FC Barcelona i Robert Lewandowski doskonale rozpoczęli sezon 2024/25. Polak strzelił cztery gole w pierwszych czterech kolejkach, a jego drużyna w dobrym stylu wygrała wszystkie spotkania, dzięki czemu na przerwę na kadrę była zdecydowanym liderem La Liga. Tuż po powrocie z meczów reprezentacji Lewandowskiego i Barcę czekało spore wyzwanie - mecz na Montilivi z Gironą, z którą w zeszłym sezonie "Duma Katalonii" przegrała oba spotkania, tracąc w nich po cztery gole.
Robert Lewandowski, który wyszedł w podstawowym składzie zespołu Hansiego Flicka, rozgrywał swój 100. mecz w koszulce Barcelony i szukał w nim swojego 64. gola. Jego drużyna od pierwszego gwizdka wyglądała na Montilivi bardzo dobrze. Na bramki jednak trzeba było chwilę poczekać, bo pierwsze celne strzały Lamine'a Yamala i Roberta Lewandowskiego w pierwszym kwadransie nie sprawiły bramkarzowi Girony Paulo Gazzanidze większych problemów. Po drugiej stronie boiska odpowiadać z dystansu próbował Miguel Gutierrez, ale i on uderzył w środek bramki, w ręce golkipera rywali.
Gole w tym spotkaniu zaczęły padać po pół godziny gry, gdy swoje show rozpoczął Lamine Yamal. W 30. minucie 17-latek zabrał piłkę przed polem karnym Davidowi Lopezowi i w sytuacji sam na sam z Gazzanigą otworzył wynik spotkania.
Siedem minut później było już 0:2, po tym jak po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Raphinhi piłka odbiła się od nogi Roberta Lewandowskiego tak, że spadła pod nogi nabiegającego Lamine'a Yamala, a ten strzałem z kilkunastu metrów skompletował dublet.
Jeszcze przed przerwą niewiele brakowało, aby zdominowana Girona zdołała wrócić do gry. Najpierw po dośrodkowaniu z lewego skrzydła Bryan Gil trafił z bliska prosto w Marca-Andre Ter Stegena, a następnie sędzia Muniz Ruiz nawet podyktował rzut karny dla gospodarzy po zagraniu ręką Inigo Martineza, ale jednak interweniował VAR, jako że Martinez został trafiony w rękę przez współpartnera Alejandro Balde i ostatecznie jedenastki nie było.
Po zmianie stron Girona nie zdołała się nawet obejrzeć, a już przegrywała 0:3. W 47. minucie do piłki za linię obrony zagranej przez Julesa Kounde dopadł Dani Olmo i potężnym strzałem z ostrego kąta kompletnie zaskoczył Paulo Gazzanigę.
Mimo wyraźnego prowadzenia Barcelona dążyła do kolejnych trafień. Dwie dobre sytuacje miał Robert Lewandowski, który najpierw w sytuacji sam na sam został zatrzymany przez Gazzanigę, a następnie uderzył z 16 metrów tuż nad poprzeczką. Inną próbę Lamine'a Yamala dobrze obronił z kolei bramkarz Girony.
W 64. minucie czwartego gola dla Barcy dołożył Pedri. Reprezentant Hiszpanii dostał świetne prostopadłe podanie od Marca Casado, po czym w sytuacji sam na sam minął Paulo Gazzanigę i trafił do bramki gospodarzy.
Pięć minut później zarówno Pedri, jak i Robert Lewandowski opuścili boisko, co oznaczało, że w swoim setnym meczu dla Barcelony Polak zdołał zaliczyć tylko asystę. Kilka minut wcześniej z powodu urazu zdjęty został także Dani Olmo, ale jego reakcja nie pokazywała, aby stało się mu coś poważnego.
W końcówce Girona zdołała zdobyć bramkę kontaktową za sprawą akcji rezerwowych - w 80. minucie po asyście Portu z bliska do siatki trafił Cristhian Stuani. Co więcej, pięć minut później Barcelona oprócz bramki straciła także piłkarza, bo za brutalny faul na Yaserze Asprilli wyrzucony z boiska został Ferran Torres.
FC Barcelona jednak bardzo pewnie pokonała na wyjeździe Gironę 4:1 i z kompletem pięciu zwycięstw umocniła się na szczycie tabeli La Liga. Już w czwartek z kolei Barca rozpocznie zmagania w Lidze Mistrzów, gdy zmierzy się na wyjeździe z AS Monaco.