Serie A. Glik czeka na Balotellego

- Latem może zmienię Torino na lepszy klub, we wrześniu żona ma termin porodu, w październiku gramy z Anglią na Wembley. Przede mną ciekawy rok - mówi 25-letni obrońca Torino Kamil Glik w rozmowie ze Sport.pl

Relacje na żywo w twoim smartfonie. Pobierz aplikację Sport.pl LIVE ?

Robert Błoński: Wiesz, co kibice zapamiętali z październikowego meczu z Anglią, oprócz twojego gola 1:1?

Kamil Glik: Pewnie ten nieszczęsny dach, którego w porę nie zamknięto i ogromną ulewę, która spowodowała przełożenie spotkania.

Też, ale bardziej chodziło mi o twój pomeczowy wywiad w telewizji.

- Nieświadomie trzymałem w ręku ochraniacze z herbem Piasta Gliwice, w których grałem. Zakładam je od trzech lat. Piastowi wiele zawdzięczam, w nim debiutowałem w lidze, stamtąd wyjechałem do Włoch.

Ilu par ochraniaczy środkowy obrońca używa w sezonie?

- Jednej. Deski nie łamią się zbyt często. Te, w których grałem przeciwko Anglii, są nienaruszone. Logo dobrze widać, więc nie zanosi się na zmianę.

Twoja droga do Torino miała bardzo dużo zakrętów, rzucało cię od Horadady do trzeciej drużyny Realu Madryt, od Piasta do Palermo. Można się było po drodze zgubić.

- W 2006 r., już po osiągnięciu pełnoletności, dzięki znajomemu nadarzyła się okazja wyjazdu do Hiszpanii. Trafiłem do Horadady, a po roku przeszedłem do Realu Madryt C. Podpisałem juniorski kontrakt, ale szybko zrozumiałem, że jeśli chcę osiągnąć coś więcej, muszę grać na wyższym poziomie. Chciał mnie wtedy tylko Piast. W Gliwicach spędziłem dwa lata, w 2010 r. dostałem propozycję z Palermo. Nie wahałem się ani chwili, choć pierwsze pół roku było bardzo ciężkie. Grałem niewiele, miałem kilka epizodów w Lidze Europejskiej. Po sześciu miesiącach zdecydowałem się odejść na wypożyczenie do Bari, które było ostatnie w tabeli Serie A. Sytuacja była beznadziejna, ale wiedziałem, co robię. Od stycznia do czerwca grałem i krok czy nawet dwa do tyłu opłaciły się. Występy w Bari spowodowały, że dostałem ofertę z Torino. Spędziłem rok w Serie B, w maju ubiegłego roku awansowaliśmy. Od pierwszej do ostatniej kolejki byliśmy w czołowej dwójce, straciliśmy najmniej goli. A ja zdobywałem doświadczenie. Idąc do Torino, skazałem się na II ligę i być może dlatego trener Franciszek Smuda nie wziął mnie na Euro. Dziś gram regularnie w Serie A. Idzie mi nieźle, mniej goli od Torino straciły tylko trzy pierwsze zespoły. Nasz wynik mógłby lepszy, ale sporo bramek dla rywali padło po karnych. We Włoszech jestem coraz bardziej szanowany i doceniany.

Włochy, jak mawiał Leo Beenhakker, to rzeczywiście królestwo obrońców?

- Słyną z dobrej gry defensywnej, świetnych obrońców jest wielu, ale wbrew stereotypom w Serie A pada sporo bramek. Mecze rzadko kończą się bezbramkowymi remisami. Treningi we Włoszech pomogły, jestem teraz lepszym zawodnikiem. Mam mocną pozycję, niedawno zostałem wicekapitanem Torino. W tym sezonie z 23 meczów opuściłem trzy: dwa razy pauzowałem za kartki, raz trener posadził mnie na ławce.

Widać kryzys we włoskiej piłce?

- Stadiony nie są tak piękne i pełne jak choćby w Niemczech, ale budują się nowe. Juventus już ma, Genoa też, powstaje też obiekt w Rzymie. To wciąż jedna z pięciu czołowych lig Europy.

Najtrudniejszy napastnik, przeciwko któremu grałeś?

- Bardzo żałuję, że nie zdążyłem zmierzyć się ze Zlatanem Ibrahimoviciem, który latem odszedł do Paryża. Czekam na kwietniowy mecz z Milanem i spotkanie z Mario Balotellim. Niemal w każdym klubie można spotkać napastnika światowej klasy: Klose, Gilardino, Toni, Cavani, Milito, Cassano, Lamela. Wymieniać można by długo.

Czujesz, że w Polsce jesteś nieznany?

