego podniesienia poziomu, byli jedynie Kevin Strootman oraz Mehdi Benatia. Nawet pozyskanie Adema Ljajicia niosło i dalej niesie ze sobą sporo zagrożeń - Serb znany jest ze swojego wybuchowego temperamentu.

Szatnię Romy nawiedził nie wiatr, a huragan zmian, lecz Rudi Garcia nie chce nazywać tego "rewolucją". - To ważne słowo we Francji - tłumaczy jeden z zaledwie czterech zagranicznych trenerów w Serie A. Jego największym sukcesem jest spojenie zespołu w kolektyw. Naprawdę zaczął od defensywy. Rok temu Roma straciła aż 56 bramek za sprawą ultraofensywnego stylu gry Zemana. W 8 kolejkach obecnego sezonu De Sanctis został pokonany zaledwie jeden raz. Rzymianie dysponują w tym momencie najlepszą obroną w całej Europie. Nie oznacza to jednak, że Roma gra nudno i defensywnie, gdyż strzeliła aż 22 bramki. Przed 9. kolejką tylko Inter zdobył zdobył jednego gola więcej.

Trudno się dziwić, patrząc na potencjał, jakim dysponują rzymianie z przodu. Francesco Totti ponownie zachwyca wszystkich swoją grą na tyle, by zaczęło się mówić o jego występie na mundialu 2014. Cesare Prandelli, selekcjoner Włoch, nie wyklucza takiego obrotu spraw, a mowa o 37-letnim zawodniku, który niedawno przedłużył kontrakt o dwa kolejne lata. Roma to również wspaniała linia pomocy, której zazdrościć mogą jej wszyscy krajowi rywale - w drugiej linii znajdziemy takich piłkarzy jak Alessandro Florenzi, Kevin Strootman, Miralem Pjanić czy Daniele De Rossi.

Zmartwychwstanie Gervinho

Największą indywidualną niespodzianką jest jednak postawa Gervinho. Fani Premier League, oglądający go w barwach Arsenalu, zapewne pamiętają go jako bardzo szybkiego piłkarza, lecz pozbawionego boiskowej inteligencji oraz umiejętności czysto technicznych. Iworyjczyk w Rzymie znalazł się na bezpośrednią prośbę Rudiego Garcii, z którym już wcześniej pracował w Le Mans oraz Lille. I pod jego skrzydłami odżył. - Każdego dnia w Afryce rodzi się gazela marząca o tym, by być tak szybka jak Gervinho - napisał po spotkaniu z Interem (3-0) jeden z włoskich dziennikarzy. Były piłkarz Arsenalu jest kluczowym elementem w taktyce Romy, pozwalającym na błyskawiczne przejścia z obrony do ataku.

Garcia w porównaniu z Zemanem zdecydowanie korzystniej prezentuje się, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Czech lubił wchodzić w zwarcia z własnymi piłkarzami i nie mógł znaleźć wspólnego języka np. z Daniele De Rossim, tamtejszą legendą, co negatywnie odbijało się na całej drużynie i stanowiło pożywkę dla dziennikarzy. Francuz nie ma problemów ze swoimi podopiecznymi, a nawet jeśli do takowych by doszło, prawdopodobnie byśmy się o tym nie dowiedzieli. Dla Garcii szatnia to świętość i nic, co się w niej dzieje, nie powinno ujrzeć światła dziennego. Na zewnątrz wszyscy mają stanowić jedną, wielką i szczęśliwą rodzinę.

Fantastyczny start sprawił, że dla niektórych Roma jest zdecydowanym kandydatem do tytułu mistrza kraju - jak do tej pory każda drużyna, która wygrywała pierwszych 8 spotkań, na koniec sezonu okazywała się najlepsza. Garcia studzi jednak nastroje. - Wolimy skupić się na powrocie do Europy, niż mówić o Scudetto i z biegiem czasu rozczarować naszych fanów - mówi Francuz. Już zdążył sobie zapracować na ich szacunek, lecz ta relacja nie miała łatwego początku. Gdy Garcia obejmował Romę, klub był w kryzysie, a kibice otwarcie narzekali na klub oraz piłkarzy. - Ludzie krytykujący zespół oraz zawodników nie mogą nazywać się fanami Romy. Jeśli kochasz swój klub, wspierasz go. Ci ludzie są w najgorszym wypadku kibicami Lazio - powiedział Garcia, co wywołało spodziewaną burzę. Nie da się bardziej obrazić kibica "Giallorossi" niż nazwać go zwolennikiem Lazio.

Pobicie rekordu może okazać się niezwykle trudne. Na drodze Romie stanie Udinese. "Zebry" wygrały jak do tej pory u siebie wszystkie ligowe spotkania. Od 2011 roku przegrały na własnym stadionie zaledwie trzy mecze. Jednak jeśli chce się wejść do historii, takie spotkanie trzeba wygrać. Nawet bez kontuzjowanych Tottiego oraz Gervinho.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.