Przed spotkaniem w ramach 36. kolejki LaLiga z Espanyolem, Barcelona posiadała 7 punktów przewagi nad Realem Madryt. Chociaż "Królewscy" w środę wygrali mecz z Mallorką, i to strzelając bramkę na 2:1 w 95. minucie, to szanse na ich tytuł wciąż pozostawały iluzoryczne. Wystarczy stwierdzić, że Barcelona do jego przypieczętowania potrzebowałaby tylko zwycięstwa z derbowym rywalem.
O ile walka o mistrzostwo Hiszpanii nie mogła wzbudzać już wielkich emocji, tak ciekawy był wyścig o Trofeo Pichichi. W nim długo prowadził Robert Lewandowski, który do poprzedniej kolejki i meczu Barcelony z Realem Madryt miał jedną bramkę przewagi nad Kylianem Mbappe (25 do 24).
Jednakże El Clasico Polak rozpoczął na ławce, gdyż dopiero powrócił po kontuzji. I chociaż po meczu miał powody do radości, bo Barcelona triumfowała 4:3, to musiał też oglądać, jak rywal z Francji strzelił hattricka i wysunął się na prowadzenie w walce o koronę króla strzelców. Ponadto Mbappe dołożył jeszcze jedną bramkę we wspomnianym meczu z Mallorką. To oznaczało, że jego przewaga nad Lewandowskim wynosiła 3 bramki.
Było więc jasne, że 36-latek musiał gonić za wynikiem Francuza. W tym celu mógłby liczyć na to, że koledzy z zespołu częściej będą mu podawać. Przynajmniej w teorii, bo trener Hansi Flick przed czwartkowym meczem Barcelony szybko uciął podobne teorie, jasno dając do zrozumienia, co najbardziej liczy się w spotkaniu z Espanyolem.
- [Korona króla strzelców] To nie jest najważniejsza rzecz. Najważniejsza jest drużyna, a wszystko inne jest drugorzędne - powiedział Flick chwilę przed derbowym meczem, gdy zapytano go o powrót Polaka do wyjściowego składu.