To był jeden z najbardziej szalonych i koszmarnych meczów Wojciecha Szczęsnego. Choć po jego niefortunnych interwencjach Barcelona przegrywała z Benfiką 1:3, to ostatecznie triumfowała 5:4, strzelając zwycięskiego gola po kontrataku w ostatniej minucie spotkania. Szczęsny mógł odetchnąć z ulgą.
- Taki mecz dla większości zespołów, z wyjątkiem kilku najlepszych, zakończyłby się porażką. Siła ofensywna Barcelony jest jednak ogromna, dlatego Katalończycy odwrócili losy spotkania. Wojtek powinien dać na mszę, że to się tak skończyło - mówi Sport.pl Adam Matysek, były bramkarz reprezentacji Polski i Bayeru Leverkusen, a dziś komentator Viaplay.
Ekspert nie ma wątpliwości, że to, stracone w Lizbonie bramki obciążają konto Szczęsnego. W 22. minucie Szczęsny, wybiegając mocno do przodu, z impetem zderzył się z własnym obrońcą Alejandro Balde.
- Było takie ujęcie, na którym widać, że Szczęsny stał w tej sytuacji bardzo wysoko. Piłka była od niego jednak daleko. Powinien ją zostawić obrońcy. Problem z komunikacją, który tam był, to jest jedno. Obrońca oczywiście powinien widzieć, że bramkarz wychodzi, ale intuicyjnie skupił się na piłce i zawodniku Benfiki, który za nim biegł. To był jednak bardzo poważny błąd Wojtka. Widzieliśmy już te jego problemy przy wyjściach i ostatnio z Realem Madryt w Pucharze Króla, i kiedyś na mistrzostwach świata - przypomniał Matysek. Z Realem Polak wybiegł przed pole karne do pędzącego Kyliana Mbappe i wyciął rywala. Na MŚ w 2018 r. w meczu z Senegalem próbował ratować sytuację po zbyt lekkim dograniu Jana Bednarka, przez co piłkę przejął wchodzący na boisko z bocznej linii rywal. Szczęsny minął się z Senegalczykiem.
Teraz przy ofensywnym systemie gry Barcelony, między obrońcami i bramkarzem jest spora odległość, bramkarz w Barcelonie musi to dobrze wyczuwać i minimalizować zagrożenie ustawieniem.
- Ja wiem, że on musi w tym systemie Barcelony stać wysoko i czekać na piłki, które może przechwycić, ale w tej sytuacji dokonał błędnej oceny. Gdyby został z tyłu, nic złego raczej by się nie wydarzyło. Balde szybko zareagował i przejąłby tę piłkę. A tak na zderzeniu Polaka z Hiszpanem skorzystał napastnik Benfiki - podsumował to Matysek.
Cała sytuacja nie dość, że była absurdalna i komiczna, to jeszcze mogła skończyć się kontuzją dla Polaka i jego kolegi z drużyny. Obaj na szczęście wstali i kontynuowali grę.
Szczęsny, który za ten mecz od najpopularniejszych statystycznych portali dostał najniższą ocenę z wszystkich zawodników na boisku, osiem minut później spowodował rzut karny. Dobiegł do będącego nieco z boku bramki rywala i wślizgiem próbował wytrącić mu piłkę. Zahaczył jego nogi i sędzia wskazał na jedenasty metr. To też nie była dobra interwencja.
- Tu mam wrażenie, Wojciech za szybko poszedł na dół. Myślał, że rywal od razu uderzy. Mógł dłużej zostać na nogach i szachować przeciwnika. Oczywiście nie wiadomo, co by z tego wyszło, ale wszedł w rywala za mocno. Pamiętajmy też, że w Lizbonie padał deszcz, na murawie był mocny poślizg. Czy ten kontakt z rywalem był lżejszy, czy mocniejszy nie ma już takiego znaczenia, bo bramkarz musi liczyć się z tym, że przeciwnik to wykorzysta, dodając trochę dramaturgii od siebie. Tu tak się właśnie stało, ale jakakolwiek próba obrony Wojtka w tej sytuacji jest nie na miejscu. Grając tyle meczów w karierze, dokonując tylu interwencji, będąc tak doświadczonym, powinien to lepiej ocenić - nie ma wątpliwości nasz rozmówca.
Przy pechowej czwartej bramce dla gospodarzy (samobój Ronalda Araujo) Polak nie mógł wiele zrobić. Jednak podczas całej kariery przyzwyczajał nas, że w trudnych i beznadziejnych sytuacjach umiał ochronić zespół przed stratą gola.
- Ten mecz nie zamazuje jego całej kariery, tego czego dokonał w innych klubach, jak dobrze grał. On niejednokrotnie pomagał swym drużynom, ale w tym meczu po prostu popełnił dwa błędy. Dobrze, że ma silną psychikę, która też mu w karierze pomogła, potrafi sobie różne rzeczy poukładać. Myślę, że też dlatego, mimo że był już przez kilka miesięcy na emeryturze, Barcelona go wzięła. Ma do niego zaufanie - ocenił to Matysek.
Być może to właśnie ten element, czy też chęć podbudowania Szczęsnego sprawiły, że trener Hansi Flick trochę nieoczekiwanie wstawił Polaka do pierwszego składu w rywalizacji w Lidze Mistrzów w Lizbonie.
- To zaufanie jest cały czas. Po czerwonej kartce za wejście w Mbappe w starciu z Realem teraz dostał kolejną szansę w Lidze Mistrzów. Czy będzie bronił dalej? Trudno powiedzieć. Na dzień dzisiejszy, patrząc na styl gry i mocne strony Szczęsnego i Inakiego Peni, wydaje mi się, że to Hiszpan jest tym bramkarzem, który daje Barcelonie więcej spokoju. Jest młodszy, szybszy, sprawniejszy na linii, ale też przy wybiciach piłek wrzucanych za obronę Barcy. Wiemy, że Wojtek z tymi wyjściami już miał problemy, a grając ostatnio w Juventusie przy niżej ustawionej obronie, takich wycieczek za pole karne właściwie nie było - mówi Matysek.
Czy bramkarski blamaż z Benfiką ostudzi nieco chęci Flicka do wystawiania Polaka w pierwszym składzie w Lidze Mistrzów? Jeśli w niedzielę z Valencią zagra Pena, to odpowiedź na to pytanie poznamy najdalej za tydzień. 29 stycznia Barca zagra u siebie w Champions League z Atalantą. Jeśli w tym spotkaniu Szczęsny znów pojawiłby się od początku, byłoby to bardzo dobrą informacją dla niego i polskich fanów. Trudno rozstrzygnąć, jaką informacją byłoby to dla samej Barcelony.