- Cieszę się, że szanują mnie tam, gdzie gram na co dzień. Przez trzy lata we Włoszech zbudowałem markę. Nie martwię się o miejsce w składzie. Być może w czerwcu przypomnę o sobie transferem do lepszego klubu. Mam jeszcze dwa i pół roku kontraktu z Torino, gram jako środkowy półprawy obrońca. Zazwyczaj w parze z reprezentantem Włoch Angelo Ogbonną. Ostatnio był kontuzjowany i zastępował go Urugwajczyk Guillermo Rodriguez. Powoli zaczynają się wstępne rozmowy na temat transferu. Są zapytania od mocniejszych klubów, m.in. tych z Rzymu. Chciałbym zrobić krok do przodu, ale najpierw zamierzam dokończyć ten sezon, w takiej formie jak obecnie.

Nieczęsto dostajesz kartki, ale zdarzają ci się ostre faule, jak w meczu z Irlandią. W niedawnych derbach Turynu dostałeś czerwoną kartkę za brutalny faul na Emanuele Giaccherinim.

- Zdarzenie w derbach zostało wyolbrzymione, nawet trener mnie usprawiedliwiał. Poszedłem mocno, ale moim celem była piłka i w nią trafiłem. Siłą rozpędu dotknąłem przeciwnika. Niektórym kibicom Torino podobał się mój wślizg. Oni lubią taki styl. Nie jestem brutalem. Komisja dyscyplinarna odsunęła mnie tylko na jedną kolejkę.

Myślisz o grze w innej lidze czy zostaniesz we Włoszech?

- Mamy połowę lutego, za wcześnie o tym mówić. Nie mam wpisanej kwoty odstępnego. W Torino czuję się świetnie, ale bywają oferty od klubów, którym się nie odmawia.

Cel na 2013 rok?

- Chciałbym zacząć znaczyć w kadrze tyle, ile w klubie. Fajnie byłoby awansować na MŚ. Transfer, mundial, potomstwo - terminarz jest napięty. Przede mną ciekawy rok.

Obrońca, na którym się wzorujesz?

- Brazylijczyk Thiago Silva z PSG, który wcześniej grał w Milanie. Silny, świetnie gra nogami i głową, skuteczny na ziemi i w powietrzu. Obrońca kompletny.

Jak odbierasz transfery Bartosza Salamona do Milanu i Rafała Wolskiego do Fiorentiny?

- Bartek raczej nie od razu będzie grał w pierwszym składzie. Jest ceniony we Włoszech, ale Milan to Milan. Przeskok z Serie B do Serie A jest duży, poziom i jakość zawodników zdecydowanie wyższe. Serie A jest specyficzna. Dyscyplina taktyczna jest ogromna. Bartek na pewno zostanie do czerwca, a potem może być wypożyczony. Rafał musi zaaklimatyzować się we Florencji, dostosować do włoskich realiów i jak najszybciej nauczyć się języka. Włosi bardzo zwracają na to uwagę. Niech nie boi się rozmawiać, włoski nie jest na tyle trudny, by nie nauczyć się przynajmniej podstaw. Będzie miał pół roku, żeby się pokazać, a jeśli się nie przebije, to może go wypożyczą.

Jako jeden z niewielu polskich piłkarzy używasz Twittera.

- Fajna zabawa. Nie mam konta na Facebooku, więc czasem z nudów czy zwykłej wygody patrzę, co u znajomych.

Kejsi nadal panu kibicuje przed telewizorem?

- Moja Kejsi? Kiedy żona ogląda mecz z moim udziałem i komentator wymienia moje imię, Kejsi podnosi głowę i zaczyna szczekać. Wiedziemy w Turynie spokojne życie, miasto jest pięknie położone, blisko gór i morza. Kuchnia jest zdrowa dla piłkarza, ale i tak nic nie przebije śledzia w śmietanie mojej mamy w Jastrzębiu-Zdroju. Żona dobrze gotuje, ale śledzia - tak jak mama - przyrządzić nie potrafi. Za to w niedzielę po meczu często czekają na mnie kluski śląskie.

Trener Fornalik mówi, że zawodnik, który strzelił gola Anglikom, przechodzi do historii polskiej piłki.

- Rzadko strzelamy im gole, jeszcze rzadziej z nimi wygrywamy. Cieszę się, że mi się udało. Staram się oglądać powtórki swoich meczów i patrzeć, co było dobre, co złe. Po Anglii miałem niedosyt, byliśmy blisko zwycięstwa. Możemy być zadowoleni z pięciu punktów w trzech meczach eliminacji MŚ. Sytuacja wyjściowa jest dobra, ale ostatnie porażki z Urugwajem i Irlandią są dla nas sygnałem ostrzegawczym.

Ogromna wyrwa w drużynie Waldemara Fornalika ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA