Serie A. Przekleństwo San Siro. Czy Milan zwolni trenera?

Inter i Milan jeszcze na swoim stadionie w tym sezonie nie wygrały. Ani w krajowej lidze, ani w europejskich pucharach. Pierwszą ofiarą czarnej passy będzie prawdopodobnie trener Massimiliano Allegri

Dyskutuj z autorem na jego blogu "A jednak się kręci" ?

Na stan mediolańskiej murawy narzekało zwłaszcza wielu zagranicznych przeciwników, w minionym sezonie najgłośniej żołądkowali się trenerzy Barcelony oraz Arsenalu. Odkąd bowiem przed mundialem w 1990 roku na stadionie zainstalowano częściowe zadaszenie, na trawę pada mniej słonecznego świata i piłkarze często męczą się na pełnym łysych placków kartoflisku. Dlatego wiosną zapadła decyzja, by problem wreszcie raz na zawsze rozwiązać. I latem na San Siro położono murawę hybrydową - częściowo naturalną, częściowo sztuczną.

A ponieważ kibicowska wiara w zjawiska nadprzyrodzone jest nieuleczalna, Włosi piszą już o klątwie nowej murawy. Piłkarze Milanu nie strzelili na niej nawet gola - Sampdorii i Atalancie ulegli po 0:1, z Anderlechtem zremisowali 0:0. Natomiast piłkarze Interu zremisowali z rumuńskim Vaslui (2:2) i Rubinem Kazań, a także przegrali z Hajdukiem Split (0:2), Romą (1:3) i - wczoraj - Sieną (0:2). Tak czarnej passy ten stadion chyba nie pamięta. A potentaci tam jeszcze w tym sezonie nie przyjeżdżali.

W Interze na razie nie panikują. Drużyna rehabilituje się na wyjazdach (3:0, 2:0, 3:0, 2:0), niestabilność komentatorzy wybaczają jej ze względu na skalę zmian personalnych, po kilkunastu miesiącach wstrząsów w szatni młodziutki trener Andrea Stramaccioni wykonuje misję budowy lepszego jutra. W niedzielę jego podwładni oblegali pole karne rywala, ale pudłowali w dogodnych sytuacjach strzeleckich. Siena odpowiedziała bezlitosną wydajnością (dwa celne strzały dały dwa gole) i odniosła pierwsze w historii wyjazdowe zwycięstwo nad Interem.

Gospodarzy żegnały gwizdy, za które poirytowany Wesley Sneijder dziękował ironicznymi oklaskami. Trener też może się spodziewać niepochlebnych uwag - wczoraj dał odpocząć w rezerwie niezniszczalnemu, nadludzko pracowitemu kapitanowi Javierowi Zanettiemu, na co od czterech lat nie odważył się żaden jego poprzednik, choć mediolańska defensywa straszy potężnymi wyrwami. Po meczu dziennikarze pytali Stramaccioniego, czy jej stan go "nie przeraża".

W Interze od nerwów się zatliło, w Milanie żarzy się od wściekłych awantur, frustracji, bezradności. Tutaj mecze wyjazdowe niczego nie rekompensują, wczorajsza porażka w Udine była trzecią w czterech kolejkach. Rossoneri zaczęli sezon najsłabiej od sezonu 1940/41.

W czwartek starli się trener juniorów Filippo Inzaghi z trenerem seniorów Massimiliano Allegrim, z doniesień prasowych wynikało, że tylko interwencja osób trzecich zapobiegła bijatyce. I choć nazajutrz klub zorganizował konferencję, na której obaj panowie wszystko dementowali, to nikogo nie przekonali - były napastnik Milanu nie lubi się ze swoim byłym szefem od dawna, bo ten zmarginalizował jego rolę w drużynie, a teraz napięcie podniosły jeszcze plotki, że Inzaghi miałby zastąpić Allegriego.

Tego ostatniego Silvio Berlusconi - właściciel klubu - już dawno by wylał, gdyby nie wstawiennictwo przeciwnego drastycznym ruchom prezesa Adriano Gallianiego. W klubie i tak dzieje się stanowczo zbyt wiele, dotąd słynął on raczej ze stabilności - w szatni panował spokój i profesjonalizm, jeśli nawet niesnaski się zdarzały, to nic nie wyciekało na zewnątrz. To już jednak historia, wszyscy w klubie zdają się być na skraju załamania nerwowego.

Podczas zremisowanego 0:0 meczu Ligi Mistrzów z Anderlechtem na trenerską decyzję, by go zdjąć, zbyt gwałtownie zareagował Kevin-Prince Boateng. Na San Siro chcieli w nim dostrzec następcę Zlatana Ibrahimovicia, ale okazało się, że Ghańczykowi zwyczajnie brakuje umiejętności - łatwiej mu było wyskakiwać zza pleców szwedzkiego wirtuoza, niż rozstrzygać wtedy, gdy to na nim skupia się uwaga przeciwnika.

W niedzielę Boateng wyleciał z boiska za czerwoną kartkę, wcześniej tak samo skończył Cristian Zapata, więc goście schodzili z boiska w dziewięciu. A ponieważ kardynalną wpadkę miał tym razem nawet niezawodny zazwyczaj bramkarz Christian Abbiati, Milan musiał znów przegrać. Zwłaszcza że zderzył się z piłkarzem dla siebie przeklętym ("bestia nera", jak mawiają Włosi) - Antonio di Natale strzelił mu ósmego gola w ośmiu meczach.

Mediolańczycy nie mają dziś w składzie nikogo, na kogo mógłby liczyć zawsze. Dlatego dni Allegriego - ponoć przed wyjazdem do Udine dostał ultimatum - są chyba policzone. A kryzys na San Siro może potrwać. Na San Siro, czyli stadionie, na którym jeszcze niedawno Milan z Interem rozgrywały derby w półfinale Ligi Mistrzów...

Torino przegrywa, Glik fauluje

Więcej o:
Copyright © Agora SA