Sobotnie spotkanie na Estadio Santiago Bernabeu jawiło się jako starcie niezwykłej wagi. Nie tylko z tego powodu, że naprzeciwko siebie stanęły zespoły z jednego miasta. Stawka derbów Madrytu była ogromna. Oba zespoły są w walce o mistrzostwo Hiszpanii. Real chciał umocnić się na pozycji lidera La Liga. Atletico chciało spróbować przeskoczyć lokalnego rywala i zrobić to, co w grudniu udało się zrobić w Barcelonie.
Podopieczni Diego Simeone 21 grudnia pokonali na wyjeździe FC Barcelonę, a gola na wagę trzech punktów w końcówce meczu zdobył Alexander Sorloth. Atletico wierzyło, że ten rezultat uda się powtórzyć na Santiago Bernabeu. Zwłaszcza, że drużyna argentyńskiego szkoleniowca przed meczem z Realem mogła się pochwalić niezwykłą statystyką. Z ostatnich 21 meczów przegrała tylko jeden.
Real znajdował się w zupełnie innym położeniu. Owszem - wciąż prowadził w tabeli La Liga, ale w poprzedniej kolejce przegrał z Espanyolem (0:1), a w tygodniu rzutem na taśmę pokonał Leganes w 1/4 finału Pucharu Króla (3:2).
Czytaj: Ależ inwestycja PZPN. Wykładają 90 milionów, a to nie koniec!
Jedna ze statystyk przemawiała jednak za zespołem Carlo Ancelottiego. Atletico na ligową wygraną na stadionie Realu czekało od 2016 roku. Wówczas jedynego gola zdobył Antoine Griezmann. Francuz znalazł się oczywiście w wyjściowym składzie na sobotnie starcie. To on i znajdujący się w dobrej formie Julian Alvarez mieli być największą bronią Atletico. Po drugiej stronie boiska atak tworzył tercet Rodrygo - Mbappe - Vinicius. Podstawową i nieco eksperymentalną parę stoperów Realu Carlo Ancelotti znów złożył z Raula Asencio i Aureliana Tchouameniego.
Ten drugi stał się antybohaterem pierwszej połowy. To właśnie Francuz faulował w polu karnym Samuela Lino, a sędzia Cesar Soto Grado po konsultacji z arbitrem VAR podyktował jedenastkę, którą na gola piękną podcinką zamienił Julian Alvarez.
Dzięki tej bramce to Atletico schodziło na przerwę w lepszych humorach, choć kibice gości mogli mieć jeszcze więcej powodów do radości. Groźny strzał - już przy stanie 1:0 - oddał bowiem Javi Galan. Goście konsekwentnie realizowali swój plan. Widać było, że są nastawieni na grę z kontrataku. Bronili szczelnie i nie dawali się przedostać Realowi pod pole karne Oblaka. Dość powiedzieć - zespół Carlo Ancelottiego w pierwszej połowie nie oddał celnego strzału.
Po przerwie sytuacja uległa zmianie. Gospodarze momentalnie wzięli się do pracy i szybko, bo już w 50. minucie doprowadzili do wyrównania. Kylian Mbappe pokonał Jana Oblaka i zdobył swojego 16. gola w tym sezonie La Liga. Chwilę później mogło być 2:1, ale strzał Bellinghama zatrzymał się na poprzeczce.
Zdobyty gol podziałał mobilizująco na gospodarzy, którzy raz po raz zaczęli zagrażać bramce strzeżonej przez Oblaka. Słoweniec z najwyższym trudem bronił strzały Rodrygo i Viniciusa. Aktywny był także Mbappe. Ofensywne akcje Atletico stały się rzadkością. Nie zmieniły tego nawet trzy zmiany, których po nieco ponad godzinie dokonał Diego Simeone.
Ostatecznie, choć to Real był stroną dominującą, starcie zakończyło się remisem. Gospodarze utrzymali tym samym pierwsze miejsce w ligowej tabeli.
W następnym spotkaniu ligowym Real Madryt zagra na wyjeździe z Osasuną (15 lutego), a cztery dni wcześniej zmierzy się z Manchesterem City w meczu fazy play-off Ligi Mistrzów. Atletico - także 15 lutego - podejmie Celtę Vigo. Oba madryckie zespoły czekają na wynik spotkania FC Barcelony, która w niedzielę 9 lutego w ramach 23. kolejki La Liga zagra z Sevillą.