Ostatnio FC Barcelona nie miała dobrej passy w La Liga. Na początku listopada wygrała 3:1 z Espanyolem, po czym złapała lekką zadyszkę. 0:1 z Realem Sociedad i 2:2 z Celtą Vigo to wyniki zdecydowanie poniżej oczekiwań. Eksperci i kibice zaczęli nieco niepokoić się o formę zawodników. Mimo wszystko liczyli, że w sobotę wrócą na zwycięską ścieżkę. I okazję do tego mieli kapitalną, bo ich przeciwnikiem było Las Palmas, a więc zespół, póki co, walczący o utrzymanie w lidze.
Pierwsza połowa była dość rozczarowująca w wykonaniu piłkarzy Hansiego Flicka. Choć mieli więcej okazji bramkowych, to nie przełożyło się to na wynik rywalizacji. I tak Barcelona schodziła na przerwę bez zdobytego gola. Tego nie strzelili też rywale, choć również mieli kilka szans. Brakowało jednak skuteczności. Dodatkowo w pierwszej partii doszło do dramatu. Alejandro Balde otrzymał cios w krtań od jednego z przeciwników i miał kłopoty z oddychaniem. Nie był w stanie kontynuować rywalizacji.
Druga połowa zaczęła się fatalnie dla Barcelony, bo już w 49. minucie do siatki trafił Sandro Martinez. Piłkarze Las Palmas wyprowadzili wręcz bezbłędny kontratak, z którym zawodnicy Flicka nie mieli szans. A na tym goście zatrzymywać się nie zamierzali. I choć w 62. minucie wyrównał Raphinha, to już chwilę później znów Las Palmas na prowadzenie wyprowadził Fabio Silva. I ostatecznie to drużyna przyjezdnych triumfowała 2:1.
To już trzeci mecz z rzędu w La Liga, w których Barcelona traci punkty. Mimo wszystko pozostała na prowadzeniu (34 pkt) i pewne jest, że w tej kolejce go nie straci. Drugi Real Madryt ma 30 punktów, ale też dwa spotkania rozegrane mniej. Jeśli więc wygra oba mecze, to wyprzedzi Katalończyków w zestawieniu. Tak więc sytuacja graczy Flicka mocno się komplikuje. Trzecią lokatę okupuje z kolei Atletico Madryt (29 pkt), które także nie rozegrało jeszcze meczu w 15. kolejce La Liga.