Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji z Getafe, drużyna Realu miała pewność, że po tej kolejce nie zmniejszy swojej straty do FC Barcelony. Katalończycy zdominowali i pokonali dzień wcześniej Mallorkę 1:0, powiększając co najmniej tymczasowo przewagę w tabeli do siedmiu punktów. "Królewscy" byli zatem pod presją i musieli pokonać Getafe, by przywrócić różnicę do czterech "oczek".
Madrytczycy mogli żałować, że to nie Barcelona grała na stadionie Getafe, gdzie w ostatnich latach punktowanie idzie im jak krew z nosa. Przy czym akurat dla samego Realu nie był to tak nieprzyjemny trener. Fakt, z ostatnich pięciu spotkań wygrali tam tylko dwa, ale ogólnie przez poprzednie dziesięć lat tylko raz wracali stamtąd pokonani.
Środowy wieczór nie przyniósł im drugiej porażki. Temu spotkaniu daleko było do miana porywającego, ale Realowi wystarczyło, że w 21. minucie Arda Guler doskonale uderzył z około 20. metra i dał im prowadzenie. Prowadzenie, a w konsekwencji także zwycięstwo, bo Getafe nie było w stanie doprowadzić do wyrównania. W dużej mierze za sprawą Thibaut Courtois, który świetnie bronił zwłaszcza w końcówce.
Zwycięstwo Realu oznacza, że sytuacja na szczycie tabeli La Liga wraca do stanu sprzed 33. kolejki. "Królewscy" udanie odpowiedzieli na wygraną Barcelony i znów tracą do niej cztery punkty. Była to ostatnia kwietniowa seria gier w La Liga, jako że w weekend, a konkretnie w sobotę 26 kwietnia o 22:00 czeka nas El Clasico w finale Pucharu Króla.