A jednak! Rewolucja w Realu Madryt. Na świecie zawrzało

Michał Kiedrowski
Wystąpienie Florentino Pereza na walnym zgromadzeniu członków Realu Madryt odbiło się szerokim echem. Wielu jednak mogło umknąć to, co najważniejsze. Prezydent Realu chce zerwać z tradycją i zmienić klub nie do poznania. A socios - choć to właśnie w najbardziej oddanych fanów uderzą zmiany - tej rewolucji przyklaskują.

W ostatnią niedzielę odbyło się walne zgromadzenie członków Realu Madryt. Podczas zebrania głos zabrał sam prezydent Florentino Perez. Podczas przemowy poruszył bardzo wiele kluczowych dla klubu kwestii. Media skupiły się przede wszystkim na dwóch najbardziej medialnych. 

Zobacz wideo

Perez podziękował Finowi, który zrezygnował ze Złotej Piłki

Po pierwsze chodzi o uzasadnienie bojkotu przez Real ceremonii wręczenia Złotej Piłki. Delegacja z Madrytu odwołała lot czarterowy do Paryża na krótko przed galą. Działacze dowiedzieli się bowiem, że ich faworyt do miana najlepszego piłkarza sezonu 2023/24, czyli Vinicius Junior, nie wygra. Perez nie krył, że uważa, iż Real padł ofiarą spisku.

- To zaskakujące, że w oświadczeniu UEFA napisała, że nie będą mieli wpływu na system głosowania… Zmienili przecież liczbę zawodników, na których można głosować (z pięciu na dziesięciu), a także liczbę głosów, jakie dziennikarz może przyznać zawodnikowi (z sześciu do piętnastu) - mówił Perez i kontynuował: - Zaskakujące jest to, że skoro piłka nożna jest tak globalna, dziennikarze z krajów, w których mieszka tyle ludzi, co w Indiach, nie głosują… A z krajów, w których mieszka mniej niż milion osób, już tak. I nikt ich nie zna! Gdyby nie Namibia, Uganda, Albania i Finlandia, wygrałby Vinicius. A poza tym te kraje nie oddały Viniciusowi żadnych głosów. Żadnych! - mówiąc to, Perez głośno się roześmiał. 

- Fin przynajmniej zrezygnował, przyznając się do błędu. Dziękuję mu za to. Złota Piłka musi być organizowana niezależnie, a głosy muszą być w rękach ludzi, którzy cieszą się prestiżem - na przykład trenerów drużyn narodowych. Kogoś, kto wie, że ich głosy może oznaczać utratę szacunku. Dlatego uznaliśmy, że nie powinniśmy lecieć na galę - uzasadnił Perez. 

Perez oskarża FIFĘ i UEFĘ

Drugim segmentem przemówienia Pereza, który zwrócił uwagę mediów, była krytyka działań FIFA i UEFA. Szef Realu cały czas ma nadzieję, że uda mu się stworzyć niezależną od piłkarskich organizacji Superligę dla najlepszych klubów kontynentu. UEFA i FIFA ten pomysł torpedują. Jedną z form walki z ideą Superligi było rozszerzenie Ligi Mistrzów o dodatkowe mecze i terminy. Razem z nowymi rozgrywkami FIFA: Klubowymi Mistrzostwami Świata spowodowało to takie rozdęcie kalendarza, że gdyby Real zagrał maksymalną liczbę meczów we wszystkich rozgrywkach, sezon skończyłby z liczbą 82 spotkań.  

- Kalendarz wiąże się z alarmującym wzrostem liczby kontuzji. UEFA i FIFA dodały 14 meczów, co odpowiada dwóm i pół miesiącom rywalizacji. W sumie mieliśmy 14 kontuzjowanych zawodników i 22 urazy. W Madrycie mieliśmy siedmiu urazów więzadeł krzyżowych w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Według lekarzy są one głównie spowodowane zmęczeniem. W tym roku kalendarz był bardziej napięty niż kiedykolwiek. Uderzające jest to, że zawodnik taki jak Jude Bellingham rozegrał 251 meczów w wieku 21 lat. Dla porównania David Beckham w jego wieku rozegrał 54 mecze. Brak odpoczynku wpływa na karierę zawodników i jakość widowiska. FIFA stworzyła Klubowe Mistrzostwa Świata, które pozbawiają zawodników zwykłego odpoczynku. UEFA zorganizowała 488 oficjalnych meczów 10 lat temu, a teraz liczba ta wzrosła do 769, czyli o 57 procent, mając tylko jeden cel: zarobić więcej pieniędzy. Dzieje się to bez uwzględnienia głównych bohaterów sportu. Szefowie UEFA i FIFA zapomnieli, że sport musi być zrównoważony. Narażają zdrowie zawodników i lekceważą fanów - oskarżał Perez. 

