• Link został skopiowany

Brzmi jak żart. Tak Barcelona chce wykiwać Lewandowskiego. "Ciężki frajer"

Michał Kiedrowski
Polskie media obiegła informacja, że Robert Lewandowski może zostać w Barcelonie nie tylko na jeden, a dwa kolejne sezony i ma to być niby dowód, jak bardzo w klubie wierzą w Polaka. Tymczasem warunki, jakie klub miałby Polakowi proponować, to raczej policzek dla takiego weterana.
SOCCER-SPAIN-CLV-FCB/REPORT
Fot. REUTERS/Miguel Vidal

We wtorek zapadły kolejne ważne decyzje odnośnie przyszłości Barcelony. Po pierwsze, La Liga opublikowała nowe limity wydatków dla swoich klubów. Akturalny lider ligi hiszpańskiej może odtrąbić kolejny sukces - obecnie obowiązujący limit na płace i transfery wynosi 463 mln euro i jest o 40 mln euro większy niż ten, z którym klub zaczynał sezon.

Zobacz wideo

Barcelona wciąż cierpi przez niski limit wynagrodzeń

Jednak obok tej dobrej dla klubu informacji pojawiła się też gorsza. Inigo Martinez przedłużył kontrakt z klubem, ale nowej umowy nie można zarejestrować, bo Barcelona nie ma już miejsca na to w obowiązującym limicie na wynagrodzenia. Ten fakt jest tym bardziej bolesny dla klubu, że nie chodzi o jakieś nie wiadomo jak wysokie pieniądze. Martinez ma dalej zarabiać tyle, ile w trwających rozgrywkach, to znaczy ok. 4 mln euro za sezon. Jak na stawki obowiązujące w Barcelonie, to niewiele.  

Znacznie więcej pochłonęły kontrakty Ronalda Araujo, Pedriego, Gaviego i Pau Cubarsiego, których przedłużenie ogłaszała Barcelona w ostatnich kilku dniach. I to one wyczerpały limit, którego zwiększenie było możliwe m.in. dzięki temu, że prezydent klubu Joan Laporta sprzedał na trzydzieści lat 475 miejsc VIP na stadionie Camp Nou dwóm inwestorom z Bliskiego Wschodu. 

Od pewnego czasu wiadomo też, że na dłużej w Barcelonie zostanie Robert Lewandowski. Umowa Polaka obowiązuje do końca czerwca 2026 r., jednak klub miał możliwość wypowiedzenia jej z końcem sezonu, jeśli Lewandowski nie zaliczyłby 55 procent meczów swojej drużyny. Do tego limitu miały się liczyć tylko występy w pierwszym składzie lub w roli zmiennika przez co najmniej 45 minut. Do tej pory Polak wystąpił w 91 procentach meczów swojej drużyny w tym sezonie i nie dał żadnych powodów władzom klubu, by jego kontrakt przedwcześnie zakończyć. 

Polak jeszcze jeden rok dłużej w Barcelonie?

W ostatni poniedziałek pojawił się jednak w klubie nowy pomysł, co z Polakiem zrobić. Według przecieków medialnych Barcelona chciałaby przedłużyć umowę z Lewandowskim aż do końca czerwca 2027 roku. I choć przekazy prasowe twierdzą, że to ma być wyraz wiary, iż Polak będzie utrzymywał wysoką formę nawet jako 38-latek, to tak naprawdę jest wręcz przeciwnie. 

To jest raczej wyraz braku wiary w to, że Polak w kolejnym sezonie wciąż będzie trafiał do bramki. A świadczą o tym warunki, jakie klub miał zaproponować napastnikowi.  

Według różnych wersji w ostatnim roku swojego obecnego kontraktu Lewandowski miałby zarobić 20 lub 26 mln euro. Klub chciałby tę płatność rozbić na dwa lata dzięki przedłużeniu umowy, a Polaka kusi ofertą, że mógłby swoją pensję zwiększyć dzięki bonusom za określoną liczbę goli lub występów.  

Już na pierwszy rzut oka widać, że na tej umowie zyska tylko jedna strona: Barcelona. Dzięki obniżeniu pensji Polaka uzyska miejsce w limicie na wynagrodzenia i to się wydaje głównym celem tej restrukturyzacji umowy napastnika.

Barcelona chce wystrychnąć Lewandowskiego na dudka?

Lewandowski wykazałby się dużą dozą naiwności, gdyby na takie zapisy się zgodził. Nie chodzi tylko o to, że ewidentnie straciłby na tym finansowo. Przecież po sezonie 2025/26 byłby wolnym zawodnikiem i mógłby podpisać jeszcze jeden wysoki kontrakt i to niekoniecznie w Arabii Saudyjskiej.  

Chodzi też o to, że godząc się na takie zmniejszenie pensji, zrobiłby miejsce w limicie wynagrodzeń dla swojego konkurenta. Przecież pozyskanie nowej "dziewiątki" to według katalońskich mediów priorytet dla klubu w letnim okienku transferowym.  

Innymi słowy, Lewandowski zostałby ciężkim frajerem, gdyby poszedł na rękę klubowi, zmniejszając swoje wynagrodzenie i wylądował potem na ławce, bo w ten sposób przyczyniłby się do zrobienia miejsca swojemu rywalowi. 

Nawiasem mówiąc: są ligi, w których tego rodzaju restrukturyzacja kontraktu jest zabroniona. Tak jest na przykład w NBA. Zawodnik nie ma prawa zgodzić się na obniżkę pensji, by zespół mógł znaleźć się w limicie wynagrodzeń. Klub może renegocjować kontrakt tylko z zawodnikami, którym chce dać podwyżkę. Każda umowa jest gwarantowana i żadna kontuzja, żadna obniżka formy czy problemy finansowe klubu nie mogą być powodem, by zawodnik nie dostał ustalonej wcześniej kwoty. 

Gdyby Barcelona nie miała kłopotów, nie byłoby dwóch Polaków w klubie

Jeśli chodzi o Polaków w Barcelonie, to kibice znad Wisły i Odry powinni żywić szczególne wyrazy wdzięczności wobec Josepa Marii Bartomeu. Gdyby poprzedni prezydent Barcelony nie doprowadził katalońskiego klubu na skraj bankructwa, nie mielibyśmy dwóch Polaków w barwach "Blaugrany".  

Lewandowski był już na wylocie po poprzednim sezonie, który nie spełnił oczekiwań wymagających kibiców katalońskiego klubu. To Polak był wymieniany wśród tych, którzy powinni opuścić zespół, aby możliwa była jego przebudowa. Tymczasem jednak Barcelona nie miała możliwości finansowych, aby przebudowy drużyny dokonać. Z szumnie zapowiadanych transferów przyszedł tylko Dani Olmo, który i tak został dopiero zatwierdzony do gry warunkowo. 

Jeśli natomiast chodzi o Wojciecha Szczęsnego, to jego ogromnym atutem w negocjacjach z Barceloną były nie tylko wysokie umiejętności, ale też niewygórowana pensja. Polak zarabia mniej nawet od Inakiego Peny, rezerwowego bramkarza Barcelony. I jeśli Szczęsny swoje skromne wymagania utrzyma na tym samym poziomie, to może liczyć bardziej na przedłużenie umowy z klubem niż jego obecny konkurent do miejsca w bramce Blaugrany

Michał Kiedrowski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: