Ligowe starcie Barcelony z Valencią, które te kluby rozegrały nieco ponad tydzień temu (niedziela 26 stycznia), zakończyło się prawdziwą miazgą. Katalończycy rozgnietli rywali 7:1, prowadząc 4:0 już w 24. minucie. Lanie było okrutne, a "Nietoperze" wyglądały jak amatorski zespół złożony z przypadkowo zrekrutowanych do gry ludzi.
Hansi Flick ewidentnie nie zamierzał przesadnie kombinować i wybierając skład, uznał, że skoro raz zadziałało, to zadziała ponownie. Jedyna różnica między wyjściową jedenastką ze starcia ligowego a tą na ćwierćfinał Pucharu Króla, to Pedri zamiast Marca Casado. Oznaczało to Ferrana Torresa w miejsce Roberta Lewandowskiego na szpicy i Wojciecha Szczęsnego w bramce.
Barcelona zaczęła ten mecz z Valencią równie piorunująco, co ich wspomniane starcie ligowe. Nawet otworzyli wynik meczu w dokładnie tej samej minucie co wtedy, czyli w trzeciej. Świetne podanie od Alejandro Balde otrzymał Ferran Torres, który uciekł Yarkowi Gasiorowskiemu i spokojnie pokonał Stole Dimitrevskiego. Na drugiego gola trzeba było poczekać dłużej, bo "aż" do 17. minuty. Strzał Lamine'a Yamala, odbity przez bramkarza na słupek, dobił znów Torres. Sędziowie początkowo dopatrzyli się spalonego, ale VAR skutecznie wyprowadził ich z błędu.
Minuta 23. to już 3:0. Długie podanie od Pedriego do Fermina Lopeza, ten perfekcyjnie unika spalonego, mija bramkarza i dopełnia formalności. Mało? "Mało!" - odpowiedzieli gracze Barcelony. Wszak już w 30. minucie było 4:0. Hattricka ustrzelił Ferran, który wykorzystał zgranie piłki od Raphinhi i ze skraju pola karnego oddał idealnie celny strzał, nie dając szans Dimitrevskiemu.
Obrońcy Valencii sprawiali wrażenie, jakby nie wiedzieli co to spalony, bo przy każdym golu łamali linię. Natomiast Barcelona tym razem na strzelenie czterech bramek potrzebowała 30 minut, a nie 24. Może na wyjeździe chcieli być delikatniejsi dla gospodarzy? U siebie to jeszcze przed przerwą strzelili piątego. A na Estadio Mestalla poprzestali na 4:0.
W drugiej połowie Barcelona znacznie zwolniła. Valencia nawet strzeliła gola krótko po przerwie, ale okazało się, że akurat obrońcy Katalończyków wiedzą, jak łapać rywali na spalonym. Sama "Blaugrana" nie chciała już nawet szczególnie strzelać goli, ale... i tak się udało. W 59. minucie strzał Yamala odbił się lekko rykoszetem od Moukhtara Diakhaby'ego i zaskoczył Dimitrevskiego. Macedończyk powinien był to obronić tak czy inaczej, ale nie żeby to robiło Valencii jakąś większą różnicę.
Obie drużyny chciały już głównie dograć ten mecz do końca. Barcelona mogła strzelić na 6:0, ale Daniego Olmo zatrzymał w 76. minucie bramkarz. Z kolei Valencia drugi raz trafiła do siatki i drugi raz ze spalonego (oni naprawdę powinni sobie przypomnieć, co to jest). Tym samym więcej goli w tym meczu już nie zobaczyliśmy.
Barcelona z ogromnym spokojem awansowała do półfinału Pucharu Króla. Dołączyła tym samym do Realu Madryt, Realu Sociedad i Atletico Madryt. Rywala poznają drogą losowania w środę 12 lutego. Półfinały rozgrywane są w formacie dwumeczów. Pierwsze spotkania odbędą się pomiędzy 25 a 27 lutego, a rewanże pomiędzy 1 a 3 kwietnia.