Słowa Pereza zelektryzowały świat finansów

Trzecią sprawą, być może najważniejszą dla przyszłości Realu, były plany, jakie przedstawił Perez odnośnie przekształcenia klubu w bardziej komercyjny i korporacyjny projekt biznesowy.  

- Nasz klub musi mieć strukturę organizacyjną, która ochroni nas jako instytucję, a także chroni nas wszystkich jako właścicieli Realu Madryt. Zrobimy wszystko, co konieczne, aby zapewnić, że ten klub nadal będzie należał do jego członków, tak jak miało to miejsce przez całą naszą 122-letnią historię. Przedstawimy temu zgromadzeniu propozycję reorganizacji korporacyjnej klubu, która wyraźnie zabezpieczy naszą przyszłość, ochroni nas przed zagrożeniami, przed którymi stoimy, a przede wszystkim zapewni, że my, członkowie, będziemy prawdziwymi właścicielami naszego klubu, prawdziwymi właścicielami naszych aktywów finansowych we własnym imieniu - powiedział prezydent Realu. 

Trochę to zagadkowe słowa i mało atrakcyjne, by wydobyć z tego jakiegoś chwytliwego newsa. Ale to właśnie one zagrzmiały jak syrena alarmowa dla najbogatszych ludzi świata. Szczególnie w jednym rejonie naszego globu.  

Więcej pisze o tym prasa brytyjska i amerykańska, szczególnie ta biznesowa. Nie ulega wątpliwości, że prezydent Realu nie chce, by klub był nadal stowarzyszeniem non profit, w którym właścicielami klubu są jego, płacący składy członkowie zwani socios. Zdaniem mediów Perez chce, aby członkowie klubu mogli wykupić swoje akcje. Wartość całego klubu określił na poziomie 10 miliardów euro. To znacznie powyżej wyceny, jaką wyznaczył magazyn "Forbes" (6,3 mld) czy inne biznesowe analizy np. raport Football Benchmar (5,26 mld). 

Media są pewne: Real zrywa z tradycją i szuka inwestora

Serwis "Bloomberg" jasno pisze, że "Real próbuje otworzyć drzwi dla zewnętrznego inwestora". Serwis TBR Football twierdzi, że wiadomość już zelektryzowała finansistkę Amandę Staveley i jej męża Mehrdada Ghodoussiego. Nazwiska tej pary mogą niewiele mówić kibicom, ale to właśnie oni jako specjaliści od przejęć w sportowym biznesie zaangażowani byli w sprzedaż inwestorom znad Zatoki Perskiej Manchesteru City i Newcastle United. Staveley pracuje właśnie nad przejęciem części udziałów w Tottenhamie. Oczywiście nie dla siebie, ale dla konsorcjum inwestorów, które reprezentuje. Jednak pojawienie się perspektywy przejęcia choćby małego kawałka najbogatszego piłkarskiego klubu świata mogą zmienić zapatrywania inwestorów, szczególnie tych znad Zatoki Perskiej. 

Brytyjski "Independent" pisze: "Perez podkreślił, że klub nadal będzie należał do kibiców, ale będzie to wymagało «reorganizacji korporacyjnej». Zadłużenie wzrasta w tym samym tempie, co zapewnienia Pereza. Czy będzie się to wiązało ze sprzedażą udziałów jednemu z funduszy państwowych z Zatoki Perskiej, przeciwko którym Perez od dawna protestuje? Autorefleksja niekoniecznie jest jedną z najlepszych cech Pereza". Autor tekstu Miguel Delaney wyraźnie tu nawiązuje do krytyki, jaką szef Realu wygłaszał pod adresem Manchesteru City czy PSG, które jako własność rodzin panujących z emiratów znad Zatoki Perskiej dysponują zdaniem Pereza właściwie nieograniczonymi funduszami.  

Również dla serwisu Sportspromedia.com zmiany, które chce przeprowadzić Perez, są utorowaniem drogi dla zewnętrznych inwestorów. "Perez dąży do prywatyzacji, aby przyciągnąć nowe wsparcie finansowe" - pisze Ed Dixon. 

Co ciekawe słowa o zarzuceniu 122-letniej tradycji Realu Madryt socios przyjęli gorącymi brawami. Jeszcze chyba nie rozumieją, że jeśli Perez przeprowadzi swoje zamierzenia, to oni będą mieli do powiedzenia w klubie coraz mniej. 

Więcej o: