Cesc Fabregas, Neymar, Albert Celades, Vitor Baia czy nawet sam Johann Cruyff. To kilku zawodników (łącznie jest ich jedenastu), którzy w barwach Barcelony notowali serię szesnastu meczów z rzędu bez porażki. Po zwycięstwie Katalończyków 4:2 z Atletico Madryt do tego grona dołączył Wojciech Szczęsny. Dorzućmy do tego osiem czystych kont i mamy obraz wspaniałej przygody, jaką dla Polaka jest rok 2025 w katalońskiej bramce.
Amerykańska telewizja ESPN nazwała historię powrotu z emerytury Szczęsnego "historią sezonu" w całej piłce nożnej oraz "czymś wykraczającym poza granicę marzeń". Takich opinii pojawia się zresztą coraz więcej wraz z rosnącą formą Polaka, który w La Liga może pochwalić się średnią 0,57 traconego gola na mecz (cztery wpuszczone bramki w siedmiu spotkaniach).
Taki wynik czyniłby go zdecydowanym kandydatem do zgarnięcia Trofeo Zamora, czyli nagrody dla bramkarza z najniższą średnią puszczonych goli na mecz w rozgrywkach La Liga. W XXI wieku trofeum siedmiokrotnie wędrowało do golkiperów Barcelony. Pięciokrotnie zdobywał je Victor Valdes (2004/2005 i lata 2009-2012), raz Claudio Bravo (2014/15) i raz Marc-Andre Ter Stegen (2022/23). Z kolei najniższą średnią w XXI wieku miał Jan Oblak z Atletico Madryt w sezonie 2015/16 (tylko 0,47 wpuszczonych goli na mecz).
Szczęsny nie pójdzie jednak niestety w ślady żadnego z wyżej wymienionych. Nawet jeśli do końca sezonu La Liga nie dałby się ani razu pokonać. Dlaczego? Niestety, aby mieć szansę na trofeum, bramkarz musi rozegrać co najmniej 28 meczów minimum po 60 minut w każdym. Barcelonie zostało ich jedenaście, a Polak ma teraz siedem, więc wymaganego kryterium już nie może spełnić. Spośród bramkarzy spełniających wymóg prowadzi Oblak (0,81), który minimalnie wyprzedza Davida Sorię z Getafe (0,